Dodany: 18.07.2014 22:33|Autor: AnnRK

Książka: Dom złudzeń: Iga
Walczak Iwona J.

2 osoby polecają ten tekst.

"Mamo, to jak ty chcesz wyjść z dna?"


Nie znam tego uczucia, gdy nie ma się żadnych obowiązków, czas nie goni, a pieniądze lecą z nieba i właściwie nie musi się nic więcej niż tylko oddychać, jeść i wydalać. Nie wiem, jak to jest, gdy się śmiga z obcym facetem wynajętym samochodem po Minorce w przerwach między wizytami w spa a zakupami. Nie noszę markowych skarpetek, nigdy nie sprowadziłam sobie ze Stanów kowbojskich botków, a w torebce panoszą mi się raczej paczki chusteczek higienicznych i tabletki przeciwbólowe zamknięte w blistrach niż ruloniki banknotów. Po dziesięć tysięcy. "Na cukiereczki"[1].

To świat Igi, nie mój. I biorąc pod uwagę dalsze losy bohaterki powieści Iwony J. Walczak "Dom złudzeń. Iga", wcale mi nie żal tych markowych skarpetek, i ruloników na cukiereczki też nie. Skoro na pierwszych stronach Iga zwana Teksańską ma się nad wyraz dobrze, ani chybi zdarzy się coś, co zetrze z jej twarzy i uśmiech, i zapewne bardzo drogą szminkę. Owszem, tak właśnie się stanie.

Przyszła kryska na Matyska, przyszła i na Igę. Firma, którą zarządzał jej mąż, okazała się kolosem na glinianych nogach. Dmuchnął nieco większy wiatr, domek z kart runął. Zostały głównie długi, ujemny bilans rozsiadł się na fotelu prezesa, a wierzyciele zastukali do drzwi. Leszek długo ukrywał przed żoną kiepski stan finansów, a ta, choć na Minorce zauważyła, że strumień docierającej do niej gotówki stał się jakby mniejszy, wniosków nie wyciągnęła, zadowalając się nieco tańszym jedzeniem i towarzystwem faceta, który skłonny był to i owo jej zasponsorować. Na słonecznej wyspie Iga nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że oto sielanka się skończyła i nic już nie będzie jak dawniej. Że przyjdzie jej stanąć do walki o utrzymanie firmy i domu, domu złudzeń, pełnego rodzinnych wspomnień, do których wraca, przeplatając je opowieściami z przykrej teraźniejszości.

"Dom złudzeń. Iga" jest drugą, po "Nagich myślach", powieścią Iwony J. Walczak, którą miałam okazję przeczytać. I niby są one zupełnie różne, historie bohaterek do siebie niepodobne, a jednak punktów wspólnych sporo. Zarówno Elżuni z "Nagich myśli", jak i Idze łatwo w życiu nie jest. Tej pierwszej od zawsze, tej drugiej raz wiodło się lepiej, raz gorzej, aż w końcu zrobiło się naprawdę nieciekawie. Mąż najpierw uświadomił jej, jak kiepsko mają się ich finanse, a następnie spakował się i przeprowadził do kochanki. Bohaterki obydwu powieści rozpaczliwie pragną ciepła i miłości. Na swojej drodze spotykają mężczyzn, przy których na nowo odkrywają radość z życia, seksu, bliskości. Te związki nie są jednak idealne. Ani kochanek Elżbiety, ani przyjaciel Igi nie zamierzają porzucać dotychczasowego życia, klękać, oświadczać się, obiecywać domku z ławeczką pod oknem i jabłonką przy okalającym podwórko płocie. Są wspaniałymi kochankami, pieniądze wydają lekką ręką, intrygują niedopowiedzeniami i sekretami, które trzymają w zanadrzu, by w końcu prawdą sypnąć prosto w oczy. I wtedy płyną łzy.

Kobiety łączy coś jeszcze – obie pragną zmian, a nie bardzo potrafią dopasować rzeczywistość do swoich oczekiwań. Niby podejmują próby, niby stawiają na swoim, ale Elżuni nie starcza sił, by nie oglądać się wstecz i rozpocząć nowe życie, a silniejsza, bardziej zdeterminowana Iga i tak zawsze się w coś wplącze. Tak to jest, gdy rozsądek śpi bardzo głęboko. Wystarczy, że na horyzoncie pojawi się amant i pstryknie palcami, by Teksańska galopem, w kowbojskich botkach prosto z Ameryki, popędziła nie rozglądając się na boki, nie patrząc pod nogi, i wpadła owemu amantowi w ramiona.

Nie polubiłam Igi. Nie umiałam jej współczuć. Irytowała mnie swoim podejściem do życia od samego początku. Później wcale nie było lepiej, bo choć zabrała się za porządkowanie firmowych papierów, podjęła walkę o utrzymanie rodzinnego domu – pozostała tą samą niestabilną emocjonalnie kobietą. O ile jej desperackie poszukiwanie męskiego ramienia, na którym będzie się mogła wesprzeć, jakoś jestem w stanie zrozumieć (w końcu nie każdy potrafi samotnie walczyć z przeciwnościami losu, a wielkie dwuosobowe łóżka wynaleziono nie po to, by samotny człowiek spał na nich po przekątnej), to już tego, w jaki sposób traktuje swoich bliskich, znieść nie mogłam. Iga jest egoistką od początku do końca. Nawet o dom walczy jakby tylko dla siebie. Chce, żąda, wymaga. Ma żal do swej dorosłej córki, że ta tak rzadko ją odwiedza, ale przecież nic nie dzieje się przypadkiem. Błędy z przeszłości zwykle rzutują na przyszłość, a Teksańska nie jest bez winy.

Najbardziej drażniło mnie w bohaterce to, że na swoich błędach się nie uczy. Ma kilkuletniego synka, któremu poświęca mniej czasu niż ja mojej kotce. Staś jest rezolutnym dzieckiem, nieustannie rozbrajał mnie swoimi tekstami ("Mamo, to jak ty chcesz wyjść z dna? Musisz się wreszcie oduczyć paniki!"[2]). Już teraz widzi i rozumie bardzo wiele. Wyobrażam sobie te wielkie, smutne oczy, jak obserwują oddalającą się matkę, która jak zwykle ma do zrobienia coś ważniejszego niż spędzanie czasu z synkiem, i samej mi się robi smutno.

Iga jest pełna pretensji do świata i ludzi. Swoje wady zauważa z trudem i zwykle za późno. Przyczyn swoich niepowodzeń nie szuka w sobie, ale dookoła siebie. Niektóre jej przemyślenia po prostu rozkładają na łopatki. "Kwintesencja mojego życia w pigułce. Uświadomiłam sobie, że mam dzieci z dwoma mężczyznami, ani jeden mąż, ani drugi nigdy o mnie nie walczyli i nie próbowali mnie zmienić, co uważam za wyrządzoną mi krzywdę. Nic nie zrobili, żebym stała się lepsza. Czyli byłam im obojętna!"[3]. Biedna, biedna Iga. Tak bardzo chciała się zmienić, tylko nikt jej tej chęci nie uświadomił, nikt za nią tego nie zrobił. Świat się na nią uwziął. Ewidentnie.

Powieść "Dom złudzeń. Iga" jest uboższa w emocje niż "Nagie myśli". Elżbieta miała w sobie coś, co sprawiało, że chciało się ją przytulić, pocieszyć. Zdecydowanie bardziej przejmowałam się jej losem, mocniej odczuwałam to, co się z nią działo. Iga wyzwala raczej negatywne uczucia, a przez to jej opowieść nie porusza tak bardzo, jak historia Elżuni. Strumień myśli tej drugiej był szczery, spontaniczny, zawierał emocje kłębiące się w kobiecie, niemogące znaleźć ujścia. Teksańska snuje swoją opowieść nieco z dystansem, jakby opowiadała cudzą historię, nie wierząc, że to wszystko mogło przytrafić się jej. No, chyba że się nad sobą użala. Wtedy zaczyna się ekscytować. Niech świat wie, jak bardzo ją skrzywdził. Niech czytelnicy to odczują.

Tytułowy dom złudzeń to nie tylko rodzinna posiadłość, z którą łączą się wspomnienia Igi. Odniosłam wrażenie, że bohaterka zbudowała wokół siebie iluzję prawdziwego domu. Niby ma męża (i eksmęża też), kochanka, córkę, synka, przyjaciół, a więc jest częścią rodziny, częścią kręgu bliskich sobie znajomych – a jednak królują tu chłód i obojętność, każdego zajmują własne sprawy, radości i smutki. Prawie nie ma głębszych, trwalszych relacji. Staś tak bardzo chce mieć tatusia, że widzi go w każdym facecie, który pojawia się w drzwiach domu. Domu złudzeń, bo przecież prawdziwy dom jest pełen ciepła, nawet gdy przez nieszczelne okna wpada do środka zimny wiatr. Sceny, w których pojawia się chłopiec to te najciekawsze w powieści. Najbardziej poruszające, czasami zabawne, niekiedy smutne.

Iwona J. Walczak po raz kolejny zabiera swoje czytelniczki do świata dalekiego od ideału. Przedstawia bohaterów pełnych wad i słabości, które nie pozwalają im na ułożenie sobie życia. Oni wciąż jednak próbują, bo przecież w życiu właśnie o to chodzi, by szukać swojej drogi, by nie poddawać się, choćby znikąd nie było pomocy.


---
[1] Iwona J. Walczak, "Dom złudzeń. Iga", wyd. Replika, 2014, s. 14 (recenzja na podstawie egzemplarza przedpremierowego, numeracja stron może niezupełnie odpowiadać wersji po redakcji i korekcie).
[2] Tamże, s. 163.
[3] Tamże, s. 89.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 863
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: