Dodany: 03.09.2014 10:51|Autor: Frider

Bridget Bond


Wyobraźcie sobie któryś z wcześniejszych filmów o Jamesie Bondzie, jeden z tych, w których Głównym Złym była tajemnicza organizacja Spectra. Zrobione? Dobrze. Teraz w roli głównej obsadźcie Bridget Jones. Jest? Jeżeli mózg Wam się zagotował lub doszło do przepalenia obwodów odpowiedzialnych za logiczne myślenie, przerwijcie na moment i wróćcie do lektury za chwilę.

Już? Dobrze. Jak wspomniałem, bierzemy dowolnego „Bonda” ze złowrogą organizacją Spectra w tle i w roli superagenta obsadzamy Bridget Jones. I tyle, właśnie stworzyliśmy „Spotkanie w Bagdadzie”.

Przyszłą superagentkę poznajemy w bardzo niefortunnym momencie życiowym. Wyrzucona z pracy (została przyłapana przez szefa na wyjątkowo złośliwym natrząsaniu się z jego osoby), siedzi przygnębiona na parkowej ławeczce, szukając perspektyw na przyszłość. Zrządzeniem losu na tej samej ławce przysiada „przystojny chłopak, z jasnymi włosami niczym cherubin, silnie zarysowaną brodą i niezwykle błękitnymi oczami”[1]. Po około dziesięciominutowej rozmowie Victoria Jones (czyli nasza Bridget Bond) jest już całkowicie zakochana w tajemniczym nieznajomym (tajemniczym, bo przez kilka minut raczej trudno poznać człowieka). Jak to elegancko stwierdza Agatha Christie: „spotkanie, natychmiastowe oczarowanie... zniweczenie... dwa kochające serca, rozłączone”[2]. Jedną z informacji, jakie Victoria uzyskuje od swojego świeżo upieczonego ukochanego, jest ta, że w najbliższych dniach udaje się on do Bagdadu, gdzie pracuje w jakiejś instytucji charytatywnej. Victorii więcej nie potrzeba – w ułamku chwili podejmuje decyzję o wyjeździe do niego; bez znajomości dalekiego kraju, bez możliwości podjęcia pracy na miejscu i co najlepsze – bez pieniędzy, z niecałymi czterema funtami w kieszeni. Ja wiem, że istnieje miłość od pierwszego spojrzenia, wiem również, że decyzje czasami podejmujemy impulsywnie, pod wpływem chwili, zdaję też sobie sprawę, że kobiety bywają nieco niezrównoważone w kwestiach uczuć. Jestem w stanie zrozumieć nawet, że niektórzy ludzie potrafią odważyć się na czyny dosyć ryzykowne z bardzo irracjonalnych pobudek. Ale to wszystko naraz u jednej osoby?! (Tutaj powinna być emotikonka przedstawiająca cmokanie i kręcenie głową).

W tym samym czasie, gdy Victoria planuje swoją „nieco nierozważną” podróż do Iraku, w jego stolicy – Bagdadzie – ma się odbyć spotkanie dwóch najważniejszych polityków największych mocarstw światowych i jednocześnie oponentów. Co za tym idzie, uruchomione zostają służby wywiadowcze obu państw, mające zadbać o jak największe bezpieczeństwo swoich mocodawców. Ujawniają się także tajemnicze siły, którym najbardziej zależy na destabilizacji politycznej na świecie, a szansę na nią upatrują w zakłóceniu planowanych rozmów pokojowych. Tutaj zaczynają się kolejne absurdy. Na podstawie lektury można dojść do wniosku, że agencje wywiadowcze obu państw składają się z niedobitków siatek szpiegowskich, głównie w podeszłym wieku. Agenci ci nie są także zbytnio rozgarnięci, bo najściślej strzeżone tajemnice państwowe i wywiadowcze bez oporów powierzają osobom postronnym, nieznanym sobie lub których tożsamości nie zadali sobie trudu zweryfikować. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Victoria idzie przez fabułę jak burza. Nie jest to nigdzie powiedziane wprost, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że – podobnie jak u małp – w niektórych przypadkach spryt z naddatkiem zastępuje inteligencję. Choć bohaterce praktycznie brak instynktu samozachowawczego (ale za to jego rzadkie sygnały wykorzystuje w sposób tak głupi, że myli to jej przeciwników), wychodzi ona z nieprawdopodobnych sytuacji obronną ręką – głównie dzięki inwencji Agathy Christie. Fabuła rozwija się szybko, przyjaciele okazują się wrogami i odwrotnie, miłości przychodzą i odchodzą, a czytelnik zaczyna się zastanawiać, jaką książkę przeczyta jako następną i czy zacznie ją dopiero po zakończeniu „Spotkania w Bagdadzie”, czy nie zdzierży i wymiana nastąpi natychmiast.

Większość powieści to lanie wody. Nie wiem, jak to nazwać inaczej. Autorka skupia się na przedstawianiu ubogiej palety uczuć bohaterki (zachwyt, radość, przerażenie, przypływ odwagi) oraz na stopniowym wprowadzaniu coraz bardziej nieprawdopodobnych wątków do fabuły kryminalnej. Dialogi są sztuczne, sprawiają wrażenie kwestii ze szkolnego przedstawienia, znaczna część wypowiedzi Victorii, a także niektórych osób z jej otoczenia, nie pasuje ani do charakteru postaci, ani do rozgrywających się wydarzeń. Na pewno Agatha Christie nie planowała stworzenia kryminału z wiarygodną fabułą sensacyjną, powieść sprawia raczej wrażenie wariacji przygodowej opartej na schemacie „złapali go i uciekł”. Jednak pisarka w takiej konwencji chyba niezbyt dobrze się czuje. Fabuła nie wciąga, narracja nie zachwyca, humor nie bawi. Może to i jest barwne, ale głupie jak nieszczęście. Infantylne jak Bridget Jones, ale pozbawione jej uroku; nieprawdopodobne jak przygody Jamesa Bonda, ale pozbawione ich widowiskowości. Przeciętne.


---
[1] Agatha Christie, „Spotkanie w Bagdadzie”, przeł. Anna Mencwel, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008, str. 20.
[2] Tamże, str. 26.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1144
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: