Dodany: 14.09.2014 11:34|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

3 osoby polecają ten tekst.

I znów tam byłam, i swoje przeżyłam...


Wróciłam do Malazańskiej Księgi Poległych po prawie dwóch latach od przeczytania dwóch pierwszych tomów. Gdyby mi kazano na wejściu je opowiedzieć, byłby pewien kłopot – z tak bogatego uniwersum i wielowątkowej fabuły nie sposób zapamiętać wszystkiego, zwłaszcza jeśli chodzi o sekwencję zdarzeń i ich lokalizację geograficzną (z natury mam słabe rozeznanie w terenie i bez mapy nawet na żywo nie zawsze umiem odtworzyć trasę, którą szłam kilkakrotnie, a cóż dopiero trasy wędrówek książkowych bohaterów, których autor z nieprawdopodobnym rozmachem przemieszcza po rozległych terenach swojego fantastycznego świata!). Pamięć do nazw własnych i szczegółów wizualnych na szczęście mam lepszą, więc nie sprawiało mi problemu przypomnienie sobie, czym się różni Kallor od K’rula i Kruppego, jak wygląda Anomander Rake i który z Podpalaczy Mostów ma spiłowane zęby. Ale i tak w celu ogarnięcia wszystkiego, co napotkałam w tomie trzecim (Wspomnienie lodu (Erikson Steven)), musiałam parę razy zajrzeć do „Ogrodów Księżyca” i „Bram Domu Umarłych”, chwytając równocześnie bieżące wydarzenia, które wręcz przytłaczają swoim tempem i zakresem.

Ktoś uważany za zmarłego odnajduje się nagle w otoczeniu zupełnie nowych postaci, kogoś, kogo nie podejrzewałoby się o romantyczne skłonności, ogarnia niespodziewane uczucie do osoby innej rasy (i z wzajemnością!), co najmniej dwie figury okazują się kimś zupełnie innym, niż są z pozoru; akcja toczy się w nowych miejscach, a rzecz idzie o zupełnie nowe (albo ukazane zupełnie inaczej, niż kazano nam mniemać na podstawie wcześniejszych tomów) sprawy. Jednym słowem, chaos w myślach jest taki sam, jak był, a słowniczek pomaga tyleż samo, co wcześniej: konia z rzędem temu, któremu przed przeczytaniem całości cokolwiek daje wyjaśnienie: „Kallor – wielki król” albo „Trake/Treach – Tygrys Lata i Walki; Treach – Pierwszy Bohater”; chwała fanom, którzy, ogarnąwszy ten rozległy świat, stworzyli „malazańską wiki”, za pomocą której daje się jako tako uporządkować swoją wiedzę o miejscach i postaciach. Gorzej z mechaniką, bo nadal trudno się połapać, czym różni się magia Jaghutów od magii, powiedzmy, Szybkiego Bena, od czego zależy możliwość korzystania z grot, co warunkuje ascendencję itp. itd. Tyle mankamentów – skąd więc tak wysoka ocena?

Odpuściłam sobie rozważania na powyższe tematy - tak jakbym była szeregowym obywatelem malazańskiego imperium, dla którego otaczająca go rzeczywistość jest niepojęta, a jednak się dzieje i trzeba ją przyjmować jako coś, co jest konieczne - i skupiłam się na tym, co dla mnie zawsze ważne, to znaczy na stylu opowiadania i na psychologii postaci. Bo przecież, nawet gdyby pominąć bogów i inne istoty natury nadprzyrodzonej, często także kierujące się zupełnie ludzkimi motywacjami, większa część bohaterów to najzwyklejsi ludzie. Na przykład kapitan Paran – ten chłopiec, który w prologu „Ogrodów Księżyca” patrzył z Twierdzy Mocka na płonącą Mysią Dzielnicę, teraz mężczyzna młody jeszcze ciałem, ale postarzały na duchu w następstwie wydarzeń, które pozbawiły go rodziny i ledwie co pokochanej kobiety, a potem zmusiły do przyjęcia roli, której nie tylko nie pragnął, ale wręcz się obawiał. Albo Dujek i Sójeczka, ci tak prawi i honorowi żołnierze, bezgranicznie lojalni wobec władzy, ale nawet w ramach tej lojalności nigdy niezdolni przekroczyć granic człowieczeństwa. Albo mhybe, prosta kobieta wykorzystana wbrew swej woli jako „naczynie” do magicznego dzieła i z tego powodu znosząca okrutne cierpienia. Ich przeżycia są tak kapitalnie oddane, tak harmonijnie wpisywane w szalejące wokół wojenno-magiczne piekło, że gdyby tylko za to wystawiało się ocenę, żaden z tych trzech tomów nie zszedłby poniżej szóstki. Erikson potrafi niezwykle nastrojowo opowiadać – wręcz czuje się ten odór krwi i spalenizny, słyszy szczęk broni i łoskot walących się murów, całym sobą odbiera nastrój grozy, niepokoju i słabnącej nadziei. I tak samo jak przy lekturze literatury faktu, stawia się sobie pytanie, dlaczego tak musi być, dlaczego wciąż jacyś wielcy manipulatorzy każą rzeszom ludzi - może różniących się od siebie kolorem skóry, językiem, religią, ale mających takie same marzenia, tak samo czujących, tak samo kochających – wyrzynać się nawzajem w imię mniej lub bardziej fikcyjnych idei?

Sama technika narracji, z wplataniem w nią – jako motta każdego rozdziału – cytatów z wyimaginowanej literatury malazańskiego świata, z urywaniem danego akapitu w kulminacyjnym momencie, by przeskoczyć na inny plan, gdzie poprzednio pozostawieni zostali inni bohaterowie walczący o (swoje czy cudze) życie, zmusza do stałego napięcia i koncentracji. I chociaż doznałam okrutnego zawodu … no, nie, to za słabe, powiem szczerze: normalnie się poryczałam jak wtedy, gdy jako ośmio-czy dziewięciolatka doszłam do finałowych scen „Pana Wołodyjowskiego”… dowiedziawszy się, co autor uszykował dla jednej z moich ulubionych postaci (umówili się z Martinem, że nie pozwolą się czytelnikowi nacieszyć żadnym happy endem, czy co?), chociaż nadal pełna jestem jak najgorszych przeczuć co do losów kilkorga innych bohaterów – już brałabym się za tom czwarty, gdybym nie miała innych czytelniczych obowiązków… Czy za doprowadzenie czytelnika do takiego stanu emocji nie należy się co najmniej piątka?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1063
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: verdiana 14.09.2014 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Wróciłam do Malazańskiej ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Już po pierwszym akapicie wiedziałam, że chcę to przeczytać. Dzięki za nowy trop. ;) Zwłaszcza że postacie świetnie rozpisane. Nie ma znaczenia, czy realne - Białołęcka przecież tak stwarza postacie, że również te magiczne z mocami są takie krwiste, jakby je tworzyła z podręcznikiem psychologii w rękach. I za to ją uwielbiam. Tam nawet Liść, który się pojawia raz i tylko w jednym (!!) zdaniu, napisany jest tak, że po tym zdaniu wiadomo, że ma autyzm, choć to słowo nie pada. ;)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: