Dodany: 27.09.2014 20:31|Autor: Marioosh

Kicz idealny - w sam raz na jesień


Kilka dni temu światem zaczęła rządzić jesień, więc żeby uprzedzić atak jesiennej deprechy, a także żeby rozluźnić się po kilku dość przygnębiających książkach, jakie ostatnio przeczytałem, sięgnąłem po klasyka międzywojennej literatury popularnej, Antoniego Marczyńskiego. Jego powieści są po prostu idealne do lektury w takich miejscach jak pociąg czy plaża, a także do poprawiania nastroju w coraz dłuższe wieczory.

„Perłę Szanghaju”, mimo że ma już 86 lat, czytałem z wielką przyjemnością. Autor skorzystał chyba z rady Hitchcocka, że dobry film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma rosnąć: tutaj pierwsze zdanie brzmi: „Zbudził mnie przeraźliwy krzyk kobiety”[1], a im dalej, tym ciekawiej. Fabuła prościutka: podróżujący po Europie literat Andrzej w pociągu do Rzymu udaremnia zamach na niemiecką studentkę medycyny Charlotte von Nardewitz. Dziewczyna udaje się do Szanghaju na zaproszenie wuja, który chce jej przekazać swój majątek. Po przyjeździe do Rzymu Andrzej chce pożegnać się z nową znajomą i udać się do Egiptu, ale nieoczekiwanie otrzymuje anonim, którego autor sugeruje, że Niemka nie jest osobą, za jaką się podaje. Zaintrygowany, postanawia zmienić plany i towarzyszyć Charlotte w podróży na Daleki Wschód. Droga wiedzie przez Kair, gdzie Andrzej trafia do więzienia, a następnie przez Singapur i Borneo - tam oboje zostają porwani.

Czegóż w tej powieści nie ma! Bohaterowie przeżywają mnóstwo przygód, praktycznie w każdym miejscu, w którym się zatrzymują, zdarza im się coś niesamowitego. Są tutaj chyba wszystkie elementy literatury popularnej: barwne opisy miast, czarne charaktery podążające za parą bohaterów, oczywiście rozwijający się romans Charlotte i Andrzeja, okraszony dialogami niczym z harlequina, jest nawet odrobina grozy w finałowej scenie. Znajdziemy tu i odrobinę historii: bohaterowie przybywają do Szanghaju w 1927 roku i są świadkami wybuchu wojny domowej w Chinach oraz przejmowania władzy przez Kuomintang pod wodzą Czang-Kaj-Szeka. Jest też krytyka bolszewizmu, według słów jednej z postaci gorszego niż tyfus i dżuma – nie ma się chyba co dziwić, że po wojnie książki Antoniego Marczyńskiego zniknęły z polskich bibliotek; co prawda główną przyczyną była świadoma emigracja autora, ale chyba nawet bez tego „Perła Szanghaju” zostałaby skazana na zapomnienie. Powieść zawiera również poważne ostrzeżenie przed narkomanią: sceny z ofiarami opium są dość przygnębiające i przerażające.

A wszystko to skąpane w chwilami tak rozczulającym kiczu, że naprawdę trudno się nie uśmiechnąć: te egzaltowane dialogi, ta zmienność nastrojów głównych bohaterów, ta „czarność” czarnych charakterów... I te opisy niczym z jakiejś baśni, wprost nie mogę się powstrzymać: „Wielka, gorejąca kula wyłoniła się właśnie w całej okazałości spoza wzgórza. Z monarszym gestem rozsiała wokół siebie bezmiar wspaniałej purpury. Ozłociła żółte piaski wydm, ławic, pagórków. Obsypała krociem szmaragdów pióropusze dumnych palm, wybieliła kopułę małego meczetu i wieżyczkę strzelistego minaretu, że lśniły jak śniegi Libanu”[2] – i w tym stylu jeszcze dwa akapity; kto inny napisałby po prostu „Wzeszło słońce” :). Ma to swój urok i mnie on wprost rozczulił; znam ludzi, których podobny lukier zniesmacza, ale ja jestem odporny, zresztą nie sposób zaprzeczyć, że w latach 20. XX wieku po prostu tak wyglądała polska literatura popularna. Tak czy inaczej – polecam, te kilka jesiennych wieczorów poświęconych na lekturę nie będzie zmarnowane, a i humor się Wam poprawi.


---
[1] Antoni Marczyński „Perła Szanghaju”, wyd. Videograf II, 2011, str. 5.
[2] Tamże, str. 115.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 514
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: