Dodany: 28.06.2009 14:17|Autor: Aithne

Czytatnik: Hon no mushi

Ładne, duże i amerykańskie


Jakieś 2 miesiące temu, na którymś dai-oknie, pojechałyśmy z koleżankami do Starego Browaru. Jak zwykle pierwszym (a może i jedynym) miejscem, jakie odwiedziłam, był Empik - i jak zwykle nie udało mi się wyjść z niego z pustymi rękami. Wprawdzie weszłam do środka z postanowieniem "dzisiaj tylko oglądam" i być może nawet by mi się to udało - zwłaszcza, że pod nazwiskiem Buck i Gaarder nie znalazłam niczego nowego - gdyby nie to, że przy wyszukiwaniu na półkach pierwszego z nich mignął mi przed oczami wyraźny napis "judy budnitz"...

...nie pamiętam już, czemu zwróciłam uwagę na "Gdybym ci kiedyś powiedziała". Może spodobała mi się okładka :). A może to robota biblionetki? Tak czy inaczej, pokochałam tą książkę i bez najmniejszych wątpliwości wpisuję ją do wszelkich tworzonych przeze mnie list z gatunku "ulubione", 'the best of', 'top books' etc. Długo miałam nadzieję na odkrycie jakiejś podobnej powieści i z przykrością przeczytałam, że na polski przetłumaczone jest jedynie jedno opowiadanie pani Budnitz, w dodatku dostępne w zbiorze, którego nie widziałam na oczy. A tu nagle cała książka!

Nie mogłam jej nie kupić. Nie dało rady. Wyszłam z Empiku trzymając w ręce Ładne duże amerykańskie dziecko (Budnitz Judy). Poczekało grzecznie do końca egzaminów, aż w końcu doczekało się - zdjęłam je z półki i zabrałam się za czytanie.

Powiem od razu: podobało mi się mniej. Było gorsze, co jednak absolutnie nie znaczy, że słabe. "Gdybym ci kiedyś powiedziała" dostało ode mnie 6; "Ładne duże amerykańskie dziecko" oceniłam na 4,5. Niżej, ale i tak wysoko - zwłaszcza biorąc pod uwagę, że "powieść" okazała się być zbiorem opowiadań, a ja za nimi generalnie nie przepadam. Dziwne, ale w tym przypadku forma aż tak mi nie przeszkadzała. Opowiadania miały na tyle podobny klimat, że nie czuło się aż tak tego, że nie było pomiędzy nimi ciągłości...

Klimat, jak to u Budnitz, jest dziwny. Pełen surrealizm. Ryby w klozetach, dzieci kukurydzy, zmieniające kolor niemowlę. "Pełna realizmu magicznego", pisali o "Gdybym..." - do amerykańskiego dziecka to określenie pasuje tak samo dobrze. Chyba najbardziej przypadły mi do gustu te opowiadania, w których mniej było magii, a więcej realizmu. Moim absolutnym numerem jeden jest "Zanurzenie" - dowód na to, że dzieci potrafią być okrutniejsze i bardziej bezwzględne niż niejeden dorosły, że obrażona o "zagarnięcie" basenu (notabene, wywołane tylko przez rasizm - dzieci równie dobrze mogły kąpać się razem) dziewczynka potrafi wywołać epidemię i de facto zabić większość swoich czarnych rówieśników. Podobała mi się "Matczyzna", "Skąd przychodzimy", "Najczulsze cięcie", "Ratowanie twarzy". "Słoń i chłopiec" wywołał we mnie niesmak - niby opowiadanie było dobre, ale główna bohaterka tak antypatyczna, dwulicowa i fałszywa, że aż niedobrze się robiło.

Całkiem ciekawi byli "Goście". Ciekawi, bo na początku uznałam to opowiadanie za jedno z najsłabszych w zbiorze, ale z biegiem czasu zaczęłam chyba rozumieć zamysł autorki. Chodzi w nim o to, że nie wiadomo, o co chodzi. Rodzice jadą odwiedzić swoją dorosłą córkę i mimo jej ostrzeżeń błądzą po drodze. Nie widzimy ich, jesteśmy postawieni w pozycji córki, która kontaktuje się z nimi przez telefon. I próbuje im pomóc - zupełnie bezskutecznie. Każdy kolejny telefon jest coraz dziwniejszy, dziewczyna coraz bardziej zdenerwowana, a czytelnik razem z nią czuje, że rodzicom grozi niebezpieczeństwo. Jakie - nie wiadomo. Atmosfera podchodzi pod opierający się na irracjonalnym lęku horror. W dodatku opowiadanie nie ma właściwie zakończenia; matka mówi do telefonu, że z kukurydzy wychodzą jacyś ludzie, zaczynają biec w ich kierunku, córka każe jej natychmiast wracać do samochodu... I tyle. Tadam. Koniec.
Tak, to właśnie to opowiadanie makabrycznie kojarzy mi się z "Dziećmi kukurydzy". Których nie oglądałam, bo nienawidzę horrorów, ale nasłuchałam się o tym filmie dość...

Do słabszych fragmentów zaliczyłabym "Nadię", "Chlust", "Cud", "Okazje" i "Gotowość". Części z nich po prostu nie rozumiem. Dajmy na to "Cud" - arcyczarne dziecko dwójki białych rodziców, które nagle zmienia kolor na biały, a matka jest przekonana, że to tylko skorupa, że jej prawdziwe, czarne dziecko siedzi w środku i chce odchylić kawałek skóry? Dorzucając do tego jedno z ostatnich zdań: "Staje w drzwiach dziecinnego pokoju i widzi nieznajomą kobietę, kobietę tylko odrobinę podobną do jego żony, pochyloną nad stołem do przewijania" - nie rozumiem już nic. Magia i surrealizm to jedno, ale jakiś sens opowiadanie powinno chyba jednak mieć...?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 827
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: