Dodany: 22.10.2014 12:04|Autor: Popkulturka

Ostatni przekaz na żywo...


Mira Grant jest absolutną mistrzynią budowania napięcia! Ale to nie jedyna jej zdolność! Przede wszystkim, co często podkreśla, uwielbia tematykę zombie, a horrory to jej ulubiony gatunek - jest zatem przygotowana na tego typu scenariusze, przede wszystkim jako członkini obozu przetrwania Horror Movie Sleep-Away, w którym ustanowiła jeden z rekordów. Ale ja, jako wierny czytelnik, muszę przede wszystkim pochwalić jej wyobraźnię i niezwykłą łatwość przelewania pomysłów na papier. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nad każdą książką pracuje często sztab ludzi, część z nich ma wpływ na treść jako konsultanci, ale modelują i poprawiają oni pomysł autora. A przeniesienia do świata zombie wątku dziennikarskiego związanego mocno z Internetem było strzałem w dziesiątkę!

„Blackout” podejmuje nowe tematy, które znacznie rozbudowują fabułę. Jeśli w poprzednich tomach było o polityce, a potem sporo medycznego bełkotu o genezie powstania wirusa, to tutaj mamy tego jeszcze więcej, na dodatek sporo genetyki i klonowania, odwieczną walkę o władzę, bioterroryzm i gigantyczną globalną intrygę. Rzecz jasna i w tym kłębku mrocznych wątków znajdzie się światełko, jakie niesie ze sobą lojalność, przyjaźń, miłość, poświęcenie człowieka.

Główni bohaterowie trylogii - Shaun i Georgia - przechodzą metamorfozę osobowości. Shaun - ponieważ stracił swoją siostrę, ukochaną przyjaciółkę życia, o której mówił zawsze „że go przeżyje”. Z kolei Georgia - no cóż… spoiler - uczy się "być" na nowo. Ale z całej grupy bohaterów tylko ta dwójka została charakterologicznie pogłębiona. Pozostali, także członkowie grupy "Przegląd końca świata", nie zmienili się ani na jotę - dlatego tak łatwo było odgadnąć jak postąpią, czytanie o ich problemach i decyzjach stawało się nudne. Jest to jednak wada, na którą mogę przymknąć oko.

Niewątpliwie „Blackout” to idealny przykład na zakończenie historii kilkutomowych we właściwy sposób. Grant nie popełnia błędów rzeszy pisarzy, która najpierw tworzy multum wątków, aby w finałowej części wszystkie upchać kolanem i rozwiązać na prędce, ponieważ kończy się ilość miejsca na stronach. Czytając powieść nie zastanawiałem się nad konkretnymi rozwiązaniami, tylko chłonąłem je jak gąbka - znaczy to tyle, że wydały mi się prawdopodobne. Rzecz jasna znalazłem kilka elementów, które mnie raziły - np. brak nazwiska naukowca CZKC pod koniec powieści, gdzie niemal każda postać z dalszego planu miała choćby ksywkę. Są to jednak rzeczy tam mało istotne dla fabuły, że postanowiłem przejść nad tym do porządku dziennego.

Generalnie dziękuję autorce za możliwość poznania bardzo rozbudowanego świata postapokaliptycznego, w którym umieszczono zombie. Wśród zalewu produkcji filmowych, serialowych i książek z ostatnich kilku lat, trudno było wyłowić coś na tyle dobrego, co pochłonęłoby mnie bez reszty. „Przegląd końca świata" nie tylko nie zawiódł moich oczekiwań, ale i przywrócił wiarę w dobre zakończenia książkowych cykli, które wcale nie muszą być pisane w nieskończoność, aby wyeksploatować do końca wszystkie możliwe wątki. Udało się to jak na razie tylko Grant - i za to jej po raz kolejny dziękuję.


[Tekst pochodzi z mojego bloga]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 483
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: