Dodany: 02.11.2014 22:56|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka X 14


Tradycyjnie - tu krótko o lekturach, na których dłuższe podsumowania brakło mi czasu lub koncepcji :-).


Włoskie buty (Mankell Henning) (4)
Tym razem Mankell niekryminalny – tak samo pochmurny, tak samo, czy może nawet bardziej, ukazujący niedoskonałość i słabość ludzkiej natury. Frederik Wellin to jeszcze większy mizantrop niż Wallander – od lat żyje samotnie, a w każdym razie bez towarzystwa innych ludzi (wyjąwszy podpływającego od czasu do czasu listonosza) w domu na wysepce i nie zamierza tego zmieniać. I w odróżnieniu od Wallandera nie ma właściwie żadnego powodu do satysfakcji – nie udało mu się żadne z małżeństw, z żadną z żon nie doczekał się potomstwa, kariera lekarska legła w gruzach po błędzie, który popełnił, zbytnio ufając innym. Nie oczekuje już od życia niczego i nie zamierza niczego zmieniać, a jednak… pewnego dnia zjawia się na wyspie ktoś, kto wskrzesza echo bardzo odległej przeszłości i przywraca pamięć o postępku, o którym Frederik wolałby nie pamiętać. I oto wbrew sobie wyrusza w nieplanowaną podróż, która dokona w jego życiu sporych zmian; nie da się cofnąć krzywdy komuś wyrządzonej, lecz może da się uczynić coś dobrego dla tego kogoś lub dla innych?
Dobrze to napisane, ładnym językiem, postać Frederika jest świetnie rozpracowana psychologicznie, za to Louise wydała mi się przerysowana, wręcz karykaturalna, jak z Irvinga, a od pewnego momentu miałam wrażenie, że autor na siłę dokłada bohaterowi sytuacji, które mają być sprawdzianem.

"Sto lat w mundurze..." Historia harcerstwa na Ziemi Zawierciańskiej 1917-2010 (< praca zbiorowa / wielu autorów >) (4)
Czy warto pisać o takiej książce, której zasadniczą treścią są sprawozdania, podsumowania i wykazy, uzupełnione garstką zdjęć i kilkoma tekstami bardziej osobistymi, lecz niekoniecznie bardziej literackimi?
Lecz spójrzmy na to z innej strony: te sprawozdania i wykazy to czasem jedyny ślad po kimś, kogo od dawna nie ma, po czymś, co się już zaciera albo całkiem zatarło w pamięci obecnego pokolenia. To utrwalenie kawałka przeszłości, o którym niewiele lub zgoła nic nie pisano w gazetach, którego nie rejestrowały kamery kronik filmowych. Co znaczy w skali całego kraju jakaś jedna zbiórka, ognisko, obóz?
Ale dla każdej z tysięcy osób, jakie się w ciągu stulecia przewinęły przez zawierciańskie i okoliczne szczepy i drużyny, mogło to być wydarzenie zapamiętane do końca życia, mógł to być początek drogi, która implikuje dokonywanie takich, a nie innych wyborów. A jeśli się przypadkiem takie osoby znało, jakże inaczej się czyta te suche zestawienia faktów, nazwisk, dat…

Włoskie szpilki (Tulli Magdalena) (4,5)
„Włoskie szpilki” miałam w planach od dawna, ale wzięłam się za nie dopiero, gdy nastąpiła koniunkcja dwóch istotnych powodów do czytania: potrzeby sprawdzenia, czy przypadkiem któryś z konkursowych dusiołków obuwniczych nie pochodzi z tej książki, oraz potrzeby przeczytania niemal w tym samym czasie „Szumu”, o którym już wiedziałam, że stanowi pewnego rodzaju jej kontynuację. Tak wyszło, że zaczęłam jednak od „Szumu”, przedstawiającego wyjątkowo wyrazisty obraz relacji między poszczególnymi członkami rodziny narratorki – zwłaszcza między nią samą a jej matką – i dostarczającego dostatecznie wielu informacji, by można się było domyślić tego, co nie zostało powiedziane. Toteż „Włoskie szpilki” były raczej uzupełnieniem i ugruntowaniem owej wiedzy, niż jej poszerzeniem, raczej potwierdzeniem niż zaskoczeniem, a jeśli chodzi o analizę psychologiczną, ta w „Szumie” została doprowadzona do perfekcji; niewykluczone, że odwrotna kolejność czytania nie pozwoliłaby mi tak wyraźnie dostrzec tych – drobnych przecież i z punktu widzenia wartości literackiej nieistotnych – różnic, ale skoro zrobiłam tak, jak zrobiłam, drugą część cyklu oceniłam o połówkę wyżej.

Życie Charlotte Brontë (Gaskell Elizabeth (Gaskell E. C., Gaskell Elizabeth Cleghorn)) (4,5)
Niedobrze się czyta krótko po poprzedniej drugą biografię tej samej postaci. Zwłaszcza gdy ta wcześniej przeczytana jest pełniejsza i bogatsza. A jeszcze gorzej, gdy aktualnie czytana nie jest drugą, lecz trzecią po dwóch równie dobrych. W tym przypadku można by powiedzieć, że sytuacja powinna być nieco inna, bo przecież tamte dwie – „Na plebanii w Haworth” i „Charlotte Brontë i jej siostry śpiące” – opowiadały nie tylko o samej Charlotte, należałoby więc zakładać, że pozycja tylko jej poświęcona, a równie obszerna, będzie zawierała proporcjonalnie więcej informacji. A jest akurat odwrotnie – i nie ma się czemu dziwić, mając na uwadze, że ta powstała prawie natychmiast (tj. w ciągu niespełna dwóch lat) po śmierci pisarki, dwie pozostałe zaś po plus minus półtora wieku. Kiedy była pisana, żył jeszcze sędziwy wielebny Patrick Brontë, nie mówiąc o mężu Charlotte, jej przyjaciółkach oraz paru innych osobach, które odegrały istotne – często dwuznaczne lub wręcz negatywne – role w życiu czy to jej samej, czy jej bliskich, toteż tożsamość większości postaci spoza rodziny jest ukryta, a to pod pierwszą literą imienia czy nazwiska, a to pod wymownym iksem czy igrekiem; jak wiemy, i to nie uchroniło autorki biografii od późniejszych przykrości z tytułu wyrażenia swojej opinii o takiej „wyiksowanej” damie, bo przecież pamięć pewnych wydarzeń była jeszcze na tyle świeża, że cała okolica bez trudu mogła w niej odgadnąć heroinę feralnego romansu, który przyczynił tyle cierpień bratu Charlotte, a przez to i jej samej… Nie wypadało też Gaskell wspominać – choćby się domyślała, choćby nawet miała stuprocentową pewność – o nietrafionych uczuciach, której jej bohaterka ulokowała w innych mężczyznach na długo przedtem, nim poślubiła Nichollsa. Ten okrojony przekaz rekompensuje nieco potężna porcja korespondencji Charlotte, z której co prawda nie dowiadujemy się niczego więcej w kwestii zagadkowych faktów, niż z komentarzy autorki, zyskujemy jednakże obszerny wgląd w jej psychikę i w detale życia w jej środowisku.

Śmierć w La Fenice (Leon Donna) (3,5)
Pierwszą pozycję z cyklu o komisarzu Brunettim dopadłam po przeczytaniu trzech innych, i to po dość sporym odstępie czasowym. Zachwytu nie było. Intryga w porządku – choć może chciałoby się nie tak strasznie wyeksploatowanego w ostatnich dekadach motywu zbrodni – tło również niczego sobie (zwłaszcza pięknie ukazane układy w komisariacie), natomiast narracja jakaś mało finezyjna, a to, co ma być (chyba) jej uatrakcyjnieniem, daje efekt odwrotny (w pewnym dialogu rodziny Brunettich przy posiłku po każdej wypowiedzi pada wyjaśnienie: „To z ust Paoli”, „To z ust Chiary”, „To z ust Brunettiego”). Na plus z kolei weneckie detale – trasy wędrówki komisarza śladami zbrodni można sobie prześledzić detalicznie na dostępnych w sieci mapach.

Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary)) (4,5)
Lady Agatha na nowo odkrywana po długiej przerwie – z zupełnie dobrym wynikiem. Intryga kryminalna moim zdaniem lekko naciągnięta – i tylko dlatego nie piątka lub wyżej – bo sama narracja genialna, lekka, płynna, przedstawiająca poszczególne postacie z rozkosznym, odrobinę sarkastycznym humorkiem, a czasem jeszcze z dowcipem językowym, uchwytnym dla czytelnika znającego angielski; tutaj akurat znany finansista, kreujący się na męża opatrznościowego ojczyzny, nosi nazwisko Blunt, oznaczające ni mniej, ni więcej, tylko „tępy”, zaś przewijający się na trzecim planie służący dentysty przekręca nazwiska w sposób zaiste rozkoszny – jedna z pacjentek zostaje przezeń nazwana „panną Some Berry Seal” („some berry” – „jakaś jagoda”, „seal” – „foka” albo „pieczęć”).

Gonitwa (Nowakowski Marek (1935-2014)) (4)
Zwykłe sprawy zwykłych ludzi, czasem zupełnie pospolite – jak w opowiadaniu o akwizytorze, który zatrzymuje się na kilka dni w małym miasteczku, wynajmując pokój u starszej pani – czasem wręcz dramatyczne, jak w tytułowej „Gonitwie”, gdzie nagły romans nauczyciela z matką ucznia rujnuje życie kilku osób. Ładna polszczyzna, ale bez tego „czegoś”, co sprawia, że chce się więcej.

Dandys (Guillou Jan) (4)
Druga część sagi rodzinnej pięknie osadzonej w realiach historycznych końca XIX i 2 pierwszych dekad XX wieku – znacznie skromniejsza objętościowo od pierwszej, bo też opowiadająca pewien rozdział z życia tylko jednego z trzech braci Lauritzenów. Tło świetnie nakreślone, choć autor odrobinę przekombinował, nazbyt zbliżając swoich fikcyjnych bohaterów do tak ogromnej ilości postaci historycznych. Równie dobrze opracowany główny motyw – związek homoseksualny (brawa dla autora za finezję, z jaką informuje, że fizyczna strona uczucia łączącego Sverrego i Albiego jest równie ważna, jak emocjonalna, nie racząc przy tym czytelnika zbędnymi detalami fizjologicznymi) i jego postrzeganie przez środowisko. Trochę lepiej mogłaby wypaść sama technika narracji (proporcja opowiadania do dialogów gdzieś 10:1).



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 881
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: