Dodany: 08.11.2014 13:30|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

1 osoba poleca ten tekst.

Nagrody a "Francuska sztuka wojny"


Jesień. Z każdym dniem zimniej, drogowcy ze strachu dygoczą i sól zamawiają (nadwyżki wiosną odsprzedadzą producentom wykwintnych wędlin), kolejarze w kościołach modlą się o jak najmniej kamer na torach w najbliższych miesiącach, z kolei (UWAGA: gra słów) reporterzy inwestują w kurtki puchowe i pilnie sprawdzają aktualizacje rozkładów jazdy. Można by na kilogramy kupować kalendarze adwentowe, ale co jeszcze da się czynić w te dni?

Depresja. Nic tylko się utopić, ale woda taka lodowata. Brudna, błotnista.

Jedna grupa zawodowa, może quasi zawodowa - po ostatnich rewelacjach to wniosek - się cieszy.

Bo kiedy iście spadają, nagrody w łapy literatów wpadają. Krytycy i czytelnicy kontrowersje ogłaszają, rzadziej do niewiedzy przyznają.

Eee... O czym to ja miałem?

Obserwując newsy na głównej stronie kilka razy się zastanawiałem - jaka nagroda literacka jest w Polsce najbardziej prestiżowa? Źle to ująłem, nie polska nagroda dla polskiego pisarza, ale jaka najlepiej wpływa na percepcję danego autora w naszym kraju? I wyszło mi, że nie Nike, nie - Nobla też nie (bo te zaskakują i profesorów), na pewno nie któraś latynoska, bo ci ich wręczają tyle, że pogubić się można, każdy kraj, każdy rząd, każde wydawnictwo laureata ogłasza, chińskich nie znamy, a indyjskie (hinduskie) łapią się do Bookera. I właśnie Booker mi się wbił do głowy jako nagroda najbardziej u nas znacząca. Wydaje się dużo, nie tylko laureatów, ale i pretendentów, z lat niedawnych, ale i bardzo odległych. Pisze recenzje, krytyczne artykuły, wywiady ogłasza drukiem (drukiem! nie tylko na portalach). I bardzo szybko, powtórzę, tłumaczy.

W sumie to nic dziwnego, bo język angielski dominuje, obecnie zasady tej nagrody są maksymalnie liberalne (W nawiasie - u Amerykanów mniej zwracamy uwagę na nagrody, raczej na sprzedaż, sprzedane prawa do filmu, nagłówki gazet).

Gdzie jednak Francja w tym wszystkim? Gdzie Francja z jej kilkuwiekowymi pretensjami do bycia pępkiem świata, a potem choćby tylko jego kultury? Dlaczego Nagroda Goncourtów umyka?

Może to prawda, że Francja się skończyła? Najpóźniej pół wieku temu?

****
Francuska sztuka wojny (Jenni Alexis) to książka laureatka Goncourtów, próbująca tenże "koniec Francji" objaśnić. Całkiem niedawna. I wydana w Polsce. Nic o niej nie wiedziałem, trafiłem przypadkiem, przeglądając katalog biblioteczny. Raczej niezauważona więc.

Szkoda. Można mieć pewne zastrzeżenia, podobne jak do "Trzech silnych kobiet" N'Diaye, trochę wcześniejszej zwyciężczyni - coś nie zawsze gra w języku, i nie wiem czy to kwestia pisarza, czy jednak wydawcy. Potrafią obie zmęczyć, czasem wzbudzają podejrzenie o grafomanię, ale są ważne. Mówią o globalizującym się świecie, i to wcale nie mniej, nie gorzej, niż laureaci innojęzycznych nagród. Bardziej szczerze czasem, czyli - brutalniej.

U nas (czyli u kogo?, zapytałby narrator) sam tytuł 500 stronicowej cegły wywołuje śmiech, bo o francuskiej sztuce wojennej mamy właściwe wyobrażenie. Zapominając o rzezi pierwszej wojny światowej, o nuklearnej potędze, przemyśle zbrojeniowym i misjach w Czarnej Afryce. Półgębkiem wiedząc o wojnach w Indochinach i północnej Afryce, bo nawet jeśli popełniano na nich zbrodnie, to w obronie przed komunizmem (wersja ważniejsza KIEDYŚ) i napływem emigrantów (wersja kluczowa TERAZ). Bo też książka Francuza jest tyleż o Francji i jej mitach ówczesnych, sprzed pół wieku, sprzed 75 lat, co o Francji współczesnej. Czyli Europie.

O i naszych nowych koncepcjach narodu, społeczeństwa. Rasy? Słowo to wraca u Jenniego notorycznie, obsesyjnie wręcz. I wywołuje szok, bo wyrzuciliśmy je z języka, ale czy z umysłu? Czy w ogóle powinniśmy je wyrzucać? Czy to fair? I w stosunku dla kogo? Czy nie zakopujemy głowy w piasek?

Brzmi poprzednie akapit nieładnie, rasistowsko? No brzmi. Takie było zamierzenie. Moje i pisarza. Nie można zamknąć oczu i twierdzić, że coś się nie dzieje. Dzieje się. I ma trylion przyczyn. Tylko że niektóre są ważniejsze, inne mniej. I czasem nie chcemy widzieć tych pierwszych, te pomniejsze roztrząsając w każdy sposób. I wiedząc coraz mniej, coraz mniej będąc przekonanym do różnych koncepcji.

Taka jest to powieść. Bezradna.

Bezładna też. Mają francuscy autorzy jakiś talent do tworzenia narratorów nieprzyjemnych, nudnych, dziecinnych, okrutnych, banalnych. I przez to prawdziwych?

****
Mój lwowski wujek, który wżenił się w familię i na pochodzenie w ostatniej chwili uciekł do Rajchu, pracował tam w różnych zawodach, mniej więcej co roku zmieniając miejsce zatrudnienia. I w jednym z tych warsztatów za majstra miał starszego pana, z jednym okiem bodaj szklanym (to może jednak wymyślam teraz). No i w czasie przerw, odpoczynku po hałasie obrabiarek czy też tokarek, rozmawiali.

Dowiedział się, że facet jest już na emeryturze, dorabia. Ma ją całkiem niezłą, bo dostaje jakieś dodatki za służbę w Wermachcie, ale przede wszystkim za Indochiny. Od Francuzów. Wujek Zbyszek, z matki Ukrainki, fan Polonii Bytom, przez Niemców Robertem zwany, był zdziwiony - jakich Francuzów, jakie Indochiny? Co to zresztą jest takiego, te Indochiny? Tytuł filmu?

Tuż po zakończeniu wojny nastoletni wówczas Niemiec, by wyrwać się z europejskiego chaosu i biedy (czy czegoś gorszego?), zaciągnął się do legii cudzoziemskiej. I trafił do Azji.

Koty tam obdzierali ze skóry i jedli. Okrążeni w dżungli. To szczególnie zapamiętał wujek, zapamiętałem ja.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 484
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: