Dodany: 30.12.2014 08:49|Autor: lukin

Książka: Kino Venus
Wroński Marcin

4 osoby polecają ten tekst.

Lubelskie dwudziestolecie międzywojenne


W recenzji tej nie skupiam się na powieści jako na realizacji gatunku, jakim jest kryminał. W lekturze jakiejkolwiek interesuje mnie tematyka. Poruszane przez autora problemy, wątki, motywy niejednokrotnie lepiej i wyraziściej są realizowane w literaturze popularnej niż w tzw. dziełach.
„Kino Venus” jest zamkniętą fabularną całością. I właściwie, taką mogłoby pozostać dla każdego czytelnika. Z drugiej strony, jest to kontynuacja przygód głównego bohatera, starszego porucznika Zygmunta „Zygi” Maciejewskiego, która w tej chwili rozrosła się do siedmiu odrębnych powieści (por. Komisarz Maciejewski ). Dowodzi on komisariatem w lubelskiej dzielnicy żydowskiej. Teren to problematyczny, nie tylko ze względu na zawiłości stosunków polsko-żydowskich, ale także ze względu na panujący w dwudziestoleciu kryzys gospodarczy, który przekłada się na kryzys moralny. Dodatkowo Zyga zostaje przeniesiony (czytaj: zdegradowany) ze służby śledczej do mundurowej.

Kryminał to dość hermetyczny gatunek. Ma ustalone reguły, bohaterów, i wiadomo w jakim kierunku akcja zmierza. „Kino Venus’ przypomina trochę czarny kryminał amerykański (jeśli wierzyć tym wszystkim podziałom). Nie ma jednoznacznie czarnych i jednoznacznie pozytywnych bohaterów. Tu wszyscy mają coś do ukrycia. Przeszłość czy teraźniejszość każdego człowieka ma jakieś zniekształcenia, z którymi nie należałoby się obnosić; a sporo trzeba przemilczeć. Wroński pokazuje ludzi takimi, jakimi są. Umiejętnych graczy, pozorantów, niepozbawionych wad. Bo stróże prawa niekiedy są tak gapowaci, że w obecności ich czujnych oczu i uszu sprzedawane są narkotyki.
Powieść znakomicie oddaje klimat przełomu lat dwudziestych i trzydziestych dwudziestego wieku. Zupełnie innych, niż te mityczne, wychwalane po transformacji ustrojowej w 1989 r. w telewizji i prasie. Bo tam opowiadali o tym czasie głównie potomkowie rodzin szlacheckich czy inteligenckich, nie zaś ludzie, dla których dwudziestolecie międzywojenne było codziennym koszmarem. To dzieciństwo moich dziadków, czasy wspominane jako okres biedy, korupcji, wyzysku ze strony ostatków szlachty polskiej. Obawy przed zapaleniem płuc, kilkudziesięcioprocentowa śmiertelność wśród dzieci, pradziadek za chlebem daleko za oceanem.

U Wrońskiego klimat miasta podkreśla przede wszystkim brud i smrodek. W pewnym okresie nawet tego ostatniego głównemu bohaterowi brakuje. Odmitologizowane dwudziestolecie międzywojenne to dziewczęta, które wolą się prostytuować niż uważać w szkole na lekcjach. A nauczycielka, pomagająca w nadrabianiu zaległości po lekcjach za darmo, traktowana jest jak wariatka. Dziś galerianki też wiedzą lepiej dopóki, dopóty nie zostaną wywiezione do domów publicznych na zachodzie Europy. A metody sutenerów? Zupełnie jak współczesne. Na znane nazwisko, na małżeństwo, na pieniądze, blichtr, a nawet wcześniejsze przekonanie rodziny.

Materia spraw poruszanych w powieści jest tak współczesna, że trudno nie odnieść mylnego wrażenia, o jakim czasie pisze Wroński. Bo bezrobocie. Brak ubezpieczenia, i jak tu dalej kogoś takiego leczyć? Narkomania pod osłoną białego fartucha i za przyzwoleniem gapiowatych stróżów prawa. Prostytucja, pornografia we wszelkich możliwych konfiguracjach. Korupcja wszędzie, w prasie, w policji, i metody radzenia sobie z nadużyciami takie same jak i dzisiaj. Codzienność goni codzienność; alkohol, seks, narkotyki, bieda, przymus życia w takiej, a nie innej rzeczywistości. I jakieś to wszystko niezmierzające do żadnego spokojnego, a na pewno nie do szczęśliwego zakończenia.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 770
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: