Dodany: 14.01.2015 22:12|Autor: McAgnes
Birbant, kłamstwa i sala sądowa
Perry Mason w tę sprawę zostaje wprowadzony niejako tylnymi drzwiami. Najpierw odbiera telefon od tajemniczej kobiety, która chce mu zapłacić za siedzenie na sali sądowej w charakterze widza, a zaraz potem zostaje wynajęty jako obrońca dopiero co obserwowanego oskarżonego. Ten ostatni to miły, nieco bezbarwny birbant, który przez większą część powieści jest oszołomiony i nie wie, co się z nim dzieje. Daleko bardziej interesująca jest jego rodzina: śmiertelnie chory, kostyczny stryj - potentat finansowy, drugi stryj - archeolog amator oraz jego żona, wyjątkowo reprezentacyjna babka.
"Krótko mówiąc, jest typową drugą żoną milionera, kosztowną zabawką. Ale przyznaję, że pan Guthrie Balfour musiał długo oglądać wystawy sklepów, zanim kazał ją sobie zapakować"[1].
Sprawa, której podejmuje się Mason, czyli sprawa zabójstwa upozorowanego na nieszczęśliwy wypadek, jest wyjątkowo trudna, a to z powodu jednego ze świadków. Kłamie gość przed sądem bezczelnie i ze znawstwem, trudno podważyć jego zeznania. Na szczęście adwokat ma swoje źródła informacji, czyli nieocenionego Paula Drake'a. Oprócz tego:
"- Mam w ręku jedną broń - odparł Mason. - Jest to broń bardzo skuteczna. Ale trudno się nią niekiedy posługiwać, bo po prostu nie wiadomo, za który koniec ją złapać.
- Jaka to broń? - spytała Della Street.
- Prawda - odrzekł Mason"[2].
Prawda nas wyzwoli!
Z ciekawostek (ponieważ lubię pisać wiecznym piórem) wydłubałam dla siebie historię o tym, jak pewna kobieta, jadąc za zataczającym się pijacko samochodem, zapaliła światełko w swoim, wyciągnęła notes z torebki, położyła go na kolanach i otworzyła na ostatniej zapisanej stronie, następnie wyciągnęła wieczne pióro, odkręciła skuwkę, starannie zapisała równiutkim pismem numer rejestracyjny samochodu, po czym zakręciła pióro i schowała je wraz z notesem do torebki. To wszystko jedną ręką, prawą, lewa spoczywała na kierownicy, zaś kobieta cały czas jechała za tym samochodem. Szyte grubymi nićmi, prawda?
---
[1] Erle Stanley Gardner, "Sprawa szczęśliwego hazardzisty", przeł. Michał Ronikier, Wydawnictwo Dolnośląskie, 1996, s. 55.
[2] Tamże, s. 187.
[Tekst zamieściłam wcześniej na blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.