Dodany: 18.01.2015 00:00|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Anna Gruszka o „Splątanym warkoczu Bereniki"


 

Pani Anno, skąd pomysł na napisanie tak mocnej, zmysłowej powieści jak „Splątany warkocz Bereniki”?

Anna Gruszka: Bezpośrednią inspiracją był wiersz „Z tytułem i dedykacją na końcu” mojej ulubionej poetki Haliny Poświatowskiej. A jego ostatnie dwa wersy; „dla ciebie choć nie wierzę w powroty” pojawiły się w zmienionej postaci jako tytuł albumu przygotowanego przez Berenikę dla Piotra. Moja Berenika otrzymała imię właśnie po Berenice Haliny Poświatowskiej. Tym sposobem wykorzystałam także historię egipskiej królowej Bereniki, której warkocz złożony w ofierze bogom zajaśniał na niebie. Moja bohaterka nie obcina jednak włosów, byłoby to zbyt melodramatyczne, natomiast kilka lat przed kluczowymi wydarzeniami robi sobie tatuaż swojego gwiazdozbioru.

„Berenikę” napisałam dla siebie i tylko dla siebie. Wiosną 2012 podczas literackiej posuchy, szukając książki do czytania, zastanawiałam się, jaka powinna ona być. Miała w niej być odważna miłość, najlepiej z problemami - on i ona bardzo się kochają, jednak zawsze coś im staje na przeszkodzie. Miał być seks, poplątana i piękna bohaterka, idealny mężczyzna, dużo mojej muzyki, lekko, przyjemnie i oczywiście szczęśliwe zakończenie. Skoro nie mogłam takiej znaleźć, to sobie ją napisałam. Po roku leżakowania w szufladzie (na świecie szalał już ten słynny Grey) zeszyt w szufladzie zaczął mi przeszkadzać, więc wklepałam to wszystko do komputera, poprawiałam, zmieniałam, dopisywałam, głaskałam i dobrze się bawiłam. W chwili jesiennego załamania, kiedy każda kobieta chce zrobić coś spektakularnego ze swoim życiem, ja zamarzyłam o wydaniu tej książki. Stwierdziłam, że skoro się jednak przy niej tyle napracowałam, to szkoda byłoby to zmarnować. Miałam ogromne wątpliwości, uważałam, że nikt nie będzie chciał tego przeczytać, a tym bardziej wydać. Że takich tekstów jest już od zatrzęsienia. A tu jesień przechodziła w zimę, "depresja" się przedłużała... W pierwszych dniach grudnia 2013 wysłałam tekst do kilku wydawnictw z myślą, kto nie ryzykuje, ten nie ma. Prawdę mówiąc, zupełnie na nic nie liczyłam i w pewnym momencie byłam na siebie zła, że to wysłałam w świat i pewnie się ośmieszyłam, jednak już po trzech tygodniach dostałam odpowiedź od Papierowego Księżyca.

 

Co Pani myśli o porównywaniu powieści do „Pięćdziesięciu twarzy Greya”?

Wszystko zależy od tego, kto robi to porównanie i w jakim celu. Jeżeli jest to fanka Greya, która twierdzi, że moja „Berenika” jest równie dobra, to jest mi miło. Jeżeli jest to zagorzała przeciwniczka, która uważa, że jest to równie złe, to jest oczywiście przykre. Wiem, że powieść będzie krytykowana nie tylko za wątek erotyczny, ale także z powodu konstrukcji fabuły, bohaterów oraz języka. Gdy skończyłam „Berenikę”, zaczynał się sierpień 2012. „Grey” ukazał się w Polsce ponad miesiąc później. Pisząc swoją powieść nie słyszałam o nim i dopiero gdy rozpętała się dyskusja, pomyślałam; „kurde, ale numer”. Ponieważ była to powieść do szuflady, więc nie przejmowałam się tym specjalnie. Obawy pojawiły się dopiero podczas rozsyłania jej do wydawnictw. Byłam przekonana, że nawet pomimo szczerych chęci czytelników i recenzentów, porównanie do Greya jest nieuniknione.

Nie chciałam, aby „Berenika” była powieścią stricte erotyczną. Głównym problemem miała być samotność bohaterki, jej ciągła tęsknota za drugim człowiekiem i za miłością, wieloletnie czekanie na kogoś najważniejszego w życiu. Rozwiązłość Niki miała być kontrastem dla tych pragnień i uczuć, jej sposobem na okiełznanie tęsknot i lęków. Chciałam także opisać więzi łączące bohaterów – znajomości, przyjaźnie, dziwne związki, jakie pojawiają się między dorosłymi. Moi bohaterowie to tacy niedojrzali dorośli, którzy pomimo statusu społecznego i zawodowego pozostają mentalnie nastolatkami. Dla mnie w tej powieści ważna jest także muzyka, która opisuje uczucia bohaterów, stwarza tło do pewnych wydarzeń. Wiem jednak, że wątek erotyczny jednoznacznie klasyfikuje (dyskwalifikuje) tę powieść.

Literatura erotyczna ma w Polsce status podobny jak muzyka disco polo – wszyscy się z niej śmieją i krytykują – ale między nimi są osoby, które wstydzą się przyznać, że tego słuchają. Tak też jest z erotykami, uważanymi za literaturę gorszego gatunku, do czytania których nie wypada się przyznać. Są jednak tacy, którzy ją lubią, czytają i nie wstydzą się tego. 

 

A jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem?

Chciałabym powiedzieć, że już od najmłodszych lat pisałam opowiadania, dziecięce powieści, a później poważniejsze wprawki – niestety, tak nie było. Moja przygoda z pisaniem to tylko „Berenika”, ona jest początkiem mojego pisania i od razu takim 600 stronicowym. Ta przygoda z pisaniem zaczęła się od przygody z czytaniem, zostałam wychowana w kulcie książek i myślę, że to w jakiś sposób mnie ukształtowało.

 

Czy ma Pani jakiś sprawdzony sposób pisania, jakiś schemat krótkiego Pani przestrzega, ustalone godziny pracy, sztywny grafik czy też zupełnie nie, woli się Pani poddać natchnieniu? Wielu autorów deklaruje, że piszą codziennie po kilka godzin, nawet jeśli nie mają weny.

Nie jestem „zawodową” pisarką. Nie żyję z pisania i nie zajmuję się tym 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu. Pisanie było i nadal jest dla mnie miłym sposobem na spędzanie wolnego czasu. „Berenikę” pisałam tylko nocami, gdy cały dom spał, a ja miałam czas dla siebie. Stwarzałam sobie klimat – mocna, słodka herbata, coś do podjadania, muzyka w słuchawkach. Zdarzało się, że cały dzień chodziła za mną jakaś scena, lecz czekałam na noc, żeby móc spokojnie ją napisać. A gdy już zasiadłam do komputera, zaczynało się; najpierw szybko i w panice (żeby czegoś nie zapomnieć) spisywałam kluczowe sceny, ogólne założenia, ważne rozmowy, a później uzupełniałam luki i wymyślałam dodatkowe fragmenty. Czasami na brzeżku gazety zapisywałam jedno ważne słowo, które czekało na swoją kolej nawet kilka nocy. Miałam ten komfort, że nie musiałam się nigdzie spieszyć i dopasowywać treści do ogólnie przyjętych tendencji. Były i takie sytuacje, że pojawiał się jakiś pomysł i musiałam poprawić pod niego kilkadziesiąt stron już wcześniej napisanych. To nie była katorżnicza praca, a raczej relaks i dobra zabawa.

 

A odchodząc na chwilę od głównego tematu, co lubi czytać Anna Gruszka, gdy nie tworzy?

Rok 2015 rozpoczęłam powtórką z klasyki – „Buddenbrookowie” i „Krystyna córka Lavransa”. Chociaż nie mam żadnych preferencji gatunkowych powieści, lubię sagi - historie losów rodzin - „Sto lat samotności”, „Noce i dnie”... Uwielbiam opasłe tomiska, dają mi komfort zaaklimatyzowania się w powieści – to jedno z kryteriów doboru lektur. Z przeczytanych w poprzednim roku najlepsze, według mnie, to; „Balladyny i romanse” oraz „Sońka” I. Karpowicza. „Dostatek” M. Crummey’a oraz „Magiczne lata” R. McCammona. Jeśli spodoba mi się jakaś książka, staram się przeczytać jak najwięcej utworów tego autora, żeby móc umieścić daną powieść w całości jego twórczości. I tym sposobem przeczytałam powieści K. Bondy, J.C. Somozy, Ch. Moore’a, M. Gretkowskiej, M. Szczygielskiego, T Pratchetta. Ale jest też wielu innych, których podziwiam i którzy także mają na mnie wpływ. Nie staram się jednak nikogo naśladować. Czytam wszystko, nie mam ulubionego rodzaju powieści, dla mnie najważniejsze jest, żeby było ciekawie. Lubię bohaterów pokręconych i nieprzewidywalnych, bo oni zapewniają dobrą zabawę.

 

Gdyby któryś z reżyserów chciał nakręcić film na podstawie „Splątanego warkocza Bereniki” i poprosił Panią o wskazówki co do obsady, jakich aktorów widziałby Pani w rolach głównych?

Nie mogę powiedzieć,  kogo widziałabym w obsadzie filmu, ale mogę powiedzieć, kogo widziałam, tworząc kolejne postaci. Łatwiej mi się pisało, gdy bohater miał prawdziwą twarz i sylwetkę (z niewielkimi moimi zmianami). Piotr to Ethan Hawke z filmu „Gattaca – szok przyszłości”, a w niektórych scenach z „Wielkich nadziei”. Ziemek był już całkowicie „gotowy”, zanim jeszcze pojawił się w drzwiach Niki. Jeszcze nawet tych drzwi nie było, a on już sobie czekał. Chciałam gdzieś mieć starszą o kilka lat wersję Christiana Slatera z „Więcej czadu” – lekko przygarbiony, z plecakiem, w tych śmiesznych okularkach, wycofany obserwator o wyglądzie nieszczęśliwego szczeniaczka. Ale ten wizerunek to tylko pozory, bo tuż pod jego skórą tli się coś niepokornego. O ile z mężczyznami poszło bardzo szybko, o tyle Nika do tej pory nie ma konkretnej twarzy. To musiałaby być dziewczyna o łagodnych i ciekawych rysach oraz idealnej, smukłej sylwetce. Czasami jest ona podobna do Katy B z teledysku „Still”, czasami zaś do Mili Kunis. Wokół nas jest tylu ciekawych i pięknych ludzi, że każdy może sobie zrobić swoją obsadę filmową.

 

Czy ma Pani w planach napisanie kolejnej powieści?

Napisałam już kolejną powieść, która wymaga jeszcze wielu poprawek. To historia czegoś, co na własny użytek nazywam „mimowolnie wędrującą świadomością”. Już nawet dwie (!) osoby ją przeczytały. Podobno jest w porządku i zupełnie się różni od „Bereniki”. Przede wszystkim nie ma w niej tyle seksu ;), a jeśli się już pojawia, to jest bardzo łagodny. Nie wiem, co się z nią stanie, czy ktoś zechce ją wydać. Nie mogę tutaj liczyć na szczęście debiutanta - na pewno „Berenika” otworzyła mi jakieś drzwi, ale i wiele zamknęła. Żeby wydać kolejną powieść, będę musiała udowodnić znacznie więcej niż za pierwszym razem.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

źródło: Wydawnictwo Papierowy Księżyc

Oprac. Sylwia_

 

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: