Dodany: 02.02.2015 12:10|Autor: anna-sakowicz

Jaka jest prawdziwa Hiszpania?


Hiszpania kojarzy się często z kolorami, muzyką, corridą, kurortami i słońcem. Może nabierać w naszych wyobrażeniach jaskrawych barw, jeżeli skojarzymy ją z filmami Almodóvara czy oryginalnych kształtów, jeżeli pomyślimy o architekturze Gaudíego. Obecna Hiszpania może jednak również wydawać się zadeptana przez turystów, ponieważ przyciąga ich jak magnes, a pod ich wpływem mocno się zmienia.

Jaka więc była Hiszpania, zanim „najechali” ją spragnieni flamenco, plaż i słońca turyści? Mamy okazję zobaczyć ją w dawnej odsłonie dzięki reportażowi Normana Lewisa „Głosy starego morza”. W „Przedmowie” autor pisze: „W poszukiwaniu utraconego czasu wyjechałem do Hiszpanii, którą pod wieloma względami znałem lepiej od własnego kraju. (…) Podejrzewałem, że przeszłość została tutaj zabalsamowana, a tragedia wojny domowej stanowi zaporę dla wpływów z zewnątrz”[1]. Lewis zamieszkał w rybackiej wiosce Farol, został rybakiem na pół etatu, co pozwoliło mu się zbliżyć do tubylców, poznać ich zwyczaje i sposób życia. Jednak w czasie trzeciego pobytu zrozumiał, „że duchowa i kulturowa izolacja Hiszpanii dobiegła końca, przerwana przez inwazję pieniędzy i swobód z Północy. Hiszpania stała się najliczniej odwiedzanym turystycznym krajem świata, a napływający cudzoziemcy sprawili, że straciła swoją wyrazistą tożsamość”[2].

Warto razem z autorem przenieść się na chwilę do Farol, gdzie rytm życia wyznaczają przypływy i odpływy, gdzie zwyczaje i tradycja odgrywają bardzo ważną rolę. Poznamy tu mężczyzn noszących nazwiska wielkich wodzów, jasnowidza, który doskonale wie, kiedy i gdzie należy zarzucać sieci. Dowiemy się, jakie jest miejscowe tabu dotyczące ubrań i że zając to „wyjątkowo plugawe stworzenie, obdarzone homoseksualnymi skłonnościami i roznoszące syfilis”[3]. Znajdziemy się na chwilę w wiosce kotów i w wiosce psów, poznamy świat z pogranicza magii, bardzo przypominający ten znany nam doskonale ze „Stu lat samotności” Márqueza.

Norman opisał kraj z połowy ubiegłego wieku. Spędził tam trzy sezony. Każdy z jego pobytów ukazuje trochę inną Hiszpanię. Pierwszy to zetknięcie się z dawnymi obyczajami, sposobem życia Hiszpanów; drugi – początek zmian, powolne zanikanie starego świata. „Don Alberto (…) przyznał, że gdyby wierzył we wróżby i omeny, to mógłby dostrzec pewien związek między zaniechaniem obchodów tradycyjnych świąt w Sort i Farol a owym dręczącym go przeczuciem zmian i rozkładu. Nudna fiesta w Sort, związana z uprawą dębów korkowych, umarła wraz z nimi. W Farol tajemnicza Sa Cova (…) została zawieszona do odwołania po nadejściu wiadomości, że w szpitalu zmarła (…) ostatnia Wybranka”[4]. Natomiast podczas trzeciego pobytu Lewis znalazł Hiszpanię wypełnioną turystami, których wygląd i zachowanie Hiszpanie naśladują. Przestali obchodzić około połowy świąt ludowych. A Muga, który miał głowę do interesów i czuł możliwość zarabiania na turystach, urządzał dla przyjezdnych hiszpańską krainę snów, „w rzeczywistości przypominającą tandetną wersję dekoracji z »Carmen« – ubóstwo i ciężką pracę tolerowano dopóty, dopóki były malownicze”[5].

Po Hiszpanii opisanej w reportażu Lewisa pewnie nic już nie pozostało. Turyści otrzymali to, czego oczekiwali: flamenco, kolory, kiczowatą „scenografię”. Spokój, magia i „złote czasy” zostały zastąpione gwarem turystów, dla których nawet wciska się w beton na drodze wielobarwny żwirek, by imitował marmur. A twórczy nieład nabrzeża zastąpiony został iluzją zupełnie innego świata.
Bardzo wymowne jest zakończenie książki. Jeden z bohaterów mówi: „Co jest prawdą, a co kłamstwem? Wszystko zależy od barwy szkła, przez które patrzymy”[6]. Może więc nie ma już prawdziwej Hiszpanii? To, co oglądamy z okien luksusowego kurortu, jest tylko imitacją. Iluzją stworzoną na potrzeby turystów.

Książka Lewisa wywołuje nostalgię za dawnymi czasami. Z sentymentem stwierdzamy, że takie przemiany dotyczą nie tylko Hiszpanii. Autor nadaje reportażowi uniwersalny charakter, nie podaje przecież prawdziwej nazwy kurortu. Farol to po prostu „blef”.

Rzecz godna polecenia. Zmusza do refleksji, ponadto wprowadza czytelnika w niezwykły klimat. Warto wpisać sobie „Głosy starego morza” na listę pozycji do przeczytania.


---
[1] Norman Lewis, "Głosy starego morza", przeł. Janusz Ruszkowski, Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 5.
[2] Tamże, s. 6.
[3] Tamże, s. 65.
[4] Tamże, s. 189.
[5] Tamże, s. 222.
[6] Tamże, s. 292.


[tekst został również opublikowany na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 598
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: