Dodany: 27.08.2009 16:07|Autor: Bohun

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Tropami rena
Wilk Mariusz

1 osoba poleca ten tekst.

O tym, co ukrywa się w milczeniu...


Czwarty tom "Dziennika Północnego" Mariusza Wilka (wydany, jak dwa z poprzednich trzech, przez wydawnictwo Noir sur Blanc[1]) trochę mnie rozczarował. Czy to wina treści, czy może faktu, iż - inaczej niż poprzednie trzy - ten tom czytałem latem, gdy rytm przyrody za oknem nie odpowiadał surowemu klimatowi północnej Rosji, obecnemu w książce? A wiadomo, jak duże znaczenie przy lekturze może mieć to, gdzie się znajdujemy, czytając dzieło i jaka jest nasza sytuacja osobista w czasie lektury.

Tym razem Wilk zabiera nas w podróż po Półwyspie Kolskim śladami pierwotnych mieszkańców tych ziem - Saamów, znanych u nas bardziej jako Lapończycy a w Rosji nazywanych Łoparami.

Jak zwykle u Mariusza Wilka, piękne i plastyczne opisy surowej przyrody sąsiadują z filozoficznymi wywodami na temat cywilizacji, roli człowieka w przyrodzie, kultury, wędrowania.

W porównaniu do poprzednich tomów wywody te wydają mi się jednak nieco nużące (autor nawraca ciągle do tych samych wątków) a także mniej błyskotliwe niż w doskonałych poprzednich częściach dziennika, bardziej rozwlekłe i przegadane. Być może jest to konsekwencja faktu, iż "Tropami rena" jest książką, która opisuje przede wszystkim wędrówki autora w czasie i w przestrzeni (co upodabnia ją do typowej książki podróżniczo-przygodowej) a w mniejszym zakresie niż poprzednie prezentuje jego lektury i refleksje z nimi związane.

Z lektur autora, które znalazły odbicie w książce, należy wymienić dzieła dwóch pisarzy: Bruce'a Chatwina ("angielskiego pisarza, podróżnika i barda Drogi"[2]) oraz Li Bo (chińskiego poety z epoki Tang - "wyznawcy taoizmu i górskiej włóczęgi"[3]).

Motyw drogi, stale obecny w poprzednich tomach, i tym razem wybija się na pierwszy plan. Mottem książki (które mogłoby być mottem wszystkich pozostałych tomów "Dziennika Północnego") autor uczynił słowa Bruce'a Chatwina: "Prawdziwym domem człowieka nie jest budynek, ale Droga, a życie to podróż, którą należy przejść na piechotę"[4]. „Sens nomadyzmu – to bycie w drodze! Niezależnie od tego, czy pasiesz reny, myśli czy siebie samego. Nie tymczasowe, zmieniające się miejsca postojów, ale cała życiowa tropa jako istny dom”[5].

Mariusz Wilk bardzo silnie podkreśla też znaczenie ubóstwa w życiu człowieka, a zwłaszcza współczesnego człowieka. "Żyjąc wśród Saamów, zaczynam doceniać słowa Bruce'a Chatwina, że w dobie bezdusznego materializmu, panującego we współczesnej Europie, jedynym prawem, o które warto się dopominać, jest nasze prawo do życia w ubóstwie. Nie praw człowieka, swobody słowa czy wolnego rynku, lecz właśnie tego podstawowego prawa do przestrzeni, gdzie można być ubogim i się tego nie wstydzić. Wspomniałem o tym dzisiaj rano w sklepie spożywczym. Obdarty Saam przede mną kupował tanie papierosy i chleb, po czym poprosił o ogromną, półtorakilogramową kiść winogron za sto osiemdziesiąt rubli (ponad sześć dolarów). Nie do wiary, pomyślałem, by ten pastuch renów był smakoszem winogron. I rzeczywiście - kiść podarował ślicznej sklepowej, życząc jej zdrowia z okazji Dnia Kobiet. Ciekawe, ilu majętnych byłoby stać na taki gest?"[6]. Ciekawe, że na tę cechę Saamów zwracał już uwagę Tacyt, którego cytuje autor "Tropami rena": "Oni mają siebie za bardziej szczęśliwych od tych, co zdychają przy pługu, męczą się budową domu, czy też umierają ze strachu o swoje mienie lub z pożądania cudzego dobra (...). Osiągnęli to, co najtrudniejsze w życiu: nie mają czego żałować"[7]. „Prawom rynku (…) podporządkowują się jedynie ludy osiadłe, dla nich gromadzenie rzeczy jest kwestią wygody i prestiżu, natomiast dla tych, co drogę mają w genach, nadmiar rzeczy staje się balastem”[8]. „Rzeczy napełniają ludzi strachem. Im więcej człowiek ma rzeczy, tym bardziej boi się ich utraty, aż w końcu staje się rabem własnych lęków”[9].

Przyroda jest silnie obecna w książce. Jej kontemplacja jest dla autora okazją do uwag natury filozoficznej. "Wystarczy porównać jaskrawe kraski Południa, co mącą wzrok i rozpraszają uwagę, z paletą przezroczystych barw Północy, które nie zatrzymują na sobie spojrzenia i pozwalają się skupić hen w dali. Mniej więcej to samo różni zachodnie malarstwo, zachwycające tym, co na płótnie, od prawosławnej ikony, będącej oknem na inny świat. Nie dziw, że anachoreci szukali na Północy odosobnienia. Pustki"[10]. „Spróbujcie wymówić półgłosem imiona gór, przełęczy, dolin, jezior i rzek w masywie Łowozierskich tundr – jakbyście litanie do Matki Ziemi odmawiali. Może poczujecie urok pierwotnego języka tudzież radość obcowania z duchami pierwobytnej przyrody”[11].

Wyraźne są także w książce wątki ekologiczne. „Nie wnikam w to, czy rzeczywiście wirus ptasiej grypy aż tak zagraża ludzkości, jak straszą media, czy jest to raczej nowa technologia promocji leków lub rodzaj walki z konkurencją w przemyśle drobiarskim. Jakkolwiek tam było, jedno jest pewne: ludzie coraz bardziej boją się żywej przyrody. Którą sami skazili! Dzisiaj są to ptaki, jutro mogą być ryby, komary bądź kleszcze. Wystarczy, że media podbiją bębenka, aby globalny homo sapiens panikował przed przyrodą. Wyglądam przez okno, wkrótce ptaki przylecą na Północ. Po drodze muszą uważać na rozlewiska mazutu, wyziewy siarki, strzelby myśliwych i sanitarne kordony. - Powodzenia, bracia ptacy!”[12]. „Uklęknąłem na mięciutkim mchu, jakbym zamierzał się modlić, a potem wciągnąłem się jak długi (…). Wtuliłem (…) twarz w chrupką poduchę, a stamtąd buchnął przedziwny aromat – jak gdyby zapach pierwobytu – aż mi zawirowało w głowie i raptem zapadłem się w jakąś studnię innego czasu. Bo ja wiem – może to była epoka pierwszych myśliwych, a może śniłem sen rena? Nie umiem powiedzieć jak długo to trwało”[13].

Wielokrotnie Mariusz Wilk daje wyraz krytycznemu stosunkowi do współczesnej cywilizacji, która niszczy dawną Tradycję i pierwotną Naturę. „Na Kreszczenije [święto prawosławne] mróz się nasrożył. Na ulicy Sowieckiej, głównym deptaku Łowoziera, mizerne brzózki okutały się w pyszne szuby ze szreni. Na głowie żeliwnego Lenina puszysta czapka śniegu. Żadnych paradnych renów, żadnych strojnych dziewek (…). Ni jarmarku, ni gonitw na uprzężach, ni kąpieli w przeręblu. Łowozieranie mykają się chyłkiem, byle szybciej do ciepła. Z okien sączy się sina łuna telewizji. Dziwne, że tradycje Kreszczenija, które żyły tu jeszcze za komunizmu, sczezły bez śladu, gdy prawosławie powróciło do łask. Jakby wiatrem zdmuchnięte. Być może wyparły je duchy noidów [saamskich szamanów] (…)?”[14].

Autor podróżując śladami dawnych, prymitywnych ludów – pierwotnych mieszkańców Półwyspu Kolskiego, poddaje się wpływom wierzeń animistycznych, co znajduje wyraz w książce. „Wedle wierzeń koczowników oczy potrafią żyć własnym życiem i wędrować po świecie - patrząc. Korzystali z tego szamani w ekstatycznych »podróżach«, wysyłając swoje oczy na poszukiwania stad reniferowych lub w zaświaty, podczas gdy sami leżeli bez czucia (z każdym z nas tak bywa we śnie, bo kiedy śpimy nasze oczy błądzą i oglądają różne obrazy w tym czasie). Słowem w pierwotnych wierzeniach Północy oczy były zaczątkiem tego, co w późniejszych religiach przyjęto nazywać duszą. W oczach ogniskowała się siła duchowa. Patrzeć – znaczyło być. Dla animistów każdy kamień, drzewo, góra lub rzeka są obdarzone duszą. Nic dziwnego, że cała Przyroda spogląda na nas w milczeniu. Ileż to razy, wałęsając się po północnych tropach, miałem wrażenie, że jestem obserwowany. Że ciągle ktoś na mnie patrzy – to z gąszczu wyziera, to z gór popatruje, to z jeziora wygląda. Wrażenie to potęguje niezwykła cisza północnej przyrody. Jej bezmowność. Sam chciałbym kiedyś być samym czystym patrzeniem bez nazwy, na granicy, gdzie kończy się ja i nie-ja”[15]. Jeden z Saamów opowiada: „Chodzi o to, co chrześcijanin nazywa duszą, twierdząc, że tylko człek ją posiada. Dla nas natomiast cała przyroda jest uduchowiona, Gdzie spojrzysz, stamtąd duch wygląda, zarówno z człowieka, jak i ze zwierzęcia, z drzewa, z rzeki czy z kamienia. Zatem byle źdźbło ma swoją moc, co od dawna zresztą wykorzystuje medycyna ludowa. Stąd nasz szacunek dla przyrody, a i respekt przed nią. No, i znanie! Z przychodem chrześcijańskich misjonarzy na Północ zaczęło się prześladowanie pogaństwa. Przede wszystkim zniszczyli nasze bębny, dzięki którym utrzymywaliśmy kontakt z duchami przodków. Potem jęli nas wykorzeniać z naszych koczowisk, odrywając tym samym od świętych miejsc, gdzie od wieków gromadziła się energia duchowa dająca nam siłę. W końcu zaś zabrali się do samej przyrody. Dziś gołym okiem widać do czego to doprowadziło, wystarczy popatrzyć na tundrę. Krótko mówiąc, z przychodem na Północ religii, która czyniła człowieka władyką przyrody, zaczął się proces wywłaszczania natury”[16].

„Tropami rena”, choć jest najsłabszą z dotychczasowych czterech części „Dziennika Północnego”, jest warta uważnej, niespiesznej lektury. Autor pozostaje wzorem dla twórców literatury podróżniczej, pokazując, że podróż dopiero wtedy w pełni nas ubogaca, gdy podróżujemy nie tylko w przestrzeni geograficznej, ale także – w głąb siebie. „Bez wątpienia wyjadę stąd inny, niż tu przyjechałem. To znaczy z inną perspektywą, bardziej cofnięta w czasie. O ile kiedyś krąg mego świata oświetlało słowo pisane, o tyle teraz jąłem dostrzegać także to, co ukrywa się w milczeniu”[17].

Książka, podobnie jak pozostałe dwie części wydane przez Noir sur Blanc, nie zawiera map i jest w niej jedno tylko zdjęcie. To poważna wada… Chyba że jest to celowy zabieg, który ma podkreślać, że istotą podróży, w jaką zabiera nas autor, nie jest przestrzeń geograficzna i wrażenia postrzegalne zmysłami, lecz refleksja. A jednak… Ja bym mapy i zdjęcia opublikował!



---
[1] Mariusz Wilk, „Tropami rena”, wyd. Noir sur Blanc, 2007.
[2] Tamże, s. 137.
[3] Tamże, s. 139.
[4] Tamże, s. 9.
[5] Tamże, s. 131.
[6] Tamże, s. 57.
[7] Tamże, s. 13.
[8] Tamże, s. 50.
[9] Tamże, s. 140.
[10] Tamże, s. 32.
[11] Tamże, s. 94.
[12] Tamże, s. 57-58.
[13] Tamże, s. 135.
[14] Tamże, s. 36.
[15] Tamże, s. 39.
[16] Tamże s. 63.
[17] Tamże s. 77.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3470
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 05.09.2009 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Czwarty tom "Dziennika Pó... | Bohun
Zazdroszczę. Recenzji i lektury. Dużo świetnych cytatów, które bardzo dobrze wpisują się w tekst recenzenta. A tekst nie nuży. Nie jest monotematyczny. Autor starał się chyba wyłuskać najważniejsze wątki książki Wilka, więc daje przyszłym czytelnikom książki piękny i rozległy obraz lektury. Wzbudza po prostu zainteresowanie. Z autorem oczywiście spotkałem się na łamach prasy. Fragmenty czytałem w "Zeszytach Literackich". Ale ta recenzja zmusza mnie wręcz do tego, żeby pozbyć się gnuśności i przynajmniej poszukać Wilka w biblionetce i wrzucić tytuły do schowka.
Szczere gratulacje!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: