Dodany: 07.02.2015 16:07|Autor: Anastazja Kura

Książka: Oficer i szpieg
Harris Robert

5 osób poleca ten tekst.

Bez tytułu


Im więcej czytam literatury współczesnej, tym bardziej jestem zmęczona przeróżnymi udziwnieniami formy. Na szczęście, w przypadku Harrisa o żadnym nowatorstwie nie może być mowy: „Oficer i szpieg” to przykład klasycznej powieści historycznej, gdzie fakty przeplatają się z autorską koloryzacją. Jej temat (tzn. Afera Dreyfusa) jest wystarczająco ciekawy, by książkę pochłaniało się niczym przedni kryminał i aż trudno uwierzyć, że historia sama napisała ten scenariusz.

Tak jednak było. Sprawa, która swojego czasu podzieliła Francję na dwa obozy, miała faktycznie miejsce i osobom znającym historię nie jest zapewne obca. Harris czerpie garściami z opublikowanej w sieci dokumentacji (błogosławieństwo Internetu…), tylko nieznacznie koloryzując wyczyny Picquarta, głównego bohatera i zarazem narratora powieści, który może się początkowo wydawać straceńczym obrońcą sprawiedliwości (dąży do celu za wszelką cenę, także z narażeniem życia oraz honoru swojego i kochanki, tylko dlatego, że tak należy). Jednocześnie, będąc cynicznym dowcipnisiem, jest świetnym materiałem na narratora. Podejrzewam, że niejeden czytelnik by rzucił w kąt książkę, której lwią część zajmują szczegóły procesów i zeznań, gdyby nie humorystyczne wtręty bohatera, prezentującego w pełnej krasie coś, co dzisiejsza młodzież zwie bodajże „ciętymi ripostami”, a co we Francji nazwalibyśmy po prostu tradycyjnie esprit:

„– A dlaczegóż to kapitan Lallemand jest Półbogiem?
– Z powodu zamiłowania do Wagnera.
– Czy ten również jest członkiem tego żydowskiego kręgu?
– Wagner? Szczerze wątpię”[1].

Sposób kreowania bohatera, jak na współczesną literaturę przystało, jest tym bardziej przekonujący, że nie mamy do czynienia z kryształową postacią. To człowiek, na którym, paradoksalnie, ciąży brzemię antysemityzmu, a i z moralnością (zwłaszcza ówczesną, mieszczańską) zdecydowanie mu nie po drodze. Tym bardziej jego upór w dążeniu do uwolnienia Dreyfusa jest początkowo frapujący. W miarę rozwoju akcji to zjawisko zostaje wyjaśnione: nie o samego niesłusznie skazanego tu chodzi, abstrahując już od jego narodowości, a o ocalenie honoru wojska. Picquart bowiem duszą i ciałem tej instytucji jest oddany, a wierząc, że ukartowane skazanie Dreyfusa prędzej czy później wyjdzie na jaw, dąży do rewizji procesu. Jego zdaniem naprawienie własnego błędu będzie lepszym rozwiązaniem niż wykrycie go przez kogoś z zewnątrz, co wywołałoby większy skandal, niż przyznanie się do winy i okazanie skruchy. Ta postawa jest de facto jedyną siłą napędową Picquarta, który podejmuje się obrony Dreyfusa mimo osobistych uprzedzeń i długo niezachwianego przekonania, że faktycznie jest on winien. Co więcej, w swoim niepopartym żadnymi dowodami uporze trwa aż do natknięcia się na trop rzeczywistego winnego. Aż do tego momentu sam w prosty sposób przekonuje siebie o winie Dreyfusa, wspierając się klasyczną logiką antysemity:

„Oczywiście, że nas zdradził, bo nas nienawidzi; nienawidzi nas od zawsze, bo nie jest jednym z nas i wie, że pomimo swoich pieniędzy nigdy nim nie będzie; bo jest tylko… Typowym Żydem!”[2].

Oczywiście, w swych uprzedzeniach Picquart nie jest odosobniony. Po pierwsze, antysemityzm w okresie III Republiki plenił się bujnie i miał się dobrze, zwłaszcza w środowisku repatriantów z Alzacji zajętej przez Niemcy w 1871:

„Poza Monnierem wszyscy przy stole są wygnańcami z Alzacji i nikt nie powie dobrego słowa o naszym ziomku Alzatczyku, Dreyfusie, nawet Edmond, który jako polityk jest radykalnym republikaninem. Wszyscy mamy za to coś do powiedzenia o Żydach, zwłaszcza z Miluzy, której mieszkańcy, gdy doszło co do czego i po wojnie trzeba było wybierać obywatelstwo, wykazali lojalność wobec Niemców, a nie Francuzów”[3].

Ten narodowy antysemityzm, którego reprezentantem jest Picquart, to główna osnowa powieści, ukryta pod sensacyjną fabułą procesu Dreyfusa. Poza tym głównym wątkiem, co rusz pojawiają się w tle widmo ogólnonarodowych nieprzychylnych Żydom nastrojów i ich skutki społeczne. Zapewne dlatego też powieść tak „zachwyciła Romana Polańskiego”[4], o czym dumnie obwieszcza okładka. „Oficer i szpieg” trąca bowiem czułe struny tematyki bliskiej mu ze względów osobistych.

Należy jednak odróżnić odmalowanie rzeczywistych antysemickich nastrojów we Francji od jednostkowego obrazu Dreyfusa. Ten został zaprezentowany jako wyjątkowo antypatyczna postać, a jego zachowanie czasami przewrotnie sugeruje, że antysemityzm może być uzasadniony. Na przykład nieprzychylną reakcję czytelnika ma prawo wzbudzić jedna z finałowych scen powieści, gdy uniewinniony już Dreyfus (jeśli ktoś będzie się mi tu darł o spojlery, to się wkurzę!) przychodzi do Picquarta, któremu zawdzięcza uwolnienie, i wysuwa żądania:

„- […] Awansując mnie z kapitana na majora, nie wzięto pod uwagę lat, które niesłusznie spędziłem uwięziony na Diabelskiej Wyspie. Natomiast, niech mi będzie wolno zauważyć, pański awans z pułkownika na generała brygady oznacza, że osiem lat poza wojskiem potraktowano tak, jakby spędził je pan w czynnej służbie. Uważam, że to jest niesprawiedliwe… wręcz stronnicze.
– Rozumiem. – Czuję, że mój uśmiech twardnieje. – I w związku z tym czego pan ode mnie oczekuje?
– Że pan to naprawi. I awansuje mnie do stopnia, który mi się należy.
– Czyli jakiego, pańskim zdaniem?
– Podpułkownika.
Przez chwilę milczę.
– Ależ to by wymagało ustanowienia specjalnego prawa. Rząd musiałby przedstawić Izbie Deputowanych nowy wniosek.
– Powinno się to zrobić. Tak należy”[5].

Z jednej strony żelazna logika Dreyfusa jest słuszna, z drugiej jednak - niesmak pozostaje. Wszak domaga się on niemożliwych rzeczy od człowieka, któremu w zasadzie powinien być wdzięczny. Ta dwuznaczna scena jest kwintesencją całej afery: ujawnia faktyczny antysemityzm i nierówne traktowanie (ma przecież Dreyfus rację, że Picquart został potraktowany lepiej niż on sam, ze względu na stronniczość wynikającą z rasowych uprzedzeń), ale też roszczeniowość ofiary. Należy tylko mieć się na baczności, by nie rozciągać negatywnej oceny postawy Dreyfusa i jego antypatycznego zachowania na całą nację. Bo tu właśnie kryje się pułapka zastawiana przez Harrisa, w którą trudno nie wpaść: przypadek Dreyfusa należy traktować oczywiście jednostkowo, inaczej grozi nam skażenie antysemityzmem. Czyli wniosek z zacytowanej konwersacji powinien brzmieć nie „Żydzi są roszczeniowi”, tylko „[powieściowy] A. Dreyfus był roszczeniowy”.

To wierne ukazanie antysemickiej atmosfery XIX–wiecznej Francji, której czytelnik może z łatwością się poddać dzięki wykreowaniu przez pisarza antypatycznej postaci ofiary numer jeden, stanowi mocną stronę powieści. Jest to też w gruncie rzeczy jedyny aspekt historyczny, który został dość szczegółowo odtworzony. Mimo że mamy do czynienia z powieścią historyczną per se, nie znajdziemy w niej panoramy epoki, która tylko przeziera tu i ówdzie w tle: to Picquart nawiązuje do wojny francusko-pruskiej, to znów poznajemy niektóre z ówczesnych rozrywek bogatej burżuazji (wieczorki muzyczne) i dowiadujemy się nieco o mieszczańskiej moralności przy okazji romansu narratora (np. według tejże moralności romansowanie z mężatką jest w porządku, dopóki pozostaje nieupublicznione). Brak jednak „nużących” (w cudzysłowie, bo np. ja bardzo je lubię) opisów obyczajów, miasta i epoki. Ale nie będę się tego czepiać; i tak obecnie dobrej powieści historycznej ze świecą szukać, więc nic tylko się cieszyć, że takie wciąż powstają.


---
[1] Robert Harris, „Oficer i szpieg”, przeł. Andrzej Niewiadomski, wyd. Albatros, 2014, str. 378.
[2] Tamże, str. 190.
[3] Tamże, str. 37-38.
[4] Tamże; tekst z okładki.
[5] Tamże, str. 522.


[tekst opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1057
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: