Dodany: 11.02.2015 23:24|Autor: A.Grimm

Od zemsty do Boga


Napisany przez Lewisa Wallace'a „Ben Hur” znany jest dzisiaj przede wszystkim z widowiskowej ekranizacji nakręconej pod koniec lat 50., z Charltonem Hestonem w roli tytułowej. W mojej pamięci tkwią zaledwie fragmenty filmu Williama Wylera, nie będzie też niespodzianką, jeśli powiem, że najlepiej zachowanym jest efektowny wyścig rydwanów, wciąż budzący zachwyt i niepoddający się czasowi pokaz możliwości, jakie daje X Muza. Ale wśród zapamiętanych obrazów są i bardziej kameralne – pierwsze spotkanie z Jezusem czy przyjście Ben Hura do wioski trędowatych. Film, mimo że tak nieuważnie obejrzałem go w dzieciństwie, nie dał zatem o sobie całkowicie zapomnieć. Coś z jego uroku pozostało, skoro postanowiłem sobie przypomnieć postać Ben Hura – nie w wersji filmowej jednak, lecz oryginalniej, tj. literackiej.

Sporą niespodziankę sprawiła mi objętość książki. Wyler wprawdzie nie dokonał podobnych akrobacji, jak Peter Jackson przy przenoszeniu na ekran „Hobbita”, ale i tak stworzenie ponadtrzygodzinnego filmu z niedługiej przecież powieści należy uznać za nie lada wyczyn. W istocie oryginał to utwór nieobciążający czytelnika zbędnymi informacjami. Znamy powieści historyczne, które obfitują w postaci zarówno fikcyjne, jak i autentyczne – dziwić to zresztą nie powinno. W powieści Wallace'a oprócz tytułowego protagonisty znajdziemy zaś zaledwie kilka innych osób. Jedną z nich jest Messala, czyli antagonista Ben Hura. To właśnie konflikt między nimi, motywowany także animozjami narodowymi – jeden jest Rzymianinem, a drugi Żydem – doprowadzi do uwięzienia rodziny Ben Hura i wysłania go na galery, a później do planów zemsty na oprawcy. Tytułowemu bohaterowi pomagać będą – bardziej dobrą radą i mądrością, aniżeli czynami – Symonides z córką Esterą, szejk Ilderim oraz Egipcjanin Baltazar (tak, ten Baltazar!). Córka tego ostatniego, Iras, także będzie żywo zainteresowana młodym Żydem, ale z zupełnie innych powodów.

Chęć zemsty przynależy do świata przygody i do pewnego stopnia decyduje o charakterystycznym dla powieści awanturniczych stylu; tej samej proweniencji jest wątek miłosny. Autor krzyżuje jednak luźną konwencję powieści z ducha rozrywkowej z historią oraz przypowieścią o walorach religijno-apokryficznych. Do faktografii pewnie niejeden historyk mógłby się przyczepić, aczkolwiek czuje się tu starożytny Bliski Wschód, antagonizm między Żydami a Rzymianami jest widoczny, w tle przewijają się nazwiska postaci historycznych, całość ma zaś koloryt orientalny, począwszy od piasków pustyni i wielbłądów, a skończywszy na relacjach międzyludzkich, w których hierarchia pełni istotną funkcję. W tę opowieść autor wplótł postać Jezusa; nie w roli ornamentu, lecz bardziej jako źródło zmiany głównego bohatera.

Potraktowanie historii Zbawienia utylitarnie, zaledwie jako katalizatora przemiany pojedynczego człowieka, nie byłoby jednak najlepszym posunięciem. W „Ben Hurze” uniwersalny wymiar przyjścia Jezusa na Ziemię jest zatem wielokrotnie podkreślany, co więcej, stanowi podłoże dla dyskusji nad rzeczywistym charakterem działalności tajemniczego człowieka z Nazaretu. Dla Ben Hura przez długi czas Jezus jest ziemskim królem – i tylko w takiej roli widzi Mesjasza – ale według niektórych, np. Baltazara, Narodzony w Betlejem ma być dla ludzkości coś więcej; ma przynieść jej odkupienie dusz. Te dwa poglądy ścierają na kartach powieści, ale tylko jednemu z nich, co zrozumiałe, autor jest przychylny. W polemikę wpisuje się naturalnie chęć przedstawienia tego, co naprawdę powinno być istotne dla człowieka, w tym także poszerzenia ograniczonej, cielesnej i z ducha antycznej (przynajmniej w obiegowym rozumieniu) perspektywy o życie wieczne i rzeczywistą obecność jedynego Boga. Nie bez kozery Baltazar pyta Ben Hura, oczekującego przyjścia ziemskiego władcy nad władcami: „czy lepiej żyć tu kilka dziesiątków lat, czy całą wieczność z Bogiem?”*. Dzięki obecności wykształconych postaci, takich jak wspomniany Baltazar czy szejk Ilderim, rozważania nad tymi ideami nie rażą sztucznością, chociaż nie powinniśmy też sobie wiele po nich obiecywać, autor dostosował je bowiem do stylu utworu. „Ben Hurowi” obce są akademickie wywody.

Powieść, pomijając nawet różnice formalne w środkach przekazu, ma bardziej dyskretny charakter niż film Wylera, chociaż i jemu nie można bezwzględnie odmawiać wymowy religijnej. Nie jest też zresztą powiedziane, że każdemu przypadnie do gustu mieszanie obu porządków: przygodowego i religijnego. Historia Jezusa jest pokazana obok historii Ben Hura, a z czasem ich losy zaczynają się splatać: tytułowy bohater podąża za Chrystusem i jego uczniami, relacjonuje cuda, m.in. przemienienie wody w wino i rozmnożenie ryb oraz chleba, jest wśród witających Go w dniu wjazdu do Jerozolimy; za każdym razem występuje jednak jako widz, dla czytelnika pozostaje więc tylko sprawozdanie z jego obserwacji. Historia Jezusa dzieje się zatem obok, nie jest żywa, bardziej służy jako temat rozważań Symonidesa oraz Baltazara aniżeli daje rzeczywiste odczucie obecności Chrystusa. Bez wątpienia takie ujęcie postaci Jezusa pomaga w ucieczce przed Jego zbytnim uczłowieczeniem, a amerykański pisarz raczej nie chciał iść śladem Renana, który Chrystusowi odebrał całą boskość.

Ta asekuracja może więc mieć uzasadnienie, ale niekoniecznie musi nam przypaść do gustu. Wallace wolał pozostać formalnie w granicach przypowieści i nieco enigmatycznego stylu znanego z Pisma Świętego (a przynajmniej wielu jego fragmentów), przemiana Ben Hura siłą rzeczy zatem nie do każdego trafi. Mimo pewnej szablonowości wpisanej w próby zachowania granicy między sacrum a profanum, powieść warta jest jednak polecenia, tym bardziej że jej lektura nie zajmie więcej niż dwa, trzy wieczory.


---
* Lewis Wallace, „Ben Hur”, [brak nazwiska tłumacza], wyd. Pelikan, 1987, s. 136.


[Tekst został też umieszczony na stronie lubimyczytac.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1747
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: