Dodany: 19.03.2015 21:23|Autor: Frider

Biel i czerwień


Słowo „banda” nie kojarzy się nikomu dobrze. Bo jakże by mogło? Banda to przecież grupa ludzi zajmujących się grabieżą, napadami, z ochotą posługujących się przemocą. A jak wygląda Rudy – przywódca bandy? Stawiałbym na osiłka w dresach, z byczym karkiem i rybimi oczkami, patrzącymi bezmyślnie na zbrodnie popełniane przez kamratów. Znasz Łysego? To nic przy Rudym. Tak można podejrzewać, przecież te rude są najgorsze...

A jeśli „Banda Rudego” to książka dla młodzieży? Musimy zweryfikować wstępną diagnozę sformułowaną na podstawie tytułu, ewentualnie możemy podejrzewać, że chodzi o pamiętnik szefa kiboli, wydany nielegalnie za pieniądze z rozbojów.

Na szczęście właściwa odpowiedź to ta, że tytuł jest po prostu nieco niefortunnie wybrany. Co prawda wynika z treści, jednak stanowi mylące wprowadzenie do powieści.

Rudego nie można właściwie uznać za głównego bohatera. Fabuła osnuta została na frontowych wspomnieniach poznanego przez niego żołnierza, ale równoprawnych bohaterów jest kilkoro. To właśnie tytułowa „banda” – nastolatków (dzisiaj nazwalibyśmy ich gimnazjalistami, wtedy byli to uczniowie siódmej klasy szkoły podstawowej), którzy przechodzą okres dorastania społecznego, uczą się szacunku dla tradycji, patriotyzmu i umiejętności funkcjonowania w grupie.

Poznajemy ich jako luźny zbiór jednostek, niezgraną grupę indywidualności z jednej klasy, ale niemających ze sobą zbyt wiele wspólnego. Ot, gromada rówieśników, którzy w momencie usłyszenia ostatniego lekcyjnego dzwonka rozchodzą się do domów bez słowa pożegnania. Jak w każdej klasie, tak i tutaj są „silni”: rządzący pozostałymi wysportowani chłopcy i „słabi”: ofermy stanowiące worki treningowe dla tych pierwszych. Do zmiany sytuacji dochodzi raczej przypadkowo. Jeden mecz piłki nożnej, poważna kontuzja należącego do „silnych” Rudego, któremu pomocy udziela „słaby ”Pająk – i zmienia się rozkład sił, wywołując lawinę wydarzeń rzutujących na życie większości uczniów.

Młodzież dzieli się na dwa nowe obozy. Pierwsza grupa to ci, którzy gromadzą się wokół Rudego i Pająka, „liberałowie” chcący większej demokracji w uczniowskiej społeczności. Druga grupa to mniej liczni „konserwatyści”, dążący do utrzymania status quo, gardzący kolegami popierającymi dotychczasowych „słabych”. Sytuację dodatkowo komplikuje pojawienie się trzeciej, bardzo tajemniczej organizacji, tzw. „zielonych”. Zagadkowe (początkowo) ugrupowanie z czasem zaczyna wyrastać na dobrze zorganizowany związek, stanowiący o wiele większą siłę, niż cała klasa Pająka i Rudego.

Szkolne problemy młodzieży to tylko fragment, w zasadzie tło głównych wydarzeń. Oś fabuły stanowią poszukiwania sztandaru, schowanego w czasie wojny gdzieś na terenie rodzinnego miasteczka bohaterów powieści. Jak już wspomniałem, Rudy podczas pobytu w szpitalu poznaje dawnego porucznika polskiej armii; całe swoje powojenne życie podporządkował on poszukiwaniom pułkowej chorągwi, umieszczonej przez jego towarzyszy w nieznanej kryjówce. Rudy wie tylko tyle, że prawdopodobny schowek znajduje się w okolicy, być może w samym miasteczku lub jego najbliższym otoczeniu. Frontowa historia opowiedziana przez żołnierza fascynuje Rudego. Po raz pierwszy chłopiec dostrzega, że istnieją wartości większe niż piłka, zabawa, codzienne szkolne problemy. Wtajemnicza w swój plan poszukiwań część kolegów, tworząc lojalną, zgraną grupę kierowaną coraz silniejszym pragnieniem – odzyskania pułkowego sztandaru, jednego z najważniejszych symboli ojczyzny, honoru i obowiązku. To, co początkowo zdawało się tylko zabawą, bardzo szybko zaczyna nabierać wymiaru patriotycznej akcji, drażni ambicję chłopców chcących dokonać tego, co nie udało się dawnemu żołnierzowi.

Lubię i szanuję książki dla młodzieży, w których oprócz atrakcyjnej fabuły i dobrej narracji są też wartości moralne. Olbrzymią umiejętnością autora – Janusza Domagalika – jest pokazywanie w sposób nienarzucający się, dyskretnie, ale jednocześnie je akcentując, „niemodnych” cech charakteru: szlachetności, szczerości, honoru, lojalności w przyjaźni... Wymieniać można długo. „Banda Rudego” to świetna powieść także dla współczesnej młodzieży, a może właśnie dla niej. Pokolenie Facebooka jest już bardzo daleko od wydarzeń drugiej wojny światowej (nie tylko w czasie, ale także mentalnie), a znaczenie słowa „ojczyzna” rozmyło mu się i nabrało archaicznego posmaku. Dzięki „Bandzie Rudego” młody czytelnik nagle odkrywa, że pojęcia „państwo” i „ojczyzna” nie są jednoznaczne, że dla chłopców wychowywanych w PRL-u i dla młodzieży współczesnej, często negującej struktury państwowe, patriotyzm może oznaczać to samo, a także być zupełnie niezależny od polityki, rządu i ustroju.

Sposób prowadzenia narracji jest niebywale wciągający. Zarówno szkolne perypetie, jak i przygody towarzyszące poszukiwaniom opisane zostały bardzo zręcznie, przystępnym językiem, bez rażącego wtrącania młodzieżowego slangu, które sama młodzież często kwituje skrywanym, pobłażliwym uśmieszkiem. Akcja jest szybka, jej zwroty częste i pełne niespodzianek. A przy tym powieść przypomina, że istnieje świat inny od tego z komputerem jako centrum, zajęcia inne niż śledzenie list przebojów i wreszcie wartości inne niż imponowanie rówieśnikom wyglądem. „Banda Rudego” nie zestarzała się. Być może dzięki ponadczasowości poruszonych w niej zagadnień, ale niewątpliwie jest to też zasługa umiejętności pisarskich Janusza Domagalika.

A skąd słowo „banda”? Właśnie, warto pamiętać, że gdy robimy coś dobrego, wielu osobom może się to nie spodobać. „Bandą” możemy się stać nie z własnej woli, lecz otrzymawszy takie obraźliwe miano od nienawidzących nas wrogów. Jednak to tylko nazwa, a ta nie zawsze trafnie określa, jakimi ludźmi jesteśmy. Nie dajmy się zwieść pozorom; aby poznać człowieka, nie wystarczy się dowiedzieć, jak go nazywają.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1326
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: goodann 19.03.2015 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Słowo „banda” nie kojarzy... | Frider
W latach siedemdziesiątych nie było mnie jeszcze w planach, ale mam wrażenie, że "banda" nie miała tak pejoratywnego znaczenia, jak dziś. Banda i Wanda... "Przyszli całą bandą i rozsiedli się na trzepaku"... To takie żartobliwie-neutralne słowo mogło być. A książka na mnie zrobiła duże wrażenie, gdy byłam gimnazjalistką właśnie. Nie wiem, jak to byłoby dziś :)
Użytkownik: Frider 21.03.2015 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: W latach siedemdziesiątyc... | goodann
W książce to określenie ma jednoznacznie negatywny wydźwięk - ma rzucić cień na grupę Rudego i Pająka. Przeczytaj kiedyś ponownie, ja przepadam za takimi powrotami, z reguły nie przynoszą rozczarowania. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: