Dodany: 06.05.2015 22:35|Autor: Marioosh

Wzruszająca historia sprzed 60 lat


Historia powstania tej książki zaczęła się w 2001 roku – reżyser Patrick Yoka, wracając z pogrzebu babci na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu, natknął się na grób Koreanki pochowanej tam w 1955 roku. Yoka namówił swoją przyjaciółkę, dziennikarkę Jolantę Krysowatą do wyjaśnienia, skąd na wrocławskim cmentarzu ten grób; w efekcie najpierw powstało słuchowisko, potem film dokumentalny „Kim Ki Dok”, a w końcu książka „Skrzydło anioła”.

W 1950 roku wybuchła wojna koreańska. W 1951 przywódca Korei Północnej Kim Ir Sen zwrócił się do krajów socjalistycznych o pomoc dla osieroconych dzieci i Polska tej pomocy udzieliła – do miejscowości Świder przybyło około dwustu koreańskich sierot; witała je delegacja rządowa, co nagrała Polska Kronika Filmowa, a Marian Brandys napisał książkę „Dom odzyskanego dzieciństwa”, która stała się lekturą obowiązkową w podstawówkach. Dwa lata później, gdy wojna dobiegła końca, do Płakowic koło Lwówka Śląskiego przybyła druga grupa – tym razem było to 1270 dzieci; na ich temat nie padło w mediach ani słowo. Dlaczego? Wiele wskazuje na to, że wcześniej udzielono im schronienia w Związku Radzieckim, ale tam tylko nabawiły się rozmaitych chorób i stwierdzono, że w takim stanie nie mogą wrócić do Korei. Do opieki nad nimi przydzielonych zostało około 600 osób – w większości młodych ludzi, dla których była to pierwsza praca.

W 1959 roku niespodziewanie przyszła decyzja o powrocie dzieci do Korei. Czyżby Kim Ir Sen przestraszył się, że jego coraz bardziej dojrzali obywatele przesiąkną atmosferą odwilży po 1956 roku? Nie wiadomo. W każdym razie akcja odbyła się błyskawicznie i, co oczywiste, musiały wrócić wszystkie – stało się to ogromnym dramatem, gdyż w ciągu minionych sześciu lat mieszkańcy i pracownicy ośrodka bardzo się do siebie przywiązali, pojawiły się polsko-koreańskie pary, a poza tym wiadomo było, co czeka te dzieci w Korei. Jeszcze do 1961 roku przychodziły do Polski listy od nich, ale z dnia na dzień korespondencja raptownie się urwała, rząd polski przestał się interesować losem małych Koreańczyków i na dobrą sprawę nie wiadomo, co się z nimi stało...

Jolanta Krysowata opisała tę historię bardzo łagodnie i delikatnie, widać, że nie szukała taniej sensacji, ale też nie chciała wpaść w ckliwy sentymentalizm. Główna część książki, obejmująca sześć lat funkcjonowania ośrodka, ma formę fabularną – myślę, że to dobry pomysł, postacie tu występujące są dzięki temu w pewnym sensie uczłowieczone, opowieść zyskuje na autentyczności i oddaje atmosferę panującą w tamtych czasach.

Poruszająca jest też historia, od której wszystko się zaczęło – Koreanka pochowana na wrocławskim cmentarzu zmarła wskutek ciężkiej choroby krwi. Tadeusz Partyka bardzo zaangażował się w jej leczenie, próbował wprowadzić nowatorskie metody transfuzji, ale nie udało mu się – poruszający i wzruszający jest opis walki doktora o życie młodej pacjentki i swoistej więzi, jaka między nimi powstała: lekarz pisał o Kim Ki Dok wiersze i bardzo przeżył jej śmierć. Jolancie Krysowatej udało się dotrzeć do jego rodziny i do osób, które go znały i pamiętały jego pasję – ta część napisana jest w typowo reporterski sposób.

Myślę, że można śmiało polecić „Skrzydło anioła” zarówno tym, którzy chcieliby poznać ciekawy element historii Polski, jak i tym, którzy chcą po prostu przeczytać dobry reportaż. Autorce dość zgrabnie udało się połączyć typową reporterską relację z fabularną opowieścią; co ważne, nie epatuje emocjami, nie przesadza ani z dramatyzmem, ani z sentymentalizmem, o co przy tym temacie nie byłoby trudno. Warto więc poświęcić trochę czasu na lekturę jej książki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 24777
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: imarba 07.05.2015 16:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Historia powstania tej ks... | Marioosh
Bardzo poruszająca opowieść. Czytałam ją jakiś czas temu, a do teraz we mnie tkwi. Czysta żywa potworność losu. Czasami myślę o tych dzieciakach... Wcale tego nie chcę, ale autorka sprawiła, że inaczej się nie da.
Użytkownik: ilia 07.05.2015 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Historia powstania tej ks... | Marioosh
Widziałam ten film dokumentalny "Kim Ki Dok" (z 2006 r.). Rzeczywiście bardzo poruszająca historia. Dobrze, że powstała książka na ten temat, bo film chyba przepadł w archiwalnych czeluściach - ja obejrzałam go przez czysty przypadek.
Użytkownik: imarba 07.05.2015 21:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam ten film dokume... | ilia
Filmu nie widziałam, mnie najbardziej poruszyła opowieść o tych "innych" dzieciakach... Sama historia tej małej Koreanki jest niczym wobec tragedii reszty... A już dzieciaki, które usiłowały się dostać do Polski przez bagna Korei, do Polski, której początkowo nienawidziły jest przerażająca. Atutem książki jest to, że jest li tylko reportażem. W żadnym razie nie beletryzowanym, ale to też sprawia, że jest bardziej straszna.
Użytkownik: Lwiica 08.05.2015 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam ten film dokume... | ilia
Ja widziałam ten film już dwa razy na TVP Kultura. Może kiedyś znów pokażą.
Użytkownik: Akrim 14.05.2015 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam ten film dokume... | ilia
Film można obejrzeć na You Tube
https://www.youtube.com/watch?v=pQBGtF5zQN4
Użytkownik: Pani_Wu 07.05.2015 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Historia powstania tej ks... | Marioosh
Ta książka we mnie cały czas siedzi, przypomina się nieoczekiwanie i boli. Może właśnie dlatego, że jest boleśnie prawdziwa poprzez powściągliwość w pokazaniu całej historii. A może także dlatego, że wszystko wydarzyło się blisko miejsca, gdzie mieszkam.
Użytkownik: imarba 07.05.2015 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka we mnie cały c... | Pani_Wu
Możliwe, że ja też reaguję w ten sposób. Mieszkam o kilka kilometrów od tego miejsca. Nic nie wiedziałabym, gdyby nie jeden z moich uczniów ( zazwyczaj uczę dorosłych)opowiedział mi o tym, więc sięgnęłam po książkę i żałuję... naprawdę ŻAŁUJĘ, bo gdybym tego nie zrobiła wiedziałabym dużo mniej o okrucieństwie, losu, ludzi i historii
Użytkownik: Pani_Wu 07.05.2015 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Możliwe, że ja też reaguj... | imarba
Tak, można nazwać tę książkę zakazanym owocem....
Niewiedza jest wygodna, ale czy na pewno tego chcemy? Obie sięgnęłyśmy po tę książkę, a mogłyśmy odłożyć po przeczytaniu notki, prawda? O pewnych sprawach trzeba pamiętać, nawet, jeśli są trudne, niewygodne lub bolesne. Trudno.
Użytkownik: imarba 07.05.2015 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, można nazwać tę ksią... | Pani_Wu
A ja zastanawiam się co się z nimi stało. Ta Korea nawet nie zanotowała istnienia tych dzieciaków, a jeżeli to kiedy się ktoś o tym dowiemy? Teraz mieliby po jakieś 60 - 75 lat... To nie jest kwestia wygody, ale ilości niesprawiedliwości, które ( myślę o liczbie mnogiej) może pomieścić jeden mózg. Jedno serce. Cały czas dręczy mnie ten dzieciak, który dostał się na studia i usiłował dostać zapalenia płuc...
Użytkownik: Pani_Wu 07.05.2015 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja zastanawiam się co s... | imarba
Tak, ilość nieszczęść, jakie możemy pomieścić w sobie jest ograniczona. Tym bardziej, że niczego tu nie możemy zrobić. Nawet dowiedzieć się czegoś więcej o ich losie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: