Dodany: 01.11.2009 10:50|Autor: Meszuge

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Opowieść o 47 roninach
Allyn John

Zbyt prawdziwa opowieść...


Jest prawda czasów (historyczna, realna, udokumentowana) i prawda ekranu (fantastyczna, romantyczna, literacka, poetycka). Poza poważnymi opracowaniami historycznymi, a i tam różnie to czasem bywa, prawda czasów przegrywa z prawdą ekranu na całej linii. Kogo interesuje struktura plemienna brazylijskich Indian Karaża? Ale dzieje Winnetou znają na pamięć całe pokolenia. Encyklopedię mafii amerykańskiej wydawnictwo sprzedawało z siedemdziesięcioprocentową zniżką, próbując w ten sposób odzyskać choć część zainwestowanych pieniędzy, ale „Ojciec chrzestny” sprzedawał się w milionowych nakładach, a filmy, które powstały w oparciu o powieść Mario Puzo przyciągnęły do kin dziesiątki milionów widzów.

Pół biedy, jeśli zdajemy sobie sprawę, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej niż tak przez nas kochane bajki. Bajki dla dzieci i dorosłych, oczywiście. Bo my zwykle nie chcemy wiedzieć czy rozumieć – chcemy tylko czuć i przeżywać. Nie szukamy informacji, wiedzy i prawdy, ale jedynie określonych emocji. I to jest w porządku, każdemu wolno, każdy dokonuje własnych wyborów, ale gorzej się sprawa przedstawia, gdy prawda ekranu całkowicie wypiera i zastępuje prawdę historyczną i czytelnicy, albo widzowie, są przekonani i wręcz pewni, że stykają się z historią przez duże „H”.

Temat, w którym prawda historyczna już nieomalże nie istnieje w Europie i pewnie w Ameryce także, dotyczy japońskich samurajów, ich broni, pojedynków, wielkich bitew, sposobu życia. Ktoś, kiedyś, nazwał japońską szablę mieczem. Może chodziło o nieudolność tłumacza, a może o działanie celowe – taka sztuczka miała zwrócić uwagę, zaszokować. W chwili obecnej nawet kobiety, które kompletnie się takimi tematami nie interesują, wiedzą na pewno, że samuraje walczyli na miecze. No, być może… jeśli któryś z nich zaplątał się pod Grunwald i pożyczył zapasowy miecz od Zbyszka z Bogdańca. Japończycy tyle mieli wspólnego z mieczami, co kowboje z pistoletami. I choć słowniki i encyklopedie podają wyraźnie, że miecz to broń biała o prostej, obosiecznej głowni, japońskie szable pozostaną już pewnie mieczami na zawsze. Pistolet to nie rewolwer, miecz to nie szabla, szabla to nie floret… Ale cóż z tego?

Jak, zgodnie z prawdą ekranu, wyglądał pojedynek samurajów? Wyciągają „miecze”. Jeden z nich, a czasem i obaj, noszą je… na plecach – pewnie nadal wprawia to w osłupienie japońskich historyków, ale mniejsza z tym. Przyjmują różne wysoce niewygodne pozy, jak w rytualnym tańcu. Wreszcie kilka błyskawicznych ruchów, tak szybkich, że właściwie nie widać, co się stało i czy rzeczywiście cokolwiek się stało. W tym momencie walczący obowiązkowo muszą zastygnąć w kompletnym bezruchu. Po długiej chwili, bardzo długiej chwili, przedłużającej się chwili niepewności, zły charakter powoli zaczyna się przewracać. Zwycięzca pod żadnym pozorem nie może patrzeć na pokonanego; jego wzrok – jeśli zostanie to pokazane – musi być skierowany gdzieś w przestrzeń. Wreszcie wygrany majestatycznie odchodzi, nadal nie zwracając uwagi na wroga. Jest to bajka jeszcze bardziej fantastyczna, jak ta o żelaznym wilku, ale tysiące ludzi wierzy, że tak właśnie się to odbywało.

Choć groby 47 roninów i ich pana po dziś dzień można oglądać na cmentarzu przy świątyni Sengaku-ji (w pobliżu dworca Sinagawa w Tokio), historia ta zaliczana jest do legend, bo dziś nie ma już całkowitej pewności, jak dokładnie potoczyły się wydarzenia – opowieść o nich została ocenzurowana już w erze Genroku.

W 1701 roku daimyo Asano Naganori na dworze szoguna Tsunayoshi’ego (z dynastii Tokugawa, pederasty, znanego z restrykcyjnych praw dotyczących ochrony zwierząt, szczególnie psów) zaatakował i zranił mistrza ceremonii i urzędnika sądowego Kirę Yoshinakę. Asano polecono w związku z tym popełnić seppuku (w rytualny sposób otworzyć sobie brzuch), co też się stało. Samuraje z drużyny przybocznej Asano, po śmierci swojego pana, stali się roninami – bezpańskimi wojownikami, żołnierzami bez dowódcy, bez celu i sensu w życiu. Większość z nich rozproszyła się po kraju bez śladu, ale kilkudziesięciu poprzysięgło pomścić Asano. 30 stycznia 1703 roku, po dwóch latach przygotowań, 47 roninów włamało się do rezydencji Kiry i pozbawiło go życia. Następnie mściciele poddali się urzędnikom szoguna. Co było dalej, przeczytać można w opowiadaniu.

John Allyn napisał „Opowieść o 47 roninach” tak, jak mogła się ona wydarzyć. Oznacza to, że zbyt wiele jest w tej książce prawdy historycznej (na ile było to możliwe), a za mało prawdy ekranu, by mogła się ona podobać czytelnikom, którzy mają już na zawsze wdrukowane w psychikę przekonanie, że świetnie wiedzą, jak zachowują się, postępują, poruszają, walczą, myślą, samuraje. Przecież tyle amerykańskich i koreańskich, włoskich i hong-kongijskich filmów widzieli na ten temat…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8682
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 24
Użytkownik: Eire 01.11.2009 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest prawda czasów (histo... | Meszuge
Hmm, a mnie zawsze wydawało się, że w miarę inteligentny człowiek ma świadomość, ze "prawda historyczna" i "prawda artystyczna" to dwie różne sprawy. W głowie mi się nie mieści, że wielu ludzi sądzi, że Esmeralda wyszła za Febusa, Anastazja za Dymitra, a Pocahontas za Smitha (nie, nie uznaję dennego "sprostowania").

Moim zdaniem w świetnie napisanym tekście podchodzisz do problemu zbyt surowo- powieści, filmy rządzą się własnymi prawami, a ich głównym "dydaktycznym" zadaniem jest zainteresowanie widza/czytelnika zjawiskiem/wydarzeniem/osobą. Kto by słyszał dzisiaj o Vladzie Draculi, Anastazji, Pocahontas, katastrofie Titanica, powstaniu Chmielnickiego, Troi, pożarze Rzymu gdyby nie zostali oni przepuszczeni przez literacko-filmową maszynkę? (Choć fakt, bywają ludziska co wersję średniowiecza rodem z "Facetów w Rajtuzach" gotowi są uznać za prawdziwą.) Jeśli jakaś historia mnie zainteresuje staram się "zaglądnąć za kulisy"- czasem dosłownie (Anastazja), czasem szerzej ując zagadnienie ( japońska mitologia w "Inuyashy") a czasem na zasadzie dziwnych skojarzeń ("Dragon Ball"---> "Podróż na Zachód"), ale szukanie wiadomości to robota dla knig naukowych. Ryoko Ikeda w "Aż do Nieba" wypunktowała zamiany jakie wprowadziła w biografii Poniatowskiego, ale IMHO licentia poetica usprawiedliwia wiele zmian- i warto o tym pamiętać czytając nie tylko o samurajach.
Użytkownik: Meszuge 01.11.2009 23:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmm, a mnie zawsze wydawa... | Eire
A jeśli prawda historyczna już właściwie nie istnieje, bo została całkowicie wyparta przez prawdę ekranu (major „Hubal”, Jan Paweł II, powstanie warszawskie i sto innych)? Ale mniejsza z tym. Licentia poetica usprawiedliwia wiele zmian i transformacji, to prawda, ale nie traktowanie widzów i czytelników, jak głupków. Gdzieś, IMHO, powinna być jednak jakaś granica. Potrafisz wskazać realistyczną książkę lub film o samurajach? Oczywiście nie chodzi mi tu o opracowania naukowe. Bo ja znam taką jedną.

A wracając do książki Allyna – to całkiem niezła pozycja, problem w tym, że nie odpowiada wizjom i przekonaniom większości czytelników. Nawet obrazek na okładce wprowadza w błąd. To rodzi rozczarowania, zawody i znudzenie.


Użytkownik: Eire 01.11.2009 23:30 napisał(a):
Odpowiedź na: A jeśli prawda historyczn... | Meszuge
Niestety nie "siedzę" w tematyce samurajskiej dość mocno by wskazać takową (choć z ksiązką Allena po takim wprowadzeniu na pewno się zapoznam)- jednak jak już pisałam w literaturze pięknej wierność historii jest dla mnie rzeczą drugorzędną (oczywiście, w granicach rozsądku- Vlad Dracula pałający miłością do Turków na przykład by raczej nie przeszedł).
Prawdą historyczną sensu stricte mogą być li i jedynie suche fakty (a i te nie zawsze są pewne). Urodził się, umarł, trwało, brało udział- da się ustalić. Potrzebne, czy nie, tyran czy bohater, patriota czy intrygant- do tego dojść nie sposób.
Widzę jednak, że interesujesz się tematyką samurajską- czy mógłbyś napisać co jeszcze z powszechnego wizerunku tych japońskich wojowników razi Cię najbardziej?
Pozdrawiam:)

Użytkownik: Meszuge 02.11.2009 00:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety nie "siedzę" w t... | Eire
Musashi Miyamoto – najsławniejszy chyba szermierz epoki samurajów. Mistrz w walce kataną oraz wakizashi (wakidzasi), niezwyciężony, ponad sześćdziesiąt pojedynków, autor „Księgi Pięciu Kręgów”. Legenda jest piękna, ale…
Prawda była ponoć mniej urokliwa. Mówiono o nim, że nigdy nie miał domu, nigdy nie miał żony i nigdy się nie kąpał. Nic nie wiadomo o tym, żeby pochodził z rodu samurajów. Wiele ze swoich pojedynków wygrał tłukąc przeciwnika jakąś pałką, wiosłem, boikenem itp. Nie ma też pewności, czy rzeczywiście nigdy nie przegrał. Wątpliwości budzi rewanżowe starcie z Muso Gonnosuke Katsuyoshi, który posługiwał się jō. To taki kijaszek o długości około 1,3 metra, czyli dłuższy od katany.

To właśnie są dopuszczalne – moim zdaniem – koloryzacje. Ale faceci skaczący z miejsca na wysokość budynku, latający w powietrzu między koronami drzew… nie, to się przecież nawet dla dzieci nie nadaje.
Użytkownik: Eire 02.11.2009 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Musashi Miyamoto – najsła... | Meszuge
Zgadzam się, jeśli chodzi o poważne książki pretendujące do miana historycznych (ale już nie fantasy "na motywach")- co jednak powiesz o pozycjach komediowych, gdzie owe przegięcia są elementem konwencji, np.

http://anime.tanuki.pl/strony/anime/1447-sengoku-basara/rec/1508
Użytkownik: Meszuge 02.11.2009 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się, jeśli chodzi... | Eire
Anime to skrót od „animacja”, nie dotyczy w zasadzie samej tematyki. :-) Mniejsza z tym.

Jednak nie jest prawdą, że gatunek – o ile za gatunek uznać motywy samurajskie – dzieli się tylko na poważne opracowania historyczne i nieprawdopodobne fantazje, bajki, wygłupy. Na przykład "Tajemna historia pana Musashiego" Tanizaki Jun'ichirō nie jest ani jednym, ani drugim. Jest po prostu w miarę prawdziwą, realistyczną opowieścią o samuraju. Problem w tym, że takich jest bardzo mało oraz w tym, że są one odrzucane przez czytelników złaknionych fruwających ninja.


Użytkownik: Eire 02.11.2009 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Anime to skrót od „animac... | Meszuge
Wiem, co to anime, ale moim zdaniem problem "przesadyzmu" należy omówić kompleksowo- zwłaszcza, że na wizerunek japońskich wojowników muza nr 10 wpłynęła chyba bardziej niż wszystkie inne:)

Nie zaprzeczam, że istnieją dobre powieści traktujące o tym zjawisku (mogę prosić o więcej?), ale takich powieści zawsze będzie mniej, obojętnie czy mówimy o samurajach/ninja, bractwach rycerskich, starożytnych dowódcach czy innym obrosłym mitami zjawisku. Sama chętnie sięgam po przejaskrawione opowieści kiedy chce się oderwać od rzeczywistości- cały czas mam jednak świadomość, że ich funkcją jest dostarczenie rozrywki, a nie edukacja. Czy mamy odrzucić mit o Królu Arturze tylko dlatego, że dziesiątkom pokoleń namieszał w głowach co do instytucji rycerstwa?
Użytkownik: Meszuge 02.11.2009 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, co to anime, ale mo... | Eire
Problem w tym, że nie przypominam sobie więcej, bo albo mamy do czynienia z opracowaniami popularnonaukowymi, na przykład z serii ceramowskiej, albo właśnie z bajdami, takimi jak cykl Lian Hearn.
Użytkownik: Eire 04.11.2009 16:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Problem w tym, że nie prz... | Meszuge
A jak tam z filmami? Dzisiaj na esensji opublikowali recenzję nowowydanego "Buntu". Chyba się dam skusić:)
http://www.esensja.pl/film/dvd/tekst.html?id=8502
Użytkownik: Meszuge 04.11.2009 16:44 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak tam z filmami? Dzis... | Eire
Jeśli jest tak dobry, jak „Harakiri” to na pewno warto.
Użytkownik: Agata87 04.11.2009 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest prawda czasów (histo... | Meszuge
A ja tak tylko tego miecza chciałam się czepić... Miecz to broń biała, sieczna. Może być obosieczna lub jednosieczna, i właśnie do jednosiecznej zalicza się katanę (miecz jednosieczny z zakrzywioną głownią). Tak więc moim zdaniem sformułowanie miecz japońśki jest poprawne. Pozdrawiam:)
Użytkownik: Meszuge 04.11.2009 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja tak tylko tego miecz... | Agata87
Definicja w encyklopedii PWN: http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?id=3940620
Widzisz tam jakąś dowolność odnośnie jedno, czy dwusieczności? O tym, że głownia ma być prosta, a nie dowolna, też piszą. :-)
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 04.11.2009 12:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest prawda czasów (histo... | Meszuge
Akurat z "samurajskimi mieczami" jest kwestia nie tylko fałszywej terminologii (skoro według definicji katana to w zasadzie szabla). Na pewno ma tu wpływ tłumaczenie z angielskiego, gdzie wszelka broń biała z rękojeścią i głownią, dłuższa od noża, to "sword" - a więc nie tylko miecze wszelkich rodzajów, ale też szable, rapiery, szpady, florety... Inna przyczyna takiego nazywania jest natury emocjonalnej - miecz brzmi poważniej i szacowniej, jest poza przeznaczeniem ściśle bojowym przedmiotem symbolicznym, często przypisuje mu się cechy osobowe. Bywały w historii (a jeszcze częściej w legendzie) miecze, od których zależało znacznie więcej, niż tylko możliwość sprawnego ukatrupienia wroga. Termin "szabla" nie niesie aż takiego ładunku symbolicznego. Pod tym względem katana znajduje się w pół drogi między szablą a mieczem - bo chociaż raczej nie bywała symbolem władzy, to była symbolem rycerstwa, częścią "drogi wojownika".

Co do "latających ninja", wskakujących na kilkudziesięciometrowe urwisko lub skaczących po wierzchołkach drzew - raczej jednak każdy (poza bardzo naiwnymi jednostkami) zdaje sobie sprawę z tego, co dziś można pokazać dzięki komputerowym efektom specjalnym i jak się to ma do praw fizyki. Dlatego "Przyczajony tygrys, ukryty smok" jest gatunkowo bliskim krewnym "Matrixa". Nikt nie wierzy, że można biegać po powietrzu, nawet jeśli się bardzo mocno rozpędzić ;-)

Faktem jest, że wyobrażenie o pojedynku samurajów, polegającym na "ciach-ciach i wróg się rozpada", utrwaliło się dzięki licznym filmom, w tym "biograficznym" serialu o Musashim - i już się go nie pozbędziemy. Samuraje walący się po łbach pałkami lub np. dzbanami już tak nie pasują do legendy, a prawda historyczna, jak sam stwierdziłeś, obchodzi jedynie historyków.

Oprócz powieści, filmu aktorskiego i anime tematy samurajskie porusza też komiks - i akurat w tej części świata nie należy go lekceważyć. Jak ściśle trzyma się historii "Samotny Wilk i Szczenię (Samotny Wilk i Szczenię [Mandragora]) ? Nie mając czasu i ochoty na przebijanie się przez monografie uczonych historyków, podejrzewam jednak, że bliższy jej jest niż niejedna powieść :)
Użytkownik: Meszuge 04.11.2009 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Akurat z "samurajskimi mi... | Ysobeth nha Ana
To jest miecz: http://wiki.blender.org/uploads/2/24/Manual-Part-II-Extrude_final.png

A to szabla: http://www.militaria.pl/upload/wysiwyg/gfx/produkt​y/noze/ColdSteel/Szabla_Napoleon_88NS/Szabla_Napol​eon_88NS_w.jpg

Właściwie tylko bardzo stare filmy pokazują sposoby, metody, techniki poruszania się i walki. W dzieciństwie oglądałem znakomity film pod tytułem… „Saga (legenda, opowieść?) o judo”. Pierwszego członu już nie pamiętam. Z nowszych oczywiście „Siedmiu samurajów”. A z najnowszych „Fighter in the Wind” – nie wiem, jakie byłoby polskie tłumaczenie – chodzi mi o film o Koreańczyku znanym jako Masutatsu Oyama. Są w nim niezłe momenty. Niestety – tylko momenty…
Oczywiście mówimy o całym gatunku, nie tylko o tych… „mieczach”. :-)
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 04.11.2009 13:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest miecz: http://wik... | Meszuge
Stare filmy są cenne, i owszem :) Widać w nich wyraźnie, jak świat się zmienia - a także nasze o nim pojęcie. To dotyczy oczywiście wszystkiego, a nie tylko Japonii i samurajów - na przykład jak mówi i zachowuje się w przedwojennych polskich filmach Cyganka, a ile legendy przybyło tej postaci w dzisiejszych produkcjach ;-) Przy czym akurat Cyganki (Romki?) można spotkać na ulicy i dzisiaj - z samurajami ciut gorzej :)
Użytkownik: Corwin 11.11.2009 14:37 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest miecz: http://wik... | Meszuge
Hmm, książkę po przeczytaniu recenzji prawdopodobnie przeczytam (z filmowych przedstawień tej historii polecam http://www.imdb.com/title/tt0302413/), natomiast co do kwestii samurajskich mieczy...

Praktycznie wszyscy określają japońską broń sieczną mianem "mieczy". Szybkie przekartkowanie paru pozycji z mojej biblioteczki - i mam samurajskie miecze w mniej i bardziej poważnych książkach historycznych, opowiadaniach Mishimy,a, przede wszystkim, w profesjonalnym opracowaniu "Słownik uzbrojenia historycznego" autorstwa Zdzisława Żygulskiego (to chyba autorytet...) i Michała Gradowskiego (PWN 2002).

Piszą oni o mieczach japońskich, katana to "jeden z najważniejszych japońskich mieczy" dodając, co ma znaczenie dla naszej dyskusji, że "najstarsze miecze japońskie były proste [gdzie indziej piszą o mieczach zakrzywionych - dop. Corwin], jedno- lub dwusieczne" (str.23). Tachi to "miecz (...) broń o głowni miernie krzywej, jednosiecznej" (str. 38), a wakizashi to także miecz.

No i "Zulfikar - imię własne miecza Mahometa" (str.40). Albo "Kora - miecz narodowy nepalskich Gurków (...) ma ciężką, zakrzywioną, jednosieczną głownię" (str. 26)

Pamiętam też, że gdzieś czytałem o jednosiecznych mieczach greckich ("zagięty miecz typu greckiego" - ale to cytat, obawiam się, z książki z serii "Tak żyli ludzie" ;-)

"Google test" stawia na miecze (20 400 wyników dla zapytania "miecz samurajski" wobec 10 8000 dla "szabla samurajska".

Nie mam pod ręką więcej wiarygodnych źródeł, ale wydaje mi się, że określanie japońskiej broni siecznej mianem miecza jest wystarczająco powszechne w literaturze fachowej, żeby nie uważać tego za błąd. Inaczej - kto posługuje się określeniem "szabla japońska"? Empik oferuje książkę "Wojskowe miecze japońskie" [ http://www.empik.com/wojskowe-miecze-japonskie-ksiazka,prod1060298,p ], pozycję wysoce specjalistyczną, jakieś książki o mieczach samurajskich widziałem też na niedawnych targach książki w Krakowie.

Nie bądźmy bardziej papiescy niż sam papież, czy też bardziej samurajscy niż Japończycy, gdyż najbardziej absurdalne zniekształcenia japońskiej historii są tworem samych Japończyków, anime podchodzi do realizmu historycznego z dużym przymrużeniem oka. Mamy względnie historyczne "Vagabond" - Miyamoto Musashi w wersji zbliżonej do wspomnianego w dyskusji tryptyku filmowego, mamy i Rurouni Kenshina gdzie jakaś tam prawda historyczna w tle jest przytłumiona efektami specjalnymi rodem z s-f.
Użytkownik: Meszuge 11.11.2009 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmm, książkę po przeczyta... | Corwin
My się chyba nie rozumiemy. Ja nie mam na myśli różnic pomiędzy rokiem 1999, a 2003. Chodzi mi o czasy nawet przed wojną światową. Wbrew temu, co się wielu ludziom wydaje, wtedy istniało już na ziemi życie i nie oznacza to jedynie dinozaurów. :-)
A poważnie – te zmiany w nazewnictwie nie zaczęły się kilka lat temu. Owszem, rozwój mediów przyśpieszył ten proces znakomicie, ale…
Weź pod uwagę słowo „szermierka”. Nadal tu i ówdzie można przeczytać o japońskich szkołach szermierki. Ale przecież miecze nie służyły do szermierki. Szermierka to walka na florety, szable i szpady.
Użytkownik: Corwin 13.11.2009 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: My się chyba nie rozumiem... | Meszuge
Słowa są narzędziem służącym do mniej lub bardziej dokładnego opisywania rzeczywistości... ostatecznym sprawdzianem języka jest praktyka... w tej dziedzinie, jeśli coś jest powszechnie uznawane za prawidłowe przez laików i ekspertów, to po pewnym czasie staje się poprawne :)
Użytkownik: Meszuge 13.11.2009 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Słowa są narzędziem służą... | Corwin
I tu właśnie dochodzimy do "clou programu": ŻYCIE KŁAMIE! TELEWIZJA MÓWI PRAWDĘ!
Użytkownik: Corwin 14.11.2009 17:55 napisał(a):
Odpowiedź na: I tu właśnie dochodzimy d... | Meszuge
Nie no, gorzej. Nie jedna telewizja dyktuje Prawdę, ale tłum zupełnie niezależnych od siebie, w większości głupich ludzi, nieświadomie decyduje o kryteriach poprawności językowej... a puryści zostają sami ze swoją racją (choć nie każde kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą ;)

Inna sprawa, że osobiście uważam, że nie ma praktycznego znaczenia, czy na krowę mówimy krowa, czy żelazko, dopóki się rozumiemy.

W każdym razie - miecze samurajskie to moim zdaniem określenie poprawne, nawet jeśli niezgodne z platońską Ideą pojęcia Miecz :]
Użytkownik: Meszuge 14.11.2009 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie no, gorzej. Nie jedna... | Corwin
W Amberze to dopiero mieli miecze... Ale - jak mawiał niejaki Kipling - to już zupełnie inna historia. :-)
Użytkownik: Meszuge 15.11.2009 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Słowa są narzędziem służą... | Corwin
Niezły przykład japońskich... "mieczy": http://home.earthlink.net/~steinrl/civilian.htm
Użytkownik: WBrzoskwinia 16.12.2009 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Niezły przykład japońskic... | Meszuge
Przy okazji takich rozważań przychodzi mi czasem do głowy, że my jesteśmy meszuge, domagając się od pisarzy, filmowców, wszelkich artystów, dziennikarzy, polityków i wszystkich ścisłości względem historii, względem słów itp. Bo co za różnica: miecz czy szabla? Po co się porozumiewać porządnie, skoro wystarczy byle jak? Po co się starać, zastanawiać, sprawdzać znaczenia słów, skoro równie dobrze można produkować bełkot?

Mnie bełkot działa na nerwy, więc pewnie jestem meszuge... Dla mnie zawsze samuraje używali szabel, skoro kryterium rozróżnienia między szablą a mieczem to krzywa-prosty. Przy sztywnym trzymaniu się tego życie byłoby prostsze, ale przecież nie ma przepisu, że ono ma być proste. Toteż mylenie ludzi słowami jest normalne i dopuszczalne, tym bardziej że stoi za tym statystyka (kto to powiadał, że są prawdy, kłamstwa i statystyki?). Oczywiście, że między prawdą historyczną a artystyczną jest różnica, to natura różnych rzeczy - ale przecież jest też granica, za którą one wchodzą w konflikt. Jak to powiadali bodajże Martin Eden i Tołstoj: zgoda na konwencje, tj. na umowność przekazu w sztuce, zgoda, że opera to dzieło głównie muzyczne, zgoda, że tam się liczą piękne głosy, więc zgoda, że na scenie obrazy drzew namalowane na płaskiej dykcie traktujemy jako las; ale kiedy w tym lesie (o ile dobrze pamiętam) łysy Barillo wzrostu metr 50 rzuca się w objęcia dwa razy starszej, dwie głowy wyższej Tetralani ważącej ze 150 kilo, to w żaden ludzki sposób nie uwierzę, że to scena miłosnego wyznania między dzielnym rycerzem a smukłą damą, ich piękne głosy nic na to nie poradzą. Toteż przyjąwszy analogię między krzywym mieczem a 150-kilową smukłą damą, powiadam: veto, nie ma zgody! (a to chyba z Gąsiorowskiego), bo to jest absurd, a absurd musi mieć granice, albo nas zeżre. A wtedy do opisu całej rzeczywistości zostanie nam już tylko hasło "Popieprzone to jakieś wszystko" (excusez le mot, to też cytat, z "Seksmisji").

Owszem, Żygulski jak najbardziej jest kompetentnym i znakomitym znawcą starej broni - czy jednak jest również ekspertem od przekazu informacji względnie od funkcjonowania języka? Jeśli nawet jest, to czy aby na pewno ten słownik jest wyłącznie normatywny - bo a nuż ma domieszkę ewidencyjną?
Co innego encyklopedia PWN: ta musi być normatywna. Mam EP z lat 1970-tych - i tam pod "szermierką" jest bełkot, który tu, Meszuge miły, powtarzasz, zapewne za nową encyklopedią (albo nie zrozumiałem Cię: może przytoczyłeś to ironicznie?). To n-ta wpadka PWN-owska: oni ujmują szermierkę synchronicznie i w zawężeniu znaczeniowym do sportu, w którym rzeczywiście rzecz ogranicza się do szabli, szpady i floretu. Pełne znaczenie jest w encyklopediach wojskowych: sztuka walki na każdą broń białą, więc np. szermierka na kije, na lance, na sztylety. Ale co to obchodzi PWN-owców, że to słowo ma znaczenie nie ograniczone do XX-wiecznego sportu; szermierką w ujęciu historycznym przecież interesuje się jakiś nieistotny margines, w tym wojskowi, a że dzięki PWN-owskiej definicji i my nie-eksperci, i owi eksperci z nikim nie będą się mogli porozumieć w tej dziedzinie, to jest zupełnie nieważne (zaś mówiąc konkretnie na przykładzie: dzięki PWN-owi w argumentacji za ścisłością strzeliłeś sobie gola do własnej bramki).
O mechanicznych przenoszeniach z angielskiego (i nie tylko) do polskiego (niemieckie czołgi Mark III, "dokładnie" jako potwierdzenie, monosamolot itd.) już nie wspominam, bo a nuż naprawdę odzieją mnie w biały strój ze sprytnie wiązanymi rękawami i gdzieś odwiozą...

Użytkownik: Meszuge 16.12.2009 19:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Przy okazji takich rozważ... | WBrzoskwinia
„Nie fetyszyzuj swoich przekonań i obietnic. Gdy znajdziesz na nie popyt sprzedaj je, Eugeniuszu, dobrze sprzedaj!” – czy to nie Vautrin? :-)


Ale kwestii tłumaczeń może lepiej nie tykać, bo tutaj to już zupełna „kinofikcja”…


„Go to God!” to według naszych tłumaczy „Idź do Boga!” – zamiast „Gówno!”, „disappointed bridge” rozumieją, jako „rozczarowany most” – zamiast „nieużywany”, czy „ten, który wyszedł z użycia”, „I Paged my way” to według nich „opłaciłem swoją podróż”, zamiast „spłaciłem co byłem winien”, a żeby było śmieszniej, Horatio Szekspira myli im się z antycznym poetą Horacym i… wszystko jest w porządku, znawcy literatury mlaskają z zachwytem nad nowatorstwem języka Jamesa Joyce’a.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: