Dodany: 31.07.2015 23:22|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Bardzo długa czytatka-remanentka VII 15 (i nie tylko)


Opowieść dla przyjaciela (Poświatowska Halina) (5,5)
Szczera, choć niepełna – nieobejmująca zdarzeń od czasu powrotu ze Stanów – piękna i smutna opowieść młodej kobiety na progu śmierci (kiedy zaczynała ją pisać, mogła jeszcze mieć nadzieję, że operacja serca darowała jej trochę więcej czasu; kiedy kończyła, chyba nie miała już złudzeń). Powtórzona po latach, robi jeszcze większe wrażenie, może dlatego, że nastolatka czytająca tak emocjonalną historię najwidoczniej nie zwracała większej uwagi na szczegóły techniczne: styl, język, kompozycję, a może też i dlatego, że teraz czytana „w pakiecie” ze wspomnieniami bliskich i znajomych o autorce i – zwłaszcza – z jej wierszami, komponując się z nimi w jedną przejmującą całość.

Sekret (Brontë Charlotte (Brontë Karolina; pseud. Bell Currer)) (4)
Garstka wybranych na chybił trafił opowiadań z cyklu angriańskiego, potężnego zbioru opowieści o mieszkańcach fikcyjnej krainy snutych przez Charlotte i jej brata Branwella przez dobrych kilka czy bodaj nawet kilkanaście lat. Owszem, zdradzają bogatą wyobraźnię i sprawność pióra późniejszej autorki „Jane Eyre”, lecz wyrwane z kontekstu, nawet zdeklarowanemu fanowi twórczości rodzeństwa nie dają ani części pojęcia o rozległości i złożoności świata stworzonego tylko na ich własny użytek. A czytelnik, który by zasiadł do lektury, nie znając przynajmniej podstawowych informacji o konstrukcji tego świata i postaciach głównych bohaterów, może się nieźle pogubić, bo z tekstu niekoniecznie wynika, że Arthur Wellesley, markiz Douro i książę Zamorna, albo Alexander Percy, Rogue, lord Elrington i Northangerland to ta sama osoba. Aż się prosi, by się komuś zechciało zdobyć, przełożyć i zaopatrzyć w przypisy cały komplet historii z cyklu „Angria i Angrianie”…

Kapłan diabła: Opowieści o nadziei, kłamstwie, nauce i miłości (Dawkins Richard) (3,5)
Rozczarowanie – nawet nie z powodu, że opatrzona zachęcającym podtytułem „Opowieści o nadziei, kłamstwie, nauce i miłości” książka okazała się wyborem przemówień, recenzji oraz wspomnień o zmarłych literatach i naukowcach – bo i tego rodzaju zbieranina może mieć nieprzecenioną wartość – ale dlatego, że jest mocno przegadana, z wielokrotnym powtarzaniem tych samych myśli, które przeczytane po raz pierwszy robią wrażenie i skłaniają do refleksji, ale po raz piąty, w dodatku w obudowie kilkudziesięciu nic niewnoszących zdań, już nużą. Nie, zdecydowanie wolę Dawkinsa jako biologa!

Pensjonat na Strandvägen (Edigey Jerzy (właśc. Korycki Jerzy)) (3)
W ramach zwiększonej w okresie wakacyjnym podaży literatury kryminalnej sięgnęłam po próbkę peerelowskiego kryminału, ale, uwaga, nie milicyjnego! Rzecz dzieje się bowiem w Szwecji i narratorem jest – przynajmniej na początku – szwedzki lekarz policyjny, kawaler po pięćdziesiątce. Spędza on wakacje w luksusowym pensjonacie nad morzem. Jest jeszcze przed sezonem, więc gości jest niewielu, spokój zakłóca tylko gwałtowna burza, powodująca awarię elektryczności i telefonu; i nagle w jednym z pokojów zostają znalezione zwłoki jego lokatorki, należącej do szwedzkiej elity biznesowej. Oczywistym motywem wydaje się rabunek, lecz ginie tylko kilka sztuk biżuterii, i to nie tej najcenniejszej. Gdy w pensjonacie zjawia się policja, doktor Nilerud pali się do pomocy w śledztwie i zaczyna prowadzić dziennik, w którym zapisuje wszystko, co pamięta i czego się dowiedział. Jednakże zanim pierwszy odkryty trop zostanie powiązany z właściwą osobą, jeszcze ktoś zginie…
Powieść czyta się błyskawicznie i jest to jej główna zaleta, druga – to osnucie intrygi wokół pewnych faktów historycznych, o których warto pamiętać. Samego rozwiązania niestety do plusów zaliczyć nie mogę, ponieważ czytelnik na początku zostaje celowo wprowadzony w błąd, a skoro tak, ma zero szans na efektywną dedukcję, toteż zamiast zaskoczenia na końcu opanowało mnie poirytowanie. Postacie bohaterów, za wyjątkiem pokojówki Lilljan, nie są specjalnie wyraziste, i praktycznie wszystkie, jeśli tylko chcą o czymś obszerniej opowiedzieć, przyjmują ton prelegenta na pogadance dla niefachowców. Narracja brzmi praktycznie identycznie, zarówno w wykonaniu doktora Nileruda, jak i narratora zewnętrznego. To męczy, a dodatkowo irytuje pewien paradoks językowy: skoro akcja rozgrywa się w Szwecji wśród prawie samych Szwedów, to oryginalnym językiem dialogów i monologu doktora – choć czytamy je po polsku – musi być szwedzki, po co więc ni przypiął, ni wypiął szwedzkie wtrącenia ze szczególnym uwzględnieniem nazw stopni policyjnych? Podejrzewam, że tylko z czystej chęci zademonstrowania przez autora, że takowe zna, bo nawet zamieścił na końcu improwizowany słowniczek z podaniem odpowiednich stopni Milicji Obywatelskiej (no, chyba że bez tego nie wydano by w PRL kryminału z akcją osadzoną w kraju kapitalistycznym?).
Dla relaksu można przeczytać, ale na ocenę powyżej przeciętnej nie zasługuje.

Opowieści z miasta wdów i kroniki z ziemi mężczyzn (Cañón James) (4,5)
Co by się stało, gdyby nagle z jakiegoś miejsca znikli wszyscy mężczyźni? Taka historia przydarza się mieszkańcom kolumbijskiego miasteczka (mniejszego, niż niejedna wieś, ale mającego rynek, magistrat i komisariat policji), w którym ludzie żyją sobie spokojnie, starając się nie angażować w toczącą się w kraju wojnę domową. Jednak pewnego dnia Mariquitę nachodzą partyzanci, żądając od wszystkich mężczyzn wstąpienia w ich szeregi; opornych zabijają na miejscu, pozostałych zabierają ze sobą. W miasteczku pozostaje kilkanaście wdów i kilkadziesiąt opuszczonych babek, matek, córek, sióstr i narzeczonych, a prócz nich ksiądz, paru małych chłopców i jeden wątły nastolatek (ocalony przed przymusowym poborem za pomocą damskiego przebrania). Nie ma kto rządzić, pilnować porządku, orać roli, nie ma kto uczyć dzieci i leczyć Ale przecież żyć trzeba, więc po okresie żałoby i anarchii damska społeczność powoli się organizuje w dość zdumiewającą strukturę, coś pomiędzy kibucem a żeńskim klasztorem. Tylko że większość pań i panien nie ma powołania do życia zakonnego – raczej wręcz przeciwnie – a nie dość tego, bez przyrostu naturalnego Mariquita z czasem zniknie z powierzchni ziemi! Sposoby, jakimi próbują sobie radzić dzielne niewiasty, niełatwo zaakceptować, a i skuteczność okazuje się nieco problematyczna…
Opisanie tej niesamowitej, miejscami mocno groteskowej historii przez młodego Amerykanina urodzonego w Kolumbii tchnie wyraźnym marquezowskim klimatem, nie sprawiając przy tym wrażenia wtórności ani pastiszu. Wrażenie autentyczności pogłębiają tytułowe „kroniki z ziemi mężczyzn” – zebrane przez amerykańskiego dziennikarza, postać w głównej narracji zaledwie epizodyczną, wypowiedzi partyzantów i żołnierzy formacji prorządowych, które właściwie niczym prócz fikcyjnych personaliów się nie różnią od tych, jakie niejednokrotnie znajdujemy w prawdziwych reportażach z ogarniętych wojną krajów. Jakże tu bardzo widać odmienność struktury i pojemności męskiego i kobiecego świata! Ta powieść to jedno z moich pozytywnych lekturowych zaskoczeń ostatnich miesięcy; oceniłabym ją nawet wyżej, gdyby nie jedna scena, która mi wyjątkowo przykro zazgrzytała (myślę, że można byłoby uratować fabułę bez potrzeby tak drastycznego, a mniej prawdopodobnego niż każde inne wydarzenie, rozwiązania).

Coś, o czym chciałam ci powiedzieć (Munro Alice) (4,5)
Jak zwykle – proza dobrej próby, z niezawodną ostrością ukazująca ludzkie postawy i emocje w sytuacjach wyjątkowych lub zupełnie zwyczajnych. Język, styl i coś, co można by nazwać wizualnością – umiejętność nakreślenia scenerii wydarzeń lub portretu postaci w ledwie kilku soczystych zdaniach – niezmiennie idealne. Za to pod względem konstrukcji fabularnej i… jak by to nazwać… mocy rażenia emocjonalnego spore wahania jakości między poszczególnymi opowiadaniami: między najlepszymi („Odpowiedz tak albo nie” [to mój zdecydowany faworyt w tym tomie], „Coś, o czym chciałam ci powiedzieć”, Przebaczenie w rodzinie”, „Jak poznałam mojego męża” i „Marrakesz”) a najsłabszymi („Spacer po wodzie” i „Dolina Ottawy”) różnica wynosi dwa i pół - dwa punkty ocenowe; z pozostałych bliżej górnego limitu plasują się „Materiał” i „Hiszpańska dama”, a „Odnaleziona łódź”, „Kaci”, „Zadymka” i „Ceremonia pogrzebowa” są zwyczajnie dobre, ale bez tego zachwytu, który czułam przy pierwszych opowiadaniach autorki.

Poczucie kresu (Barnes Julian (pseud. Kavanagh Dan)) (4)
Teoretycznie było tu wszystko, co mnie zwykle w literaturze pociąga: historia skomplikowanych relacji uczuciowych, rozważania nad rolą pamięci w naszym życiu i do tego jeszcze piękny język, a jednak zrobiło na mnie mniejsze wrażenie niż „Cytrynowy stolik”. Może za dużo filozoficznych rozmyślań, może zbyt niewiarygodna wydała mi się zagadka, której rozwiązanie zajęło narratorowi tyle czasu?

Rykoszet (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej)) (4,5)
Porządnie napisany polski kryminał, którego autor co prawda – jak wielu innych jego kolegów po piórze - uległ pokusie wykorzystania zaszłości z czasów głębokiego PRL-u jako kanwy do zagadkowych wydarzeń rozgrywających się współcześnie, ale zrobił to jakoś na tyle zgrabnie i taktownie, by nie budzić u czytelnika uczucia przesytu. Plusy: ładny język, świetnie naszkicowane tło, kilka wyrazistych postaci, nieprzeginanie z erotyką. Minus: zbyt wczesne zasygnalizowanie motywu zbrodni. Saldo wypada na tyle dobrze, że na pewno sięgnę po następną powieść tego autora.

Bob Dylan: Ilustrowana biografia (Rushby Chris) (4)
W tytule zawiera się w zasadzie wszystko, co mieści się w środku. Proporcja zdjęć do tekstu jest jednak trochę za duża, a znaczna ich część jest na tyle podobna do siebie, że robi się nieco monotonnie. Plus: pełna dyskografia na końcu.

Agatha Christie i jedenaście zagubionych dni (Cade Jared) ( 4)
Niespodzianka: zamiast samej historii zniknięcia słynnej pisarki – pełna jej biografia. Dopiero pod koniec zaczyna się dłużyć, gdy autor zaczyna opowiadać już nie o samej Christie, lecz o tym, co o jej zniknięciu po jej śmierci pisano i jak kręcono film o tym wydarzeniu.

Dama: Opowieść biograficzna o Marii Kaczyńskiej (Dłużewska Maria) (3,5)
Jak wskazuje podtytuł, jest to opowieść biograficzna o tragicznie zmarłej małżonce prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dokładnie rzecz biorąc, raczej reportaż biograficzny – partie narracyjne zajmują łącznie może kilkanaście stron i w sporej części opowiadają o wędrówkach autorki śladami portretowanej postaci, cała zaś reszta to swobodne wypowiedzi krewnych, przyjaciół i bliższych lub dalszych znajomych Marii Kaczyńskiej, względnie przeprowadzone z nimi wywiady. Pani prezydentowa jawi się w ich świetle jako osoba ciepła, serdeczna, bezpretensjonalna, a do tego – co trudno było zauważyć przeciętnemu obywatelowi, znającemu ją tylko z oficjalnych migawek telewizyjnych, a nieco łatwiej, jeśli się czytało wywiady, jakie po objęciu przez jej męża urzędu przeprowadzały z nią liczne magazyny dla kobiet - obdarzona poczuciem humoru. To i ładny, i wierny portret, i zasługiwałby na znacznie wyższą ocenę, gdyby autorka nie postanowiła przy okazji zademonstrować swojej wierności opcji politycznej, reprezentowanej przez patronujący książce tygodnik. Jakież uzasadnienie w biografii Marii Kaczyńskiej ma zadawanie respondentom pytań w rodzaju: „Słyszał Pan pewnie o podejrzeniach, że ks. Maliński donosił?”[64], „Czy gdyby prof. Lech Kaczyński żył i nadal pełnił urząd Prezydenta RP, doszłoby, Pana zdaniem, do aneksji Krymu i dalszych wrogich posunięć wobec Ukrainy?”[191], czy nawet nie pytań, ale wręcz stwierdzeń: „Znów polskie elity zostały wyeliminowane?”[61], „Władza robi wszystko, żeby zatrzeć pamięć o parze prezydenckiej, nie szukać wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej”[81], „Przecież już wtedy mieszkała Pani wystarczająco długo w Polsce, żeby wyczuć tę, otaczającą prezydenta, atmosferę zła”[126]? {interpunkcja we wszystkich cytatach zachowana wg oryginału}. Redakcja „W Sieci” pewnie się ucieszyła, a ja nie, bo chciałam po prostu przeczytać opowieść o sympatycznej kobiecie, która z domowego zacisza została wyniesiona na eksponowane stanowisko (tak samo zresztą, jak jeszcze dwie z pozostałych żon dotychczasowych prezydentów III RP), a nie partyjną agitkę…

Tak ukochana (Mazzucco Melania) (4,5)
„Tak ukochana” – w odróżnieniu od „Takiego pięknego dnia”, który pochłaniałam dosłownie jednym tchem – zmęczyła mnie solidnie i z trudem dobrnęłam do końca. Jakoś zupełnie nie potrafiłam poczuć zainteresowania postacią bohaterki, nie mówiąc o choćby nikłej do niej sympatii. Mazzucco pisze pięknie, więc za sam styl i język dałam ocenę stosunkowo wysoką.

Celebryci z tamtych lat: Prywatne życie wielkich gwiazd PRL-u (Szarłat Aleksandra) (5)
Sympatyczna gawęda o tym, jak to było być celebrytą w czasach, kiedy nie było jeszcze pojęcia celebryty (były gwiazdy sceny, ekranu, estrady, znakomitości literackie i wybitni plastycy mistrzowie sportu, partyjni dostojnicy, a jeśli ktoś się nie kwalifikował do żadnej z tych kategorii, a mimo to był osobą powszechnie znaną, najpewniej był po prostu ciekawą figurą) i nie było rozmaitych „Gali”, „Faktów”, „Pudelków” i „Plotków”, tylko co najwyżej… plotki. Większość wymienianych w książce postaci zdążyła napisać obszerne wspomnienia, a prawie każdy z tych, którzy nie zdążyli, doczekał się przynajmniej jednej biografii, tak więc czytelnik, którego pasjonuje zagadnienie życia kulturalnego w PRL, może nie znaleźć tu zbyt wielu nieznanych do tej pory faktów – co nie znaczy, że będzie się podczas lektury nudził. Bo jednak zupełnie inaczej się czyta urywki nawet znanych tekstów, wplecione w żywą, zorientowaną tematycznie narrację. Mimo paru drobnych usterek, jak powtarzające się w kilku miejscach całe frazy (np.: „Jana w tym okresie wciąga hazard. (…) gra nie tylko w pokera – także w oko, kubki, zapałki, numerki”[258]; „grają więc nałogowo. Nowicki – w co się tylko da: w pokera, oko, kubki, zapałki, numerki”[392]), błąd w odmianie nazwiska postaci literackiej („W roli Cedra [tzn. Krzysztofa Cedry - przyp.Dot] występuje Bogusław Kierc”[90]”) czy przypisanie Agnieszce Osieckiej wypowiedzi Katarzyny Gaertner („Umyślnie grałam ten utwór tak, aby się kompletnie pogubiła. Stosowałam breaki i grepsy, które na pewno niewprawionego wokalistę dawno wyrzuciłyby z rytmu”[353]), lektura jest bardzo przyjemna i, co tu kryć, ma pewien nostalgiczny powab.

I jedna przeoczona z ubiegłego miesiąca (byłam przekonana, że oceniłam i wpisałam na listę… Oj, źle mi zrobił powrót z urlopu!)

Afryka Trek: Od Kilimandżaro do Jeziora Tyberiadzkiego (Poussin Sonia, Poussin Alexandre) (5,5)
Razem z Afryka Trek: Od Przylądka Dobrej Nadziei do Kilimandżaro (Poussin Sonia, Poussin Alexandre) tworzy coś, co moim zdaniem zasługuje na wejście do klasyki literatury podróżniczej. Bezpretensjonalną, barwną ( i pięknie zilustrowana masą zdjęć) relację z pieszej wędrówki młodych małżonków przez całą długość Afryki czyta się prawie jak powieść. Ale to dokument, Poussinowie przeszli cały ten dystans na własnych nogach (jeśli korzystali z jakiegoś transportu, to, można powiedzieć, na marginesie, kiedy na chwilę odbiegali od zaplanowanej trasy, wracając potem do punktu wyjścia), znosząc niewygody, które dla przeciętnego Europejczyka są nie do zaakceptowania (wyobrażacie sobie, że codziennie przez trzy lata zakładacie na siebie tę samą spódnicę/spodnie, że pośród tych tysiąca dni jest wiele takich, gdy musicie wybierać, czy prać, myć się, czy pić, a czasem i do picia wody za mało, że śpicie pokotem wraz z kilkorgiem zupełnie obcych ludzi na podłodze lepianki z gliny i krowiego nawozu…!). Przeszli przez terytoria strzeżone przez uzbrojonych wojowników albo wręcz kipiące nienawiścią miejscowej ludności do białych (te na szczęście okazały się nieliczne; o wiele częściej zdarzało się im gościnne przyjęcie przez ludzi tak ubogich, że w europejskim rankingu statusu socjalnego nie znalazłoby się dla nich miejsce), obfitujące w najróżniejsze rodzaje jadowitej lub drapieżnej fauny, nie mówiąc o wszelkiego rodzaju tropikalnych zarazach. A wrażenia spisali (dokładnie rzecz biorąc, spisał Alexandre, od czasu do czasu przemycając w czysto reporterskich zapiskach akcenty osobiste w postaci wyrazów podziwu i uczucia dla żony) z maksymalnym obiektywizmem, ładnym i bogatym językiem. Czysta przyjemność czytania!


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1168
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: misiak297 01.08.2015 00:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowieść dla przyjaciela ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mimo wszystko nie nazwałbym książki Cade'a pełną biografią Christie (chyba obniżyłaś ocenę?). On się raczej skupia na faktach pomijanych albo zawoalowanych w oficjalnych biografiach. O reszcie wydarzeń z życia Królowej Kryminałów głównie wspomina. Jeśli w ostatnich rozdziałach wspomina o filmie czy o trudnościach z opublikowaniem książki, wynika to ze środka ciężkości (tzn. te rozdziały pokazują, jak trudno pisze się o sprawach niewygodnych, tuszowanych, jak trzeba bronić swoich odkryć).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.08.2015 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Mimo wszystko nie nazwałb... | misiak297
Ach, nie obniżyłam, odwrotnie, już po napisaniu kawałka do czytatki doszłam do wniosku, że jednak podciągnę, a tutaj zapomniałam poprawić...
Użytkownik: misiak297 01.08.2015 00:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowieść dla przyjaciela ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak sobie myślę, jak tę Munro się różnie odbiera! Moje ulubione opowiadania w tym zbiorze to tytułowe, "Materiał" i "Kaci" - a to trzecie umieściłaś w drugiej grupie. "Jak poznałam mojego męża" - to to o romansie z lotnikiem? Dla mnie właśnie ono było zwyczajnie dobre, ale nic więcej. Czytałem je niemal obojętnie, spodobał mi się tylko końcowy koncept.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.08.2015 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak sobie myślę, jak tę M... | misiak297
No bo tak to jest z opowiadaniami, zresztą nie tylko z opowiadaniami, ale i z całymi książkami, nawet przy dość zbieżnych gustach jeden może docenić albo nawet z racji jakichś wcześniejszych naleciałości w podświadomości przecenić coś, czego drugi nie zauważy lub uzna za obojetne...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: