Dodany: 08.08.2015 23:03|Autor: ejotek

Przyjaźń ponad wszystko...


Prawdziwi przyjaciele zawsze byli – i są nadal – w cenie. Przyjaciel doradzi, pomoże, wysłucha, pocieszy, a czasem po prostu będzie obok, by potrzymać za rękę, obetrzeć łzę czy pobyć razem w ciszy. I niczego nie oczekuje w zamian. "Kwitnący krzew tamaryszku" opowiada przede wszystkim o przyjaźni: damsko-damskiej, damsko-męskiej (wierzycie w taką? ja tak, choć czas i odległość ją pokonały) oraz męsko-męskiej. Ale nie tylko tego dotyczy ta powieść...

Wielkimi krokami zbliża się spotkanie klasowe po latach. Wszyscy chcieliby znów razem się pośmiać, przypomnieć sobie szkolne wpadki, przezwiska i nauczycieli. Na to spotkanie wybierają się też cztery przyjaciółki: Maria (zwana Myszką), Iwona, Baśka oraz Jaśka. Każda z nich jest na zupełnie innym etapie życia, każda może pochwalić się innymi sukcesami lub opowiedzieć o innych porażkach.

Jaśka wyjechała do Skandynawii i tam rozkręciła biznes, wciąż jest panną. Baśka – obecnie wdowa – wyszła za mąż, urodziła syna, a teraz jest babcią Bartka. Iwona wspólnie z koleżanką prowadzi sklep z ciuchami, jednocześnie dorabiając w branży, której zawsze chciała się poświęcić – aktorstwie (choć gra tylko w reklamach). Nadal nie znalazła tego jedynego.

Zaś Myszka jest żoną. Tak, właśnie. Po prostu żoną. Miała zostać wielką malarką, ale profesor Akademii Nauk, który został jej mężem, twierdził, że ma alergię na farby olejne i terpentynę. Dla Piotra porzuciła swoje życie, marzenia, przestała malować i była tylko żoną... Aż do dnia tego spotkania klasowego... Poranek, który następuje później, na długo pozostanie w pamięci kobiety... Wtedy to jej mąż oświadcza, że odchodzi, że się zakochał, że przeprasza, przykro mu, to jego ostatnia szansa na bycie szczęśliwym. I bycie ojcem. (Tym najokrutniej rani Marię, która nie może mieć dzieci). Myszka unosi się honorem, ze spokojem pozostawia wątpliwej jakości mężowi wiele cennych rzeczy, odmawia przyjęcia pieniędzy, zabiera tylko swoje osobiste rzeczy i wyjeżdża do Garbatki Średniej. W Garbatce spędzała zawsze wakacje, weekendy, święta, tak bowiem było wygodnie dla jej rodziców. Oni mieli inne priorytety i na rękę było im podrzucanie dziecka do cioci Teresy. Dziewczynka też była z tego zadowolona. Wieś, dom i klimat tego miejsca nie są jej zatem obce.

To kolejna powieść, w której bohaterka ucieka na wieś, na koniec świata, w związku z problemami życiowymi. Myszka podejmuje ważne decyzje dotyczące przyszłości: co z domem, zaniedbanym otoczeniem, powrotem do malowania? Trzeba przecież jakoś zarabiać...

We wsi napotyka na sympatię ludzi, może liczyć na ich pomoc w urządzaniu nowego życia. Znajduje psa przywiązanego do drzewa, ratuje mu życie, nadaje imię Alfred i zabiera ze sobą (to przykład przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem). W jej domu znajduje się też miejsce dla odwiedzających ją na krócej lub dłużej przyjaciółek, a nawet przypadkowych wędrowców (sytuacja z Romanem uczy ostrożności, zaufania, ale i pokazuje, że z niczego może narodzić się przyjaźń i przywiązanie emocjonalne). Jednak najciekawszym spotkaniem, mającym miejsce zaraz na początku pobytu bohaterki w Garbatce, jest to na cmentarzu. Miałam co do niego duże oczekiwania i dzielnie kibicowałam Myszce i Michałowi. Michał pochodzi z tych stron, jednak w wyniku rodzinnej tragedii wyjechał do Stanów Zjednoczonych i tam obecnie prowadzi hotel. Od pierwszej chwili okazał się ciepłym, serdecznym i ciekawym, wręcz fascynującym mężczyzną – co wyczuło serce Marii i zabiło mocniej. Czy właśnie z Michałem dane jej będzie się zestarzeć? Czy los będzie im sprzyjał? A może to jeszcze nie koniec zawirowań w życiu bohaterki?

Akcja powieści początkowo po prostu się toczy; trzeba dotrzeć do "swojego" momentu, który wciągnie i sprawi, że już będzie się czytało z napięciem i zainteresowaniem dalszymi losami przyjaciółek, psa oraz domku w małej wsi. Przygód bohaterowie mają wiele, pojawia się mnóstwo poważnych problemów: wojna, zdrada, alkoholizm, homoseksualizm, hazard, zazdrość, trudna miłość, niezbyt dobre relacje między członkami rodziny, śmierć bliskich osób, odrzucenie, a także żądza pieniędzy. Autorka pokazała, jak ważne w życiu są sprawy codzienne, które niedokończone, niezałatwione mogą mieć poważne konsekwencje w przyszłości. Należy żyć w zgodzie ze sobą, nie czekać na "jutro", "za tydzień", "później" czy "kiedyś" (jak uwielbiają to czynić mężczyźni), ale być szczęśliwym teraz, dziś, w tej chwili. Pomagając innym, bo dobro (podobno) wraca z podwójną mocą. Myszka zupełnie bezinteresownie roztoczyła opiekę nad małą dziewczynką – Alicją, którą spotkała na swojej huśtawce z dzieciństwa. Oddała serce temu dziecku, osieroconemu przy porodzie przez matkę, odrzuconemu przez ojca, wychowywanemu przez staruszkę babcię. Lusia obdarzyła uczuciem Myszkę i przyszywane ciotki, a losy dziewczynki oraz innych bohaterów autorka pozwoliła nam śledzić na przestrzeni kilkunastu lat.

Wanda Majer-Pietraszak nie ustrzegła się błędów, które dla mnie są malutkimi minusami powieści, jak nieco nużący początek, niedokończone czy niespójne wątki (np. ktoś z kimś gdzieś idzie, a po chwili odbiera telefon, zaś ta druga osoba jest w zupełnie innym miejscu), następujące po sobie niczym nieoddzielone akapity dotyczące wydarzeń, z których każde rozgrywa się w innym miejscu czy czasie. Chętnie też podzieliłabym całość na rozdziały. Znacznie ułatwia to czytanie bez gubienia się w treści, co w przypadku książek liczących powyżej pięciuset stron jest możliwe.

Mimo wspomnianych minusów "Kwitnący krzew tamaryszku" będę miło wspominała, ponieważ zawiera całą gamę wydarzeń: od wesołych i radosnych jak choinka z upominkami dla dzieci, poprzez pełne nietypowych emocji (wizyta Piotra w Garbatce, odwet Basi i Fredka), aż do smutnych (pożar domu babci Kmiecikowej – kto jest sprawcą? i co nim powodowało?). Mamy też możliwość odwiedzenia galerii sztuki oraz restauracji "Niebieski Pies" – jaką odegrają one rolę w życiu bohaterów?

Kolejnym powodem, by przeczytać tę powieść jest to, że zawiera ona ważne treści, pokazuje osoby, które mogą się przyjaźnić, mimo że bardzo się od siebie różnią. Ogromnie zazdroszczę bohaterkom takiej prawdziwej, niezawodnej i niesamowitej przyjaźni. Losy każdej z nich potoczyły się inaczej, dla każdej coś innego było upragnionym szczęściem. Czy każdej zostało ono dane? Sprawdźcie!


[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 803
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: