Dodany: 02.09.2015 22:09|Autor: carly

Why so serious?


Kim jest Wojciech Cejrowski, tłumaczyć nie będę. Charakterystyczne kolorowe koszule, bose stopy i często ekscentryczne wypowiedzi w sprawach publicznych sprawiają, że mało kto w Polsce nie zna tej barwnej postaci.

Nie o poglądach czy zachowaniu ma być tu jednak mowa, a o książce. Książce o innej tematyce niż dotychczasowe. Do tej pory pan Wojciech, jak sam przyznaje, lubił ciepło, z wielkim powodzeniem wędrował najpierw rzeczywiście, a następnie literacko po dzikich puszczach Ameryki Południowej.

W "Wyspie na prerii" zabiera nas na północ, do równie ciepłego rejonu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej – Arizony. Jest to podróż trochę sentymentalna. Po blisko 22 latach wraca w rejony swoich studenckich wypraw, pierwszych przygód, pierwszego własnego kawałka ziemi, który zresztą "dostał w prezencie, wygrał w karty, a następnie kupił"[1]. Wraca do swojego małego domku na prerii, w którym tak naprawdę nic się nie zmieniło, ciągle czeka na niego na "porczu"[2] (wybaczcie, ale nie mogę się oprzeć pokusie użycia tego spolszczenia autora) to samo ukochane niebieskie krzesło, co najwyżej nieco wyblakłe i nadgryzione przez korniki, ciągle jest preria, ciągle są ludzie. I właśnie o ludziach przede wszystkim opowiada, o ludziach mieszkających po drugiej stronie Oceanu, a przecież tak nam bliskich ze swoimi radościami i bolączkami. Zabiera nas w podróż, przedstawiając barwne postacie małego amerykańskiego miasteczka położonego gdzieś w środku pustyni, dokąd aby dotrzeć, należy "zjechać z autostrady, potem jeszcze raz zjechać i jeszcze raz zjechać, i tak do skutku – aż skończy się mapa"[3].

Poznajemy barmana (każdy miłośnik westernów wie, jak ważna jest to postać, nie tylko ze względu na popularność brązowego płynu na Dzikim Zachodzie), kobietę ze szklanym okiem (a właściwie kilkoma szklanymi oczami, dobieranymi w zależności od koloru stroju), lokalnych dziwaków, braci podobnych do siebie jak dwie (a właściwie trzy, bo było ich trzech) krople wody, uczynnych sprzedawców, dobrotliwego mechanika, listonosza, który wie wszystko o wszystkich, szeryfa, czujnym wzrokiem spod nieodłącznego kowbojskiego kapelusza śledzącego "obcego" i wielu, wielu innych.

Wszyscy opisani lekkim piórem autora ożywają na kartach opowieści i z humorem obserwują zmagania Polaka o niedającym się wymówić imieniu i dziwnych zwyczajach z Ameryką. Pan Wojciech ma bowiem rzadko spotykaną umiejętność – potrafi śmiać się z samego siebie i swoich przygód. A przygód ma całą masę, okazuje się bowiem, że nie trzeba znaleźć się w dżungli amazońskiej, by spotkać egzotyczne zwierzę o charakterystycznym zapachu, zostać zaatakowanym przez inne, wydawałoby się pospolite, zwierzątka czy pląsać w stroju Adama po trawniku.

Pan Wojciech lubi ludzi i lubi Amerykę, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, czy coś w tym złego? Zachwyca się wolnością panującą w USA – ale kto z nas nie zachwyca się nowym krajem, gdy do niego przyjeżdża? Wskazuje na lokalne absurdy, bo nie ma kraju, w którym by one nie wystąpiły, taka już nasza ludzka natura, że lubimy komplikować proste sprawy. W Polsce jest to obowiązek meldunkowy, w Ameryce – obowiązek posiadania zadbanego trawnika. Absurdalne zwyczaje czy przepisy są częścią lokalnego kolorytu w Polsce, w USA i wszędzie na świecie – tak było, jest i będzie.

Zaglądając do pojawiających się na forach internetowych opinii o "Wyspie na prerii" trudno oprzeć się wrażeniu, że część odbiorców pomyliła autorów i oczekiwała od pana Wojciecha reportażu, faktów, liczb, oceny sytuacji ekonomicznej i prawnej, analiz i porównań.

Drogi czytelniku, jeżeli tego szukasz – odłóż tę książkę na półkę i sięgnij po encyklopedię lub inne naukowe opracowanie. Wojciech Cejrowski nie analizuje, on opowiada, z błyskiem w oku siedząc na swoim "porczu" i sącząc mojito. A że niektóre z tych opowieści są podkoloryzowane, inne przejaskrawione, jeszcze inne zaś to zwykła blaga? Ależ proszę państwa, to gawędziarz, obieżyświat, który musi zainteresować słuchaczy, by zdobyć uznanie i środki na kolejną podróż!

Tak samo robili nasi słynni gawędziarze w Tatrach – dość przypomnieć wielokrotnie cytowaną historię uratowania przez Stanisława Gąsienicę Byrcyna w żlebie Zawratu samego Włodzimierza Lenina[4] czy opowieść o spotkaniu w schronisku na Pysznej ducha, który zaskoczony przybrał postać Angielki[5]. Historie te żyją własnym życiem w polskich górach, dlaczegóż więc nie mamy uwierzyć, iż mieszkańcy małego miasteczka w USA mają swoje własne opowieści o zaręczynach w helikopterze czy braciach o tym samym imieniu wymiennie służących w wojsku? Nie wszystko trzeba dokładnie analizować, nie wszystko trzeba potwierdzać i udowadniać.

"Wyspa na prerii" to gawęda o kraju, który wydaje nam się dobrze znany, pozwalająca spojrzeć na Stany Zjednoczone z zupełnie innej perspektywy. I jako taka ta książka, napisana przez wytrawnego gawędziarza, jest jak najbardziej warta polecenia.


---
[1] Wojciech Cejrowski, "Wyspa na prerii", wyd. Zysk i S-ka, 2014, s. 9.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże, s. 7.
[4] Michał Jagiełło, "Wołanie w górach", wyd. Iskry, 2012, s. 258.
[5] Stanisław Zieliński, "W stronę Pysznej", wyd. Zysk i S-ka, 2008.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 716
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: