Tak naprawdę to dwie powieści: tytułowa i "Moje życie w Puszczy Upiorów", zszyte przeciwstawnie w wydaniu Iskier. Rzecz jest fascynująca, choć nie jest to wielka literatura. Może nawet nie jest to literatura. Ale od początku.
Amos Tutuola to Nigeryjczyk, rocznik 1920, z plemienia Joruba. "Smakosz" to jego debiut, ale... czy to książka? Było to tak: Amos był nadal młodym człowiekiem, ochrzczonym, miał klas kilka skończonych i żon kilka posiadał. Przeczytał o konkursie na książkę o tematyce religijnej, i w kilku dni zapisał - po angielsku - kilkadziesiąt/set stron. A język ten znał w stopniu cokolwiek ograniczonym, nie wiem czy trzeba dodawać. Konkursu nie wygrał, no nie mógł (o tym w kolejnym akapicie), za to szanowne jury postanowiło wysłać jego dziełko do Londynu. Do wydawców. I tak wydana na początku lat 50. "powieść" stała się jednym z pierwszych utworów z Czarnej Afryki w obiegu europejskim, jeśli w ogóle nie pierwszym.
Tyle wieści w każdym razie przynosi lektura Przedmowy i krótki risircz googlowski. A ja żałuję, że mój inglisz jest znacznie słabszy od tutuolowego, bo Pani Tłumacz Ernestyna Skurjat lojalnie ostrzega, że w przekładzie kilka rzeczy trzeba było wyprostować. I mam poczucie, że to należy czytać w "oryginale". Mamy do czynienia z opisem, czasem niezbornym mocno, dwóch wypraw do Krainy Upiorów. Nie, nie w zamierzchłych czasach, a tu i teraz. Bohater(ów dwóch) odległość liczy w milach, duszę sprzedaje za szylingi, w zaświatach wędruje po kościołach. Uchodzi przed kulami, słyszy radiowe audycje, spogląda w ekrany telewizorów. Ale też walczy z dziwostworami, widmami, lwami, tygrysami... spotyka twory z plemiennych podań - zdaniem jednym. Niezbyt chrześcijańska to książka, choć kilka biblijnych motywów się trafia.
Ba! Chwilami mam poczucie wędrowania przez świat antyczny, z jego bogami i herosami. Ale także Bracia Grimm poczuliby się swojsko, a już na pewno... kto zgadnie, kto?... Latynosi z tym ich całym realizmem magicznym. Fascynujące, że w momencie publikacji Nigeryjczyka, nurt ten znajdował się w powijakach, co najwyżej raczkował. Może Asturias był trochę znany, elementy pojawiały się chyba u Carpentiera.
I też dwie książeczki Tutuoli najbardziej mi się kojarzą z "Niejaką Mulatką" pierwszego z nich. Afrykanin jest oczywiście znacznie prostszy, jego proza to w zasadzie zapis ciągu opowieści, jakby spisany z taśmy. U Asturiasa pojawia się stylizacja, literackie gry, próba spojrzenia z szerszej - europejskiej? - perspektywy. Jednak i tu, i tu mamy wędrówkę na pograniczu, czasem brutalnym, dwóch światów. Tradycji i nowoczesności (Biel i Czerń?). I nie wiem czy wersja Tutuoli - przy całym moim podziwie dla meandrycznej powieści Gwatemalczyka - nie jest zgrabniejsza.
---
Smakosz wina palmowego; Moje życie w Puszczy Upiorów (
Tutuola Amos)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.