Dodany: 18.11.2009 16:36|Autor: chjena
Muzułmańska, wyemancypowana Bridget Jones
Na "Może dziś nikogo nie zabiję" trafiłam całkiem przypadkowo, leżało na półce w bibliotece najbardziej pod ręką, a że podtytuł był zachęcający ("Świat przedstawiony z perspektywy dwudziestoletniej muzułmanki mieszkającej w Europie"), to wzięłam.
Jednak już po pierwszych stronach zorientowałam się, że mam do czynienia z nędzną kopią "Bridget Jones". Główna bohaterka przeklina świat, gdyż weszła w psią kupę pożyczonymi butami w drodze na ślub przyjaciółki. Chusty nie nosi, studiuje, na randki biega (pokonując lekkie uprzedzenia rodziców, ale którzy rodzice uprzedzeń nie mają?), prowadzi nieskończenie długie rozmowy z przyjaciółkami o facetach i ciuchach. Gdybym oczekiwała czytadła o wesołym żywocie kobitki (i cóż, że z pochodzenia Egipcjanki, skoro nic z tego nie wynika), to bym przeczytała jeszcze raz kultową według mnie Helen Fielding. A tak na sto pięćdziesiąt stron jest może z piętnaście na temat problemu inności, nietolerancji czy nieumiejętności wpasowania się w europejską kulturę. W większości było to co prawda w stylu "nie będę po raz setny odpowiadać, dlaczego muzułmanie nie uznają monogamii", ale niech będzie, że w "Dzienniku Bridget Jones" takie zdanie by nie padło.
Moim zdaniem powiastka dla nastolatek bez polotu, a motyw arabski wpleciony bez większego uzasadnienia, bo jeśli naprawdę autorka chciałaby uczynić z niego atut, nie traktowałaby go tak po macoszemu.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.