Dodany: 28.11.2009 13:46|Autor: Astral

Bradbury - Ilustrowany człowiek i inne opowiadania


Bradbury'emu należy się szóstka. Ale jak tu postawić 6, skoro nie jest to oryginał (100 opowiadań), a skromny wyimek. W dodatku są tu powtórki (np. ze "Słonecznego wina" i "Człowieka Ilustrowanego", a przekład rozmemłany i z taki kwiatkami jak... "dzikie kwiaty" (inna sprawa, że Bradbury, po angielsku zwięzły, poetycki i nastrojowy - czego tutaj prawie nie uświadczysz - jest piekielnie trudny do tłumaczenia). Prawda (ale smutna) jest taka, że to najlepszy przekład Bradbury'ego ("Październikowej krainy" jeszcze nie mam) obok "451 Fahrenheita" i "Słonecznego wina". No, jeszcze da się czytać "K jak kosmos"... Pierwszy przekład "Kronik Marsjańskich" jest żenująco prymitywny i niekompletny (wystarczy porównać ostanie opowiadanie z wersją poprawioną i skolacjonowaną z oryginałem w "Drodze do Science Fiction"). O pozostałych przekładach strach mówić (jakby wziął się za nie tłumacz techniczny, w dodatku słabo znający język polski - brrrr! Równoważniki zdania czy choćby "Na Marsie mieszkali ciemni ludzie", czy "powietrzna winda" -- ratunku!). No ale po co ja narzekam. Jak na kraj, w którym Bradbury jest znienawidzony (chyba za to, że pisze opowiadania i za to, że to są bajki z akcesoriami sf - którym nie można przyczepić obiegowych etykietek sf, i za to, że jest poetą...) - i tak jest nieźle.

A teraz, w odstępie zaledwie paru miesięcy, dostajemy AŻ TRZY NOWE KSIĄŻKI! Zawsze to cieszy, że wydawcy czasami jednak odrabiają karygodne i rozległe jak ocean zaległości... Oczywiście nie bardzo wierzę, że za tymi tytułami pójdą kolejne...

No cóż, pewnie wydam się śmieszny, skoro mogę czytać B. w oryginale, a marzy mi się więcej jego książek po polsku i to w dodatku w dobrych przekładach (wzorem są tu dla mnie przekłady połowy opowiadań z "Człowieka Ilustrowanego" z kończ lat 50. w nieodżałowanym starym "Przekroju"). Do zrobienia jest 13 zbiorów opowiadań (mam na myśli oryginalne zestawy, które zachowują wewnętrzną spójność), a pewnie opowiadania, które nie weszły w skład tych zbiorów (i tych zapomnianych, z prasy), złożyłyby się na solidny czternasty. A są jeszcze kryminały, powieść obyczajowa i kontynuacja "Słonecznego wina" - i dwie powieści fantasy. I pomyśleć, że w polskiej prasie lat 50., 60. i 70. opublikowano SETKI przekładów opowiadań B. To brzmi jak bajka... M. in. w "Przeglądzie Technicznym" znalazł się przekład najsłynniejszego opowiadania B. (które zna cały świat) "Głos gromu" (ale w Polsce pozostaje praktycznie nieznane) - który notabene zawędrował tam z niedoszłej antologii amerykańskich opowiadań z serii "Stanisław Lem poleca".

To, że ta seria padła, to oczywiście skutek barbarzyńskiej, antykulturalnej polityki ówczesnych władców Polski, którzy tak skąpo rozdzielali dolary na prawa wydawnicze i papier na same książki (PZPR, żeby pognębić wydawców i uszczuplić zasoby papieru, stworzył KAW z kilkunastoma oddziałami na terenie Polski, które zaczęły masowo wydawać, w nakładach często po 100 tysięcy i więcej <niektóre kryminały osiągały prawdopodobnie nawet 300 000, w tzw. "rzutach" po 100 000>, ogromną liczbę tytułów, co miało też swoje dobre strony - wydawano np. tak zdumiewające rzeczy, jak wspomnienia jednej z żon Sołżenicyna; książka została wycofana z księgarń, ale nieliczni szczęśliwcy - w tym ja - zdołali ją kupić...), że - w co aż trudno dziś uwierzyć, przekładów z języka angielskiego (czysta literatura piękna piękna dla dorosłych) było rocznie zaledwie 15-25 sztuk!!! Do tego dochodziły oczywiście wznowienia, eseistyka, poezje itd. Generalnie żenująco mało, choć nakłady bywały spore, więc ogólne wrażenie (plus przekłady z innych języków) wydawało się nie najgorsze... Rocznie wydawano wtedy łącznie ok. 5000 tytułów, czyli tyle samo ile przed wojną, co przy dzisiejszej produkcji 20-30 tysięcy tytułów rocznie jest właściwie regresem w stosunku do okresu międzywojennego.

Żeby wrócić do B., pisuje on też poezję i eseistykę, np. ma na swoim koncie (tłumaczoną, a jakże) książkę o sztuce pisania. Jest też sporo książek poświęconych życiu i twórczości B., zarówno tych akademickich, jak i bardziej popularnych, w tym bogato ilustrowanych w formacie albumowym (tzw. "coffee table books").

A sam "Ilustrowany Człowiek" - no cóż, wydawca, Świat Książki, NIE ROZPROWADZA jej W OGÓLE przez swoje księgarnie...

Zacytuję jeszcze dwa wyimki z recenzji amerykańskich z 4 strony okładki, jakże charakterystycznych, jeśli chodzi o brak wyczucia języka polskiego:

"Trudno sobie wyobrazić czas i miejsce bez prozy Raya Bradbury'ego... Jego opowiadania i powieści są częścią języka amerykańskiego."

"Czas nie stłumił ani tego eleganckiego głosu, ani żywej wyobraźni, która pyta: A jeśli?, po czym udziela odpowiedzi."

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1533
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: