Dywan (
Pratchett Terry)
Wydany na początku lat 90. "Dywan" to autoprzeróbka młodzieńczego debiutu. Autor tłumaczy to posunięcie następująco. "Otóż w wieku lat siedemnastu byłem najwyraźniej przekonany, że fantasy składa się głównie z bitew i królów. W miarę przybywania lat i doświadczeń doszedłem do etapu obecnego, to jest skłonny jestem uważać, że tak naprawdę fantasy powinna być o tym, jak unikać bitew i jak się obywać bez królów".
Stworzony przez Pratchetta świat, zamieszkany przez mikroskopijnych rozmiarów istoty, to tylko stary dywan. Nic dziwnego zatem, że jego lasy nie składają się z drzew a z włosia, gleba to warstwa kurzu, nadpalona zapałka to wielka Drewnogóra a zawieruszona jednopensówka - gigantyczna Wysoczyzna. Wszystkie stworzenia, zarówno te bardziej jak i mniej inteligentne, powstały z kurzu i pyłu. A przynajmniej tak głosi legenda, bo oczywiście ludzie Dywanu też mają swoje legendy.
W takiej scenerii poznajemy głównych bohaterów, którym przyjdzie stawić czoła złowrogim moulom i tajemniczemu kataklizmowi nazywanemu Tąpnięciem. Opowieść jest więc w gruncie rzeczy dość banalna i sprowadza się do walki dobra ze złem, przy czym to drugie stromotnie przegrywa. Jednocześnie wyraziste postaci, charakterystyczne poczucie humoru i sarkazm sprawiają, że przyjąłem ją całkiem dobrze. Chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że miałem tu do czynienia ze słabszą, jakby rozwodnioną wersją Pratchetta znanego mi z kilku książek o Świecie Dysku.
Co do przyobiecanego obywania się bez królów, zdegenerowana monarchia dziedziczna ma zostać zastąpiona czymś w rodzaju demokracji deliberatywnej a imperium podbitych ludów - sojuszem suwerennych państw. Męczy mnie jednak, że wciąż nie jestem pewien, czym jest Tąpnięcie. Nasuwające się skojarzenie, że skoro jest dywan, to musi być i odkurzacz, nie do końca pasuje mi do opisu zjawiska.
Na koniec kilka próbek.
"(...) jak mogli, unikali kontaktów z Historią, która ma ten niemiły zwyczaj, że kto z nią przstaje, z zasady ginie."
"Munrungowie jako ludek wybitnie praktyczny a trzeźwo myślący nie mieli bogów. Życie i bez nich było wystarczająco skomplikowane i dziwne."
"Od dawna uważał, że kozie mleko jest esencjonalnym pokarmem szanującego się filozofa, toteż za zgodą Glurka codziennie korzystał z usług jednej z jego kóz - wyłącznie spożywczych, rzecz jasna."
"(...) przypomniał sobie, że Dumii nie lubią królów. Preferowali imperatorów, było ich bowiem mniej, łatwiej zatem się było ich w razie potrzeby pozbyć".
"Careus zbyt długo był sierżantem, by nie wyrobić sobie odruchu samozachowawczego - w sytuacji nieznanej najpierw działać, potem myśleć (...)"
Zobacz też:
Praczety moje
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.