Dodany: 15.12.2009 13:12|Autor: verdiana
To wszystko z frustracji
Hubert Klimko-Dobrzaniecki popełnił kilka książek, w tym znakomitą rzecz o starości i umieraniu, „Dom Róży. Krýsuvík”; wiadomo ponad wszelką wątpliwość, że ma dobre ucho do świata i że panuje nad słowem, że wyjęzyczanie się przychodzi mu z łatwością. „Dom Róży” zobowiązuje, jak każdy dobry tekst, do napisania kolejnego – co najmniej równie dobrego, ale temu zobowiązaniu autor nie sprostał.
Bardzo chciałabym napisać tak jak większość recenzentów (jeśli nie wszyscy, bo 100% recenzji, na jakie się natknęłam, to peany na część tej książki) – że to świetna książka, że czyta się ją wartko, że to opowieść z poczuciem humoru i refleksyjna; ale nie mogę tak napisać, bo to nieprawda.
„Rzeczy pierwsze” pomyślane zostały jako coś w rodzaju złożonej z krótkich obrazów opowieści autobiograficznej. Na ile prawdziwej – czytelnik nie wie. Lepiej będzie, jeśli od razu przyjmie, że ta książka to autofikcja. Ewentualna prawdziwość tego tekstu nie ma zresztą znaczenia. Liczy się podróż – przez chwilę nawet dosłowna, bo autostopem – przez obrazy, wspomnienia, projekcje, odpryski pamięci, a może historyjki wymyślone; pamięć w końcu płata nam figle. Te obrazy są bardzo nierówne – od znakomitych po słabe. Od takich, które zapadają w pamięć (np. wojenna historia o jabłonce), po te, o których się zapomina tuż po przeczytaniu. Od mocno poruszających po zupełnie obojętne. Tych drugich jest niestety więcej, dlatego po lekturze niewiele zostaje poza irytacją i rozczarowaniem, że tak utalentowany autor serwuje nam taką papkę. Papkę nieźle napisaną, ale mam wrażenie, że to jedno wielkie szachrajstwo, że czytelnik ma się nabrać na styl, ma sobie dać zasugerować wysoką próbę tej prozy.
Niestety. O ile język jeszcze się broni, o tyle cała reszta już nie. Humor pojawia się rzadko, a jeśli już, przypomina krzywy uśmiech Viana czy Topora. Bardzo krzywy. Monotonność zabija przyjemność z lektury. Historie, które mogłyby zaciekawić czytelnika, kończą się, zanim tak naprawdę się zaczną, zanim autor naszkicuje choćby bohaterów. Co więc czytelnik tu znajdzie dla siebie? Chyba tylko formę, po odjęciu której nic nie zostanie. I frustrację, z którą będzie czekał na kolejną książkę Dobrzanieckiego – bo a nuż okaże się jednak tak dobra jak „Dom Róży”?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.