Dodany: 17.01.2005 10:19|Autor: errator
Skromniutkie zdanie
Do zalet książki na pewno należy wartka akcja, która zmienia się zupełnie nieprzewidywalnie i trzyma w napięciu aż do końca i, mimo że jest to napięcie dość sztuczne, od powieści naprawdę trudno się oderwać. Myślę, że dla wielu atutem może być też język: mnóstwo dialogów i zdania, które składają się co najwyżej z 6 wyrazów, co sprawia, że lektura "Nie mów nikomu" przypomina spożywanie dobrze naoliwionych klusek - wchodzi to samo, prawie zupełnie bez wysiłku. No i nawet nie trzeba gryźć. Wystarczy połykać.
Trochę wad. Po kapitalnym początku - szczegóły w opiniach innych czytelników, więc rozwijać nie będę - im głębiej w las, tym więcej drzew: coraz bardziej dziwaczne zbiegi okoliczności oraz sploty zdarzeń, których prawdopodobieństwo wystąpienia na planecie Ziemia jest praktycznie bliskie zeru, a do tego amerykański lukier(*), który powoduje u mnie odruch wymiotny. Jednak najbardziej rozczarowały mnie tragiczne rozwiązania wątków. Co prawda zauważyłem tylko kilka błędów niespójności fabuły, mimo to całość pozostaje dla mnie wysoce nieprawdziwa i naciągana.
No i sakramentalne: czy warto przeczytać. Moim zdaniem - mimo że osobiście stawiam książkom dość wysokie wymagania - tak. Jest to na pewno sposób na w miarę ciekawe spędzenie wieczoru lub dwóch, jeśli akurat nie macie nic lepszego do roboty i czytać rzecz jasna lubicie.
(*) Amerykański Lukier Rzeczywistości Próbka: (1) John lat 7 do szlochającej kobiety: Mamusiu, wybaczam ci, że poszłaś do łóżka z moim nowym tatą. - Mały John poważny, jak błogosławiące dzieciątko boże, a ona zapłakana jako Magdalena grzesznica; (2) Anabelle lat 6 do przepitego ojca: nie płacz, tato, ja też wiem, co to znaczy samotność - Na te słowa tatuś uderza w płacz jako trąba jeryhońska, a dziecko błogosławi go, głaszcząc po łysiejącej czaszce; (3) Stan lat 80 do bezzębnej staruchy, która od 10 lat z braku wyciętych jelit i połowy żołądka żywi się płynnym miodem: Mirando, kocham cię bezdenną miłością od 60 lat nieprzerwanie - 78-letnia Miranda nie może się uśmiechać, bo ostatni wylew pozbawił ją władzy nad połową mięśni twarzy, ale ze wzruszenia popuszcza w pampersa. Widząc ten gwałtowny przypływ uczuć Stan w paroksyźmie wzruszenia połyka sztuczną szczękę, co nieomal przywodzi go do śmierci przez uduszenie. Całe kino szlocha i wyznaje sobie wzajemną miłość, a sprzedaż kleju do protez szczękowych wzrasta o całe 12%. Czy Ameryka nie jest cudowna?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.