Dodany: 03.01.2016 18:51|Autor: joanna.syrenka

"Dom jest tam, gdzie się można przespać"[1]


Filipa Springera nikomu, kto interesuje się współczesną literaturą, zwłaszcza reportażem, nie trzeba przedstawiać. Marka autora gwarantuje wciągającą lekturę. Nawet jeśli tematem jest historia budownictwa mieszkaniowego w Polsce międzywojennej i współczesnej.

Książka wyraźnie podzielona została na dwie części. Pierwsza cofa nas o prawie sto lat – kiedy to po I wojnie światowej mieszkańcy Warszawy, rdzenni oraz ci, którzy szukają powodzenia w stolicy, próbują ułożyć sobie życie i znaleźć swój kąt. Springer bezlitośnie demitologizuje to miasto jako "Paryż" czy "Perłę Północy", jako wyspę szczęśliwości, gdzie beztroskie, świetnie ubrane warszawianki spacerują po Nowym Świecie, a eleganccy warszawianie codziennie wizytują "Ziemiańską" czy "Pod Pikadorem". Pisze za to o dość niewygodnych faktach: o ustawie z 1924 zezwalającej na eksmisje, o dwudziestu, a w czasach kryzysu czterdziestu tysiącach bezdomnych pomieszkujących w nieludzkich wręcz warunkach na warszawskich ulicach, o przytułkach i schroniskach dla nich, będących siedliskami wszelkiej patologii i chorób, a także o tym, jak bezdomni próbowali radzić sobie na własną rękę, budując "bieda-domy" – zwykłe nory, ziemianki, budki z dykty i blachy. Tego nie ma na zdjęciach przedwojennej Warszawy, o tym nie przeczytamy u autorów bywających w "Ziemiańskiej".

Na tym tle Springer przedstawia historię Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, założonej przez ówczesnych komunistycznych działaczy: Jana Hempla, Bolesława Bieruta, Stanisława Tołwińskiego i sympatyzującego z nimi, mającego pewne wpływy w magistracie Teodora Toeplitza. Powstanie tej spółdzielni nie rozwiązało nagle problemu bezdomności w stolicy, było kroplą w morzu potrzeb. Ale historia WSM pokazuje, jak musiano walczyć z nierówną konkurencją, z uciążliwymi ustawami, jak idea tanich mieszkań robotniczych ścierała się z twardą rzeczywistością, wolnym rynkiem, na którym nikt w gruncie rzeczy o najbiedniejszych nie dbał.

Czy coś się zmieniło w tej kwestii na przestrzeni lat? W drugiej części książki autor przeskakuje do obecnych czasów.

"Jesienią 2014 roku umieszczam w internecie apel. Piszę: »Jeśli ktoś chciałby mnie zaprosić na herbatę (tradycyjnie mogę przynieść swoją) i opowiedzieć mi o swoich niecodziennych albo bardzo typowych przygodach mieszkaniowych, to niech się nie waha. Nie zajmę dużo czasu i nie robię bałaganu podczas wizyty, wycieram buty przed wejściem i w ogóle jestem w miarę dobrze wychowany. Jak ktoś ma awersję do przedstawiania się z imienia i nazwiska, to nie jest to wielki kłopot – interesują mnie historie, a nie dane osobowe«.
W ciągu następnych dwóch tygodni dostaję ponad czterysta wiadomości z całej Polski. Autorzy odmieniają »dom« przez wszystkie przypadki, ale w niewielu z tych listów pojawiają się słowa takie jak »stabilizacja« czy »spokój«, z którymi dom powinien się przecież kojarzyć. Prosząc o opisanie »przygód«, automatycznie dokonałem selekcji. Uderza mnie jednak podobieństwo tych historii. Większość jest tragiczna"[2].

I my te historie znamy. Z gazet, z portali internetowych, z opowieści bliższych i dalszych znajomych. Nierzadko z autopsji. Historie o pułapce kredytów hipotecznych, zwłaszcza takich w obcej walucie, o rynku wynajmu mieszkań w wielkich miastach, o blokach TBS-ów, o kontenerach dla bezdomnych, wstrząsający opis bezkarności "czyścicieli kamienic", którzy są w stanie posunąć się nawet do morderstwa dla osiągnięcia celu. To wszystko znajdziemy w kolejnych rozdziałach "13 pięter". Ze smutną konkluzją, że sporo zawartych w nich zdarzeń jest konsekwencją indolencji kolejnych rządów (od przedwojnia począwszy) w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego.

Ta książka będzie miała ciąg dalszy. Bo problem istnieje nadal, i jeszcze długo przyjdzie nam czytać i słuchać o ludzkich dramatach z mieszkaniem w tle. Nie jest to pogodna pozycja do poczytania do poduszki. Ale bardzo potrzebna. Śmiem twierdzić, że właśnie takie publikacje powinny znajdować się na liście obowiązkowych lektur szkolnych, niekoniecznie w ramach języka polskiego (chociaż dlaczego nie? Springer dysponuje bardzo dobrym warsztatem językowym), ale już na pewno – nauk społecznych czy lekcji wychowawczych.

Można mieć zastrzeżenia do autora. Że dokonał kompilacji dawnych opracowań i tekstów źródłowych (nawiasem mówiąc, to istna kopalnia kolejnych pozycji wartych poznania) i ściągniętych z internetu historii. Że za mało tu Springera, a za dużo cytatów. Że dlaczego nie ma nic o okresie PRL-u, a tyle jest o "komunistycznym" WSM-ie. Że źródła cytatów podano na końcu książki. Ale "13 pięter" ma być nie tylko monografią tematu, niewyczerpanego zresztą; przede wszystkim ma pobudzić czytelnika do refleksji. I jeśli to robi – jest dobrym reportażem.


---
[1] Filip Springer, "13 pięter", Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 133.
[2] Tamże, s. 157.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1951
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: misiak297 06.01.2016 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Filipa Springera nikomu, ... | joanna.syrenka
Świetna recenzja, nie wiem, dlaczego Redakcja jej nie poleciła. Trzeba wreszcie poznać Springera - może zacznę od tej pozycji?
Użytkownik: joanna.syrenka 06.01.2016 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja, nie wie... | misiak297
Myślę, że jeszcze lepszego speca od Springera masz pod bokiem - on Ci doradzi od czego zacząć :)
Użytkownik: lutek01 06.01.2016 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Filipa Springera nikomu, ... | joanna.syrenka
Ale mi zaostrzyłaś apetyt! A stoi na półce, stoi i czeka...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: