Dodany: 08.01.2010 09:28|Autor: misiak297

O trzęsieniu ziemi, którego nie było


"Tektonika uczuć. Przypomnij sobie, rozmawialiśmy o tym któregoś wieczora. Uczucia przemieszczają się jak płyty, które tworzą ziemię. Kiedy się poruszają, kontynenty zderzają się ze sobą, powstają gwałtowne przypływy, wybuchy wulkanów, tsunami, trzęsienia ziemi..."*

Richard Darcy i Diane Pommeray są w sobie szaleńczo zakochani... A przynajmniej byli do niedawna. Nagle okazuje się, że nie przybiegają już szaleńczo na spotkania, ona lubi spać sama, coraz częściej zdarza im się ziewać przy wspólnych lekturach. Co to oznacza? Czy ci młodzi ludzie są naprawdę dla siebie stworzeni? Czy na pewno powinni się pobrać? Ciekawe, prawda? Cóż, "Małe zbrodnie małżeńskie" zachwyciły mnie niebotycznie - byłem pewien, że i w tym dramacie Schmitt zaserwuje mi podobne emocje czytelnicze.

Jak byłbym zachwycony, mogąc butnie przyznać rację swojej intuicji wieloletniego pożeracza książek! Jakże byłbym uradowany, mogąc po raz kolejny bić brawo jednemu z moich ulubionych pisarzy! Niestety, "Tektonika uczuć" to sztandarowy dowód na to, iż czasem nawet "pewniaki" zawodzą, a każdemu pisarzowi może trafić się jakiś "poślizg pióra".

Nie sposób ustrzec się od porównań z wcześniejszym dramatem Schmitta - zresztą ze streszczenia fabuły widać, że "Tektonika uczuć" może śmiało konkurować ze swoim poprzednikiem. To mogła być taka wspaniała historia! Pełna ironii i ciepła, tak bardzo charakterystycznych dla pióra autora "Oskara i pani Róży". Nasycona uczuciami, życiowa, bo wiele par boryka się z tym problemem. Ostatecznie mogłaby stanowić coś na kształt neo-szekspirowskiej komedii omyłek. A jednak, jeśli miałbym określić dramat Schmitta jednym przymiotnikiem, wybrałbym "płaski".

W "Małych zbrodniach małżeńskich" występowały tylko dwie osoby, których uczucia tektonicznie się ścierały, a napięcie rosło z kwestii na kwestię. Tu oprócz naszych paryskich kochanków mamy wplecione w akcje dwie rumuńskie prostytutki (schematyczne aż do bólu - jedna ma złe doświadczenia, jest zgorzkniała, nie ufa światu, druga to eteryczna dziewczyna o dobrym sercu i zamiłowaniu do poezji), oraz mamusię-kokietkę spod sztandaru "córeczko, wolałabym, żebyś była chłopcem". Ich wątki rzucają cień na relację Richard - Diane, choć ze względu na intrygę są niezbędne. Niemniej przez to historia pary kochanków staje się dużo mniej wyrazista.

Nagle pod piórem Schmitta dobra historia, znana wielu czytelnikom z własnego doświadczenia, trąci banałem. Jestem w stanie wybaczyć niedojrzałość i infantylizm bohaterów, notabene dorosłych. Jestem w stanie przymknąć oko na intrygę rodem z brazylijskich telenowel. Jestem w stanie przełknąć nieznośnie manieryczne dialogi. Natomiast nie mogę zrozumieć, dlaczego uczucia bohaterów są tak nieprzekonujące.

Diane i Richard kochają się. Jednak tej miłości nie widać. Nic na nią nie wskazuje. Zupełnie takl jakbyśmy czytali zapowiedź komedii romantycznej w programie telewizyjnym "Iksa jest do szaleństwa zakochana w Igreku" - naocznie nie możemy tego sprawdzić, musimy uwierzyć autorowi notki na słowo, a film zweryfikuje nasze wyobrażenia. Otóż "Tektonika uczuć" niczego nie potwierdza. Wszystkie uczucia, które deklarują bohaterowiel wydają się wydumane, obecne tylko na papierze. Nie ma tych trzęsień ziemi czy tsunami. Problemy wydają się potraktowane bardzo powierzchownie - zarówno główny, stanowiący osnowę dramatu, jak i poboczne, które właściwie pojawiają się i znikają jak bańki mydlane - brak ojca, brak zdrowej matczynej miłości, bolesna starość. Przez to, że są spłycone, po prostu nie przekonują. Zwykle Schmitt doskonale sobie radził w skondensowanych formach. Tym razem zbyt powierzchownie traktuje to, co wymaga rozbudowania, a za bardzo rozbudowuje to, co wymaga jedynie zasygnalizowania. Bowiem dodatkowym minusem są didaskalia, w których autor nachalnie tłumaczy stany psychiczne bohaterów. Jeśli koniecznie musiał wplatać narrację, dlaczego nie zdecydował się na formę epicką?

"Tektonika uczuć" to mógł być wspaniały dramat o docieraniu się, o odradzaniu się miłości, dochodzeniu do tego, co naprawdę ważne w życiu. Zamiast tego powstał kicz z takimi smaczkami, jak dziewictwo i miłość wyłącznie platoniczna w tle, bohaterska walka, gdzie każda ze stron jest szlachetna. Całość robi wręcz groteskowe wrażenie.

I naprawdę nie rozumiem, jak Schmitt mógł popełnić coś takiego? Czy to ten sam autor, spod którego pióra wyszedł "Oskar i pani Róża", który wycisnął mi z oczu łzy? Czy to ten od "Dziecka Noego", powodującego wypieki na twarzy? Czy to on napisał głęboko filozoficzne "Kiedy byłem dziełem sztuki"? Czy to on wreszcie rzucił mnie na kolana prawdziwością "Małych zbrodni małżeńskich"? Czy to on uczynił mnie wobec "Tektoniki uczuć" tak obojętnym?



---
* Éric-Emmanuel Schmitt, "Tektonika uczuć", wyd.o Znak, Kraków 2008, s. 136.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2172
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: