Dodany: 11.02.2016 00:21|Autor:

Książka: Xangô z Baker Street
Soares Jô
Notę wprowadził(a): sowa

nota wydawcy


Jest rok 1888. W Rio de Janeiro giną cenne skrzypce Stradivariusa. Na pomoc lokalnej policji cesarz Brazylii Piotr II wzywa Sherlocka Holmesa.

Holmes w asyście nieodłącznego doktora Watsona podróżują do Brazylii schyłku cesarstwa i epoki niewolnictwa, a tam odnajdują świat zupełnie inny od wszystkiego, co wcześniej poznali. Muszą zmierzyć się nie tylko z tajemniczą kradzieżą i zaskakującymi morderstwami, ale też ze słońcem tropików, egzotyczną przyrodą i kuchnią, sztuką walki capoeira, rytuałami candomblé i starymi afrykańskimi bogami – jednym z nich jest właśnie tytułowy Xangô. Ta książka to istna samba dla Sherlocka, pełna magii i egzotyki, ale także autentycznych postaci z epoki i zaskakującego humoru.


Jô Soares (ur. w 1938 r. w Rio de Janeiro) jest brazylijskim aktorem, komikiem, artystą stand-upowym, reżyserem i producentem teatralnym, muzykiem, malarzem i pisarzem, prowadził także własny talk show. „Xangô z Baker Street” opublikował w roku 1995. Książka została sfilmowana pięć lat później. Jô Soares wystąpił w roli Coelho Brastosa.

[Rebis, 2016]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 773
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Suara 11.02.2016 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest rok 1888. W Rio de J... | sowa
Oj, dobrze to nie wygląda.
Użytkownik: sowa 11.02.2016 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, dobrze to nie wygląda... | Suara
A czemu?
Użytkownik: Suara 11.02.2016 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A czemu? | sowa
Cóż, mam wrażenie, że ktoś, kto bierze się za "kontynuację" czegoś co nie może być kontynuowane przez autora, że tak powiem "pierwotnego" z powodów oczywistych (czyli śmierci tegoż) nie ma zaufania sam do siebie lub idzie na łatwiznę. Przecież wiadomo,że kontynuacja "Millenium" sprzeda się na pniu a gdyby książka Lagercrantza nie była tak głośna - z powodu tegoż Millenium - to pewnie trudniej byłoby się jej przebić a tym samym autor pewnie mniej by zarobił. Kto słyszał o Lagercrantzu poza Szwecją do czasu wydania "Co nas nie zabije"? Nikt! A teraz... proszę cały świat go wydaje i jeszcze rozpycha się łokciami po wywiady.
Wydaje mi się też, że dla autora pisanie dalszych części "czegoś" może być ryzykowne, ponieważ zawsze będzie się go porównywało do autora pierwotnego a to z racji oczekiwań czytelników. Jeżeli czytelnikowi się podobał skrupulatny aż do bólu Larsson ( taki był w końcu jego styl i jego wybór) to tej skrupulatności będzie oczekiwał a pisarz "wtórny" może nie podołać utrzymaniu stylu. I wtedy już gorzej będzie obronić swoją wersję dalszych losów kogokolwiek (bo w końcu "Millenium" to tylko przykład)
Lagercrantza jeszcze nie czytałam choć mam taki zamiar. Co prawda jest to odstępstwo od moich zasad w tej kwestii (te zasady powstały po zmęczeniu straszliwego gniota jakim była dla mnie "Scarlett" Aleksandry Ripley- czyli dalsze losy bohaterów "Przeminęło z wiatrem").
Ja nie twierdzę, że wszystkie takie książki to gnioty, broń Boże, ale niech główny bohater nie nazywa się Mikael Blomkvist tylko Jensenn albo inny Olhson...
Skoro autor i główny pomysłodawca zmarł to i jego postacie niechże się nie rozwijają tylko trwają tak jak zostały stworzone. Oczywiście to moja opinia i wszyscy naokoło mogą mieć inne zdanie.
Ale... co by było gdyby ktoś napisał kontynuację "Hamleta"? Np "Halmet 2-reaktywacja", albo "Romeo i Julia2 - tajemnica Błękitnej Laguny". Toż by się huk rozległ i gromy ze wszech stron o szarganie świętości (i słusznie)bo chyba nie ma chyba nikogo, kto ma bezpośrednie prawa autorskie do dzieł Szekspira i mógłby się o wykorzystanie postaci bezprawne upomnieć. Dlaczego więc można bezkarnie wymyślać nowych Watsonów z Sherlockiem, nowego Poirota, nową Baśkę Wołodyjowską? Chce Sienkiewicz żeby Baśka na końcu książki została wdową to tak ma być i koniec!
Margaret Mitchell chciała, żeby Rhett opuścił Scarlett więc dlaczego ta okropna Ripley nie mogła sobie własnej wersji dalszych wydarzeń przed snem do poduszki wymyślać! Musiała to zaraz zapisać i wydać!
To oczywiście już żarty ale naprawdę uważam, że po śmierci autora losy przez niego wymyślonych bohaterów winny zostać zamknięte w takiej formie jaką nadał im ich ojciec i stwórca.
Użytkownik: sowa 14.02.2016 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, mam wrażenie, że kto... | Suara
Zgadzam się z Tobą niemal w stu procentach. Uważam dopisywanie "dalszych ciągów" słynnych – i przeważnie należących już do klasyki literatury światowej – powieści co najmniej za nieporozumienie (a czasem wręcz za skandal). Przy niektórych nóż mi się w kieszeni otwiera.

Z Holmesem wszakże, moim zdaniem oczywiście, sprawa ma się nieco inaczej. Najsłynniejszy detektyw świata już za życia autora stał się bohaterem licznych przeróbek, podróbek, apokryfów i wariacji na temat (czasem ze względów czysto merkantylnych, niestety – rzecz nie do uniknięcia – znacznie częściej jednak z powodu rozmaitych gorących uczuć wobec tej fascynującej postaci, głównie miłości i podziwu). Sam sir Arthur wypowiedział się zresztą w duchu "a róbcie z nim co chcecie" :-). Istnieją setki utworów o Holmesie (na ogół z uwzględnieniem Watsona, chociaż niekoniecznie), niektóre to naprawdę cudowne pastisze czy apokryfy, jedna radość dla wielbicieli tego bohatera. Oczywiście są też takie, które budzą (chyba nie tylko mój) żywy sprzeciw (na przykład cykl powieści o Holmesie, horribile dictu!, żonatym – z panną dysponującą nieprzeciętnym intelektem i żyłką detektywistyczną, która jest mu towarzyszką życia i pracy...). Niezależnie jednak od tego, czy owe wariacje i kontynuacje podobają mi się, czy nie, myślę, że Holmes stał się już dawno, dawno temu wspólną własnością (teraz jako podobne zjawisko potraktowałabym rozmaite fanfiki) wszystkich czytających i piszących. A jego przygód w Brazylii jestem bardzo ciekawa i nie mogę się doczekać wydania "Xangô z Baker Street" :-). Nb. powstał film na podstawie tej powieści, chętnie bym obejrzała, ale do Polski, o ile się orientuję, jakoś nie dotarł, niestety.

"Hamleta 2" mogę sobie wyobrazić (czemu nie, był przecież "Ryszard III" i "Henryk VI", jak powiedział... oj, nie pamiętam kto w nie pamiętam jakim filmie...) – ale oczywiście tylko w ujęciu komediowym, bo gdyby tak na serio... strach pomyśleć.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: