Dodany: 19.02.2016 20:25|Autor: zsiaduemleko

O tym, że kobiety uwielbiają znikać nagle


Z horrorami mi nie po drodze. Filmów z tego gatunku nie lubię, bo albo zapominam się bać, albo stale czekam na moment, w którym powinienem zacząć się bać, a dla mnie to żaden relaks. Z książkami jest trochę inaczej, ale mając kilkanaście lat przeczytałem jakiś podrzędny horror Mastertona ("Zaklęci") i jedyny fragment, jaki z niego pamiętam, to scena seksu w domu pełnym strachów oraz uwięzionych w ścianach złoczyńców. Czego jednak oczekiwać od nastolatka, który seks znał wyłącznie z niezbyt dokładnie poukrywanych przez rodziców kaset z niemieckim porno? Czyli wychodzi na to, że próby wywołania we mnie poczucia grozy są skazane na niepowodzenie tak samo dotkliwe, jak próby chowania przede mną kaset VHS z fikołkami. Nawet samemu wielkiemu Lovecraftowi z trudem wychodziło niepokojenie mnie, ale koniec końców – chwilami jednak wychodziło i to trzeba mu oddać. Pomyślałem więc, że tym razem zrobię to jak należy i opowiadania Chambersa czytałem jedynie późnymi wieczorami, tuż przed snem, z wiatrakiem skierowanym na nagie plecy, by dreszcze były podręcznikowe. Efekt? Każdorazowo zasypiałem jak dziecko, spałem twardo (z przerwą na siku) i bez koszmarów, by obudzić się rano z bolącymi plecami. Tyle w kwestii grozy. Mam uczucie, że stale robię coś nie tak, ale nie mam pojęcia, co takiego. Czekam więc na rady ekspertów w dziedzinie straszenia, a tymczasem przejdźmy do twórczości Chambersa, bo robię się głodny.

Nie będę bardzo oryginalny, jeśli wspomnę, że moje zainteresowanie "Królem w Żółci" ma źródło w świetnym serialu "Detektyw" (pierwszy sezon)? Świetny to dobre słowo, bo wiele tam świetności. Świetne są role McConaugheya i Harrelsona, świetny jest wciśnięty w te dziesięć odcinków nastrój Luizjany połowy lat 90. i główny wątek rytualnych morderstw, wreszcie świetne są krągłości (wszystkie!) jednej z drugoplanowych aktorek, które przez dłuuugą scenę możemy podziwiać w pełnej krasie (i równocześnie zazdrościć obrzydliwego szczęścia Harrelsonowi). Jej oczy też są świetne, żeby nie było, że nie zauważyłem, bo zauważyłem. To właśnie opowiadania Chambersa były inspiracją dla twórców serialu, a czujni wydawcy nie pozwolili nam długo czekać na możliwość samodzielnego zapoznania się z tą "klasyką grozy". I cudzysłowu użyłem nieprzypadkowo, bo rozsądny czytelnik bierze poprawkę na tego rodzaju slogany, szczególnie doprawione rozpoznawalnymi nazwiskami. No wiecie, że niby Lovecraft podczas czytania Chambersa ze strachu chował się z głową pod kołdrą, a Stephen King do dzisiaj nie może przestać drżeć, gdy słyszy o "Królu w Żółci". Tak, na pewno, mhm.

W skład zbioru wchodzi siedem opowiadań różnej długości i – rzecz jasna – jakości. Cztery z nich stanowią tzw. cykl "Króla w Żółci" i łączy je element tajemnej księgi oraz równie tajemniczego bełkotu o królach (obowiązkowo w żółci czy też żółtych; Azjaci?), Carcosie (legendarne, przeklęte miasto o nieznanym położeniu), Widmie Prawdy, Bladej Masce i innych szyfrach, które mają budować napięcie oraz mistyczną otoczkę, ale idzie im nieco koślawo. Te cztery opowiadania nie zrobiły na mojej stalowej psychice żadnego wrażenia, jednak kilka udanych elementów mógłbym docenić. W zasadzie najlepiej w tym gronie wypada "Naprawiacz reputacji" ze swoimi Komorami Śmierci i drapanym przez kocicę (taki fetysz) panem Wildem. Jego kreacja jest nieco przerysowana, no ale. "Maska" oraz "Żółty Znak" – poprawne i nic więcej. Mógłbym się pożalić, że są zbyt krótkie, ale wtedy co miałbym napisać o "W Smoczym Dworze", który liczy całe dziesięć stron? Że czytałem dłuższe paragony z zakupów?

Pozostałe trzy opowiadania są tworami samodzielnymi i odrębnymi, a także, szczerze mówiąc, zwyczajnie lepszymi. Nie obyło się bez kilku bzdurek, ale w tym momencie poprzeczka oczekiwań czytelnika jest już na tak niskim poziomie, że triumfalnie przeskoczyłby ją nawet pośledni literat, nawet Paulo Coelho. Zastanawiam się jedynie, dlaczego w co drugim utworze musi pojawić się tajemnicza kobieta, która rozmawiając z bohaterem znika nagle, gdy on odwróci od niej wzrok. A ten głupek się dziwi: gdzie też ona się podziała, czy ja zwariowałem i mam omamy? Takie nagłe znikanie jest niegrzeczne i byłem pewien, że potrafi to tylko Batman podczas rozmowy z komisarzem Gordonem.

Wygląda na to, że twórczość Chambersa z trudem znosi próbę czasu. Psioczyłem nieco na Lovecrafta, ale teraz widzę, że jest on co najmniej o klasę wyżej w swojej dziedzinie i coraz bardziej doceniam jego kunszt. W porównaniu z nim Chambers wydaje się zbyt pobieżny, niecierpliwy w budowaniu atmosfery i mniej skuteczny w doborze elementów grozy. W moim odczuciu oczywiście, ale zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej się na horrorach nie znam. Nie przyspieszyła bicia mojego serca sekta Kuen-Yuin, a ich guru Yue-Lao nasuwał mi skojarzenia z jakimś ukrytym wojownikiem z Mortal Kombat. Nie budzi we mnie trwogi myśl o Żółtym Królu, bo ten jest tak tajemniczy, że aż zbyt tajemniczy, a przez to niestraszny. Wreszcie nie poraziły mnie swoją groteskowością sztuczne, woskowe uszy starca bez palców. Zamiast tego zacząłem zastanawiać się nad praktycznością takich uszu i techniką ich zamocowania. Czy ze mną jest coś nie tak?

Jestem już dużym chłopcem i wcale się nie bałem, proszę Pana.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1282
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: