Dodany: 23.02.2016 08:11|Autor: Isgenaroth

Książka: Gniew
Miłoszewski Zygmunt

3 osoby polecają ten tekst.

Ach, te pożegnania


Kiedy skończyłem lekturę „Gniewu”, miałem ogromną ochotę nakrzyczeć na Zygmunta Miłoszewskiego i strasznie mu naubliżać. Kipiałem i usilnie chciałem się dowiedzieć, jakim prawem postanowił pozbawić mnie, jego fana, możliwości poznawania kolejnych przygód prokuratora Teodora Szackiego? Pomyślałem też, że nie bardzo rozumiem, dlaczego ktoś ukręca łeb kurze znoszącej złote jaja? Kiedy już lekko ochłonąłem, przypomniałem sobie moje narzekania na starego Edwarda Popielskiego. Wyobrażałem sobie go przecież w kolejnych częściach przygód wymyślanych przez Marka Krajewskiego jako zniedołężniałego staruszka, podpierającego się balkonikiem i uganiającego się za złoczyńcami po ulicach Wrocławia. Stwierdziłem wtedy, że Zygmunt Miłoszewski chciał może uniknąć tego balkonika i pozwolił godnie odejść na zasłużony odpoczynek siwemu Teo? Nie wiem, co spowodowało, ze autor podjął taką decyzję i w końcu postanowiłem ją uszanować. Choć cały czas po cichu liczę, że to może tylko taki żart pisarza, albo taki chwyt marketingowy. Już sam nie wiem, ale wiem, że będę tęsknił.

Przypominam sobie też, że po przeczytaniu „Bezcennego” pisałem manifest do Zygmunta Miłoszewskiego, w którym prosiłem go, aby dał nam, spragnionym czytelnikom, kolejne przygody Szackiego, i nie zajmował się pisaniem powieści z gatunku mocno galopującej sensacji. Od tamtej pory minęło trochę czasu, autor spełnił moje (pewnie nie tylko moje) oczekiwania i dał swoim fanom tak bardzo wyczekiwany „Gniew”. Stwierdziłem wtedy, że takie powieści nie czekają w kolejce i rzuciłem się na nią, gotowy pożreć ją jednym kłapnięciem. Za jednym podejściem się nie udało, lektura zajęła mi dwa dni. Dni, które były bardzo emocjonujące.

Z tego typu książkami jest tak, że człowiek nie wie, w jaki sposób je czytać. Chciałby, aby wystarczały na jak najdłuższy czas, z drugiej jednak strony emocje nie pozwalają na powolne delektowanie się lekturą, a chęć poznania i rozwikłania zagadki kryminalnej powoduje, że fabuły ubywa w zastraszającym tempie. Sama osoba bohatera sprawia, że czytelnik ma chęć przyjść do niego w godzinach urzędowania, porozmawiać, a najlepiej złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, bo wtedy rozmowa będzie trwała dłużej. Albo może wpaść na chwilę do niego do domu i wprosić się na święta… Echchch, zagalopowałem się. Teodor Szacki jest typem bohatera, którego się uwielbia i gdyby istniały plakaty z jego podobiznami, z chęcią wieszałoby się je na ścianach swoich pokoi. To bohater pokroju komisarza Kurta Wallandera, chyba wcale nie przesadzam w tym stwierdzeniu.

Kiedy się tak bardzo czeka na daną książkę, ona rośnie w oczach czytelnika i zanim się zacznie jej lekturę, urasta do rangi bestselleru. W przypadku „Gniewu” nawet po przeczytaniu owa ranga pozostaje, bo bez dwóch zdań kryminał ten się nim okaże, nawet bez pomocy Empiku, w którym bestsellerem staje się to, co ma się stać. Zygmunt Miłoszewski w tym przypadku zastosował tajemną recepturę, dzięki której powieść stanie na pierwszym stopniu podium. Doskonała akcja, świetnie skonstruowana intryga, błyskotliwy humor zostały wkomponowane w krótkie rozdziały, napisane łatwo przyswajalnym językiem. Normalnie samo się czyta.

„Gniew” jest ważną książką w dorobku Zygmunta Miłoszewskiego, nie tylko z tego powodu, że Szacki żegna się w niej z czytelnikami. Porusza ona bardzo ważny w dzisiejszych czasach temat przemocy w rodzinie i równie ważny problem totalnej znieczulicy polskiego społeczeństwa. To jakby apel autora do ludzi, aby w porę się obudzili i zaczęli zwracać uwagę na coś więcej niżeli swoje grube od żarcia z McDonalda tyłki.

„Gniew” jest też najbardziej mrocznym i brutalnym tomem opowieści o Szackim. Przyznaję, że autor pofolgował swojej fantazji, co miało oczywiście wpływ na doskonały odbiór powieści. Miłoszewski starał się stworzyć odpowiedni klimat, taki jak w powieściach o Wallanderze, i dość dobrze udała mu się ta sztuka.

Cóż teraz mogę dalej napisać? Chyba jeszcze raz, że będę tęsknił i cały czas miał cichą nadzieję, iż otwarte zakończenie przerodzi się w pomysł na kolejną powieść, w której Szacki będzie znowu grał pierwsze skrzypce.


[Recenzja opublikowana wcześniej w serwisie lubimyczytac.pl, upolujebooka.pl i na stronie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Wołominie]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1319
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: