Dodany: 23.02.2016 10:51|Autor: Isgenaroth

Wiktoriański czar


Każdy autor pisząc książkę oddaje w niej czytelnikowi kawałek siebie, okres swojego życia, w którym powstawała. W przypadku Charlesa Pallisera ten kawałek życia to dokładnie dwanaście lat. Tyle bowiem trwały konstruowanie, pisanie, przerabianie i korekta jego książki. Moim zdaniem już to powoduje, że „Kwinkunks” jest niesamowity. Oczywiście to nie jedyny powód, dla którego powieść tę można nazwać rewelacyjną.

Choć początkowo książka była objętościowo dwa razy większa, autor zdecydował się na dokonanie cięć w fabule, bojąc się, że żaden z wydawców nie zechce się nią zainteresować. Można powiedzieć, iż jej mankamentem jest nie objętość, ale waga. To chyba jedyny minus, jaki udało mi się znaleźć podczas lektury tej bez mała 1200-stronicowej powieści.

„Kwinkunks” nie jest pozycją łatwą, zadowoli bowiem jedynie czytelnika lubującego się w tematyce epoki wiktoriańskiej. To rzecz dla odbiorcy bardzo uważnego, takiego, który nie obawia się nagromadzenia postaci, których zapamiętanie umożliwia na szczęście znajdująca się na końcu „lista obecności”. Wreszcie to książka, w której zagadka jest zawiła w tak skomplikowany sposób, że czytając ją, wielokrotnie należy przerwać lekturę, by zastanawiać nad tym, co udało się do tej pory ustalić i dobrze to przyswoić. Sam autor na jej temat wypowiada się tak:

„Czytamy więc zatem nie tyle dlatego, że chcielibyśmy dowiedzieć się, co będzie dalej, lecz raczej dlatego, że chcielibyśmy dowiedzieć się, co się przedtem wydarzyło, aby móc zrozumieć to, co już do tej pory przeczytaliśmy…”*.

Dając mi możliwość przyłączenia się do detektywistycznych poczynań i dociekań głównego bohatera, Charles Palliser spowodował, że wniknąłem w jego świat dogłębnie i oglądałem go jego oczyma, we wszelkich najdrobniejszych szczegółach. Długi czas, który spędziliśmy razem, kiedy prowadził mnie przez świat bogactwa i zupełnie odmienny od niego świat dziewiętnastowiecznej angielskiej biedoty, przyczynił się do tego, że zacząłem postrzegać młodego Johna, bohatera powieści, jako kogoś bardzo mi bliskiego. Osobę, o której losy cały czas się obawiałem, z drżeniem przewracając kolejne karty książki i zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwa mogą jeszcze na niego czyhać i bezpośrednio mu zagrozić. Jednak największą zaletą tego spotkania było to, że mogłem dojść do zupełnie innych wniosków niżeli te, do których doszedł John. Powieść bowiem została skonstruowana w taki sposób, aby rozwiązanie nie było tylko jedno, podane przez autora na tacy. Napotkać w niej można wiele niedopowiedzeń, które każdemu układają się w inny ostateczny wynik. Moim zdaniem powoduje to, że powieść tę można czytać wielokrotnie, dostrzegając za każdym razem inne możliwości rozwiązań i delektując się pięknem stworzonego przez autora świata i jego rewelacyjnym klimatem.

Ogromnie zachęcam do lektury „Kwinkunksa” i nie bardzo rozumiem, czemu znajduje on taką małą liczbę odbiorców. Przez ostatnie dni dał mi tak wiele radości, wiele też nauczył, a także przypomniał o wartościach, o których dziś już nikt raczej nie pamięta. I choć wydawać by się mogło, że to, czego się z niej dowiedziałem, jest zlepkiem wielu zbiegów okoliczności, zapewniam Was, że nic w niej nie pozostawiono przypadkowi.


---
* Charles Palliser, "Kwinkunks", przeł. Maria Streszewska-Hallab, wyd. Zysk i S-ka, 2003.


[Opinia publikowana wcześniej w serwisie lubimyczytac.pl i na stronie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Wołominie]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 414
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: