Dodany: 30.01.2010 10:29|Autor: stock
Z siekierą na mgłę
Świat, może się wydawać, wygląda dla każdego podobnie. Ale to, co widzimy zmysłami, ulega przetworzeniu i to w taki sposób, że czasami efekt końcowy jest u każdego zupełnie inny. A jeśli już opisać ten efekt słowami, różnica czasem może się wydawać zaskakująca. Tak też było u mnie w przypadku lektury „Siekierezady”, gdzie to zaskoczenie szło w parze z zachwytem.
Główny bohater „Siekierezady”, Janek Pradera, uciekając od wspomnień i dotychczasowego życia, zatrudnia się przy wyrębie lasu gdzieś na Ziemiach Odzyskanych. Tam poznaje ludzi miejscowych, głównie przesiedleńców, zżywa się z nimi i żyje tak jak oni. Wywija razem z nimi siekierą, pije bimber i chodzi na zabawy. Ale choć to proste życie ma dla niego nieodparty urok i Janek wchodzi w nie wcale nie na niby, nie pozwala mu do końca uciec od dawnych problemów i tęsknoty.
Świat przedstawiony w utworze jest taki, jakim mógłby go widzieć każdy, kto w owym czasie pracowałby z bohaterem. Odnosi się jednak wrażenie, że narrator widzi ten świat trochę inaczej, głębiej. Warte opisania są dla niego najprostsze codzienne czynności i zjawiska przyrody. A opisuje je w taki sposób, że można mieć poczucie, iż te elementy codziennego życia są czymś niezwykłym i wartym intensywnego przeżywania.
Silnym środkiem wyrazu użytym w „Siekierezadzie” jest język. Autor swobodnie żongluje słowami, interpunkcją, wielością epitetów. Bierze sobie jakąś myśl i obudowuje zręcznymi sformułowaniami. Miałem w dodatku poczucie, że robi to bardziej dla własnej satysfakcji, niż aby zabłysnąć przed czytelnikiem – choć i to drugie mu się niewątpliwie udaje. Akcji jako takiej nie ma tu dużo, ale narracja mknie szybko, narrator snuje liczne dygresje i szybko przeskakuje z tematu na temat. Ma się wrażenie, że gdyby go usłyszeć, byłby z niego niezły gaduła. W warstwie językowej książka jest naprawdę niepowtarzalna, trudno znaleźć stylistycznie podobny utwór innego pisarza[1].
W „Siekierezadzie” nie brak też i humoru, jak w opisie Peresady, który „miał fachowy tenisowy przegub do rozlewania wódki”[2]. Sam utwór daje zresztą wiele okazji do uśmiechu i w toku lektury chciałoby się go wręcz nazwać optymistycznym. Jednak im bardziej się zagłębiamy w treść, tym częściej ten optymizm jest przetykany uczuciami zgoła odmiennymi - nostalgią, smutkiem i jakimś nieokreślonym niepokojem. Uczucie to pojawia się nagle, osnuwa nas jak mgła - o której zresztą narrator mówi opisując chwile przytłoczenia i niepokoju - i tak jak mgła się rozwiewa. Nie udaje się jednak, mimo wszystko, rozwiać go do końca. Choćby i dla tego przeplatania się uśmiechu i nostalgii warto „Siekierezadę” przeczytać.
---
[1] Choć nie, uczciwie mówiąc, miałem jedno skojarzenie - z „Mechaniczną pomarańczą” Anthony’ego Burgessa. Zdaję jednak sobie sprawę, że jest ono raczej absurdalne i nie mam nic, poza niejasnym wrażeniem, na jego poparcie. Może ktoś miał podobne i mnie oświeci, skąd się mogło wziąć?
[2] Edward Stachura, „Siekierezada albo Zima leśnych ludzi”, wyd. „Polityka” Spółdzielnia Pracy, 2009, s. 67.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.