Dodany: 12.04.2016 22:31|Autor: pawelw

Książka: Pora chudych myszy
Bauer Wojciech

4 osoby polecają ten tekst.

"Pora chudych myszy"


Zaczyna się jak typowy kryminał, czyli zabójstwem. Okoliczności są może mało typowe, bo morderstwo zostaje dokonane w kopalni. Ale dlaczego by nie? Przecież akcja wielu kryminałów rozgrywa się w najdziwniejszych miejscach. Kopalnia sugeruje zamknięty krąg podejrzanych i śledztwo w stylu Agaty Christie, lecz to zły trop. Dalej jest mniej typowo, gdyż przez dłuższy czas nie ma detektywa. Niby są jakieś działania operacyjne, ale nic z nich nie wynika, prokurator dość szybko przyznaje się do bezradności i zgadza się na propozycję dyrektora kopalni, by w śledztwo włączyć kogoś znającego środowisko górnicze. Konkretnie kolegę dyrektora z dawnych czasów. Miałby wmieszać się pomiędzy górników i trochę powęszyć na dole. A węszyć umie, bo jako oficer SB już szpiclował w tejże kopalni.

Nakonieczny to postać dość niejednoznaczna. Najpierw górnik, potem esbek, obecnie wykonujący niewielkie zlecenia, głównie dotyczące odzyskiwania długów, prywatny detektyw z dość wybiórczym podejściem do prawa. Do SB poszedł, bo chciał łapać gangsterów i szpiegów. Złapał zakonspirowaną w kopalni komórkę Solidarności, jednakże postarał się nie za bardzo zaszkodzić. Obecnie jest w wieku przedemerytalnym, schorowany i zgorzkniały. Właśnie władował się w problemy, co skończyło się najpierw pobiciem, a potem koniecznością ucieczki przed wydanym na niego zleceniem. I to powoduje, że mimo wcześniejszej odmowy przyjmuje propozycję dyrektora, traktując ją jako sposób zniknięcia z oczu prześladowcom.

Detektyw wchodzi do akcji dość późno, bo dopiero po około dwustu stronach z trzystu, jakie ma książka. Do tego czasu w kopalni popełnione zostają kolejne morderstwo, napad i cała seria drobnych kradzieży oraz zachodzi kilka nietypowych zdarzeń. Nakonieczny stopniowo zaczyna odkrywać schemat wypadków, ale akcja nabiera przyspieszenia dopiero przy kolejnym zabójstwie, a wtedy intuicja doprowadza go do zaskakującego rozwiązania. Finał okazał się dla mnie zupełnie niespodziewany; jest niekonwencjonalny i sprawia, że powieść niewiątpliwie daje się zapamiętać.

Wydawca (Videograf, 2016) opisuje "Porę chudych myszy" jako thriller kryminalny z elementami ezoterycznymi. Nie jestem pewien, czy to już thriller. Być może u niektórych wywoła dreszcz emocji, ale emocje wydają mi się tu raczej stonowane i oczekiwane. Owszem, klaustrofobiczna atmosfera kopalni może budować nastrój strachu, ale przecież to całkiem naturalna reakcja na ciemność i ograniczoną przestrzeń. Nie widzę też epatowania emocjami i nawet w podwójnej roli myśliwego oraz ściganego Nakonieczny nie przypomina amerykańskiego szeryfa w scenie pościgu. Moim zdaniem, akcja toczy się zbyt leniwie jak na thriller. Co wcale nie jest zarzutem, wręcz przeciwnie, bo to nie tyle powieść sensacyjna, ile rzecz o kopalni i górnikach. To kopalnia "Gertruda" jest główną bohaterką. To w kopalni wszystko zaczyna się tu i kończy. To w kopalni rozgrywa się większa część akcji, wraz z kulminacyjną sceną. To wokół kopalni toczy się życie okolicznych mieszkańców, dla niektórych jest ona całym światem, wracają do niej również na emeryturze, nawet egzotyczne kraje nie są atrakcyjniejsze od życia w ciasnych korytarzach głęboko na dole. To przy kopalni szuka azylu ścigany Nakonieczny, także płatny zabójca trafia na dół, choć akurat ta koncepcja nie jest zbyt logiczna.

Informacja wydawcy o elementach ezoterycznych trochę mnie odstręczała, ale powieść mile mnie zaskoczyła. Wspomniane elementy, bardziej zresztą fantastyczne niż ezoteryczne, bardzo pozytywnie wpływają na odbiór całości. Sprawiają, że "Pora chudych myszy" w zasadzie nie jest ani thrillerem, ani kryminałem, tylko swego rodzaju baśnią osadzoną w realnym świecie. Autor od samego początku wplata je niezauważenie, przy okazji w mniej lub bardziej zawoalowany sposób podrzucając trop, ale nawet kiedy wprost zdradza rozwiązanie, czytelnik przyzwyczajony do tradycyjnej konwencji kryminału może tego nie zauważyć. Wrażenie baśniowości dodatkowo wzmacniają krótkie, niemal poetyckie fragmenty będące przerywnikami w akcji. A skoro to baśń, tracą znaczenie elementy typowo kryminalne, jak wyjaśnianie szczegółów zbrodni. Pewne rzeczy zostają niedopowiedziane. Być może jest tu jakiś głębszy morał czy ukryte treści. Jednak nie lubię wmawiać autorom, co mieli na myśli, dlatego uznam na własne potrzeby, że to po prostu całkiem przyjemna powieść, zabawa z konwencją i niezły sposób na spędzenie czasu.

Mam jednak wrażenie, że pewne rzeczy mi umknęły, że nie wszystko wyłapałem. Nie da się czytać tej książki pobieżnie, bez koncentracji, dodatkowo lekturę utrudnia częste używanie gwary śląskiej. Kilka razy musiałem wrócić do wcześniejszego tekstu. Czasem być może ze względu na długie i złożone zdania, czasem wskutek przegapienia jakiejś wzmianki, która ma znaczenie dla dalszej części. Nadal nie do końca wiem, dlaczego w tytule książki są chude myszy i skąd się wzięły tytuły niektórych rozdziałów. Być może po drugim przeczytaniu da się wyłapać więcej. Nie wiem, czy powieść podobała mi się aż tak, bym chciał to sprawdzić, ale solidną czwórkę wystawiam. Może nawet z plusem.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1714
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: hburdon 13.04.2016 01:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaczyna się jak typowy kr... | pawelw
Brzmi bardzo zachęcająco, wciągam na listę do obowiązkowego przeczytania!
Użytkownik: woy 28.05.2016 09:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaczyna się jak typowy kr... | pawelw
A ja, korzystając z okazji, zapraszam na spotkanie autorskie z Wojciechem Bauerem, które odbędzie się 3 czerwca 2016 (w piątek), o godz. 17.00 w gliwickiej księgarni Mercurius, ul. Wyszyńskiego 14.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: