Dodany: 29.05.2016 21:37|Autor: Marioosh
Cierpko o dylematach młodego pisarza
Julian Asanowicz, niespełna trzydziestoletni pisarz, przeżywa kryzys twórczy, a ponadto jest mocno sfrustrowany, gdyż od pewnego czasu pozostaje na utrzymaniu swojej narzeczonej, aktorki teatralnej. Trochę przypadkowo dowiaduje się, że można uzyskać stypendium na napisanie książki o jakimś dużym zakładzie i dlatego wyjeżdża na południowy zachód Polski, gdzie coraz intensywniej wydobywa się miedź. Młody pisarz nie jest jednak do końca przekonany do swojej pracy, nie potrafi się do niej zmobilizować; w pewnym momencie chce skorzystać z oferty kolegi i wrócić do Warszawy, by tam pisać scenariusz do filmu. Według niego akcja prawdziwej powieści musi rozgrywać się w wielkim świecie, dlatego w jego głowie przez cały czas kiełkuje pomysł na historię, której głównymi bohaterami będą znani światowi aktorzy. I dopiero dłuższy pobyt w górniczym mieście, kontakty z ludźmi i rozmowy z nimi, a przede wszystkim dyskusje z kopalnianą panią socjolog uświadamiają mu, że na tej prowincji też rozgrywają się prawdziwe dramaty, życie górników nie jest zwykłe ani proste, przekonuje się również, jak bardzo sam jest rozchwiany i niestały.
Jeden z bohaterów mówi do Asanowicza, że w dobrej książce musi być jakiś dramat lub katastrofa, a tymczasem on tworzy „produkcyjniak sentymentalny”[1]. „Złoto nie złoto” sprawia wrażenie właśnie takiego łagodnego produkcyjniaka, może nie jakoś szczególnie nachalnego albo propagandowego, ale jednak produkcyjniaka; zresztą sam rok wydania tej książki, czyli schyłek okresu gierkowskiego, skłania ku myśli, że autorce zasugerowano taką, a nie inną tematykę. Dla Stanisławy Fleszarowej-Muskat zawsze jednak ważniejsze były relacje międzyludzkie oraz socjologiczne i obyczajowe obserwacje – tak jest i tutaj: pod płaszczykiem propagandy sukcesu oraz haseł typu „Polacy byli tu zawsze”[2] albo „Niemcy nie ugryźli tej ziemi”[3] dostajemy historię miotającego się pisarza, mającego na koncie tomik wierszy oraz tomik opowiadań i niewiedzącego w istocie niczego o sobie, cały czas czegoś szukającego. Autorka prowadzi narrację w typowym dla siebie stylu, czyli ma do swoich bohaterów wiele sympatii i nawet postacie z drugiego czy trzeciego planu potrafi przedstawić w sposób łagodny, pogodny, niekiedy wręcz humorystyczny; znajdujemy tutaj to, co zawsze u tej pisarki cenili czytelnicy – zło jest złem, a dobro dobrem. A także chyba lekkie mrugnięcie okiem do własnego środowiska: czy Asanowicza nie można uznać za pewnego rodzaju symbol pisarzy miotających się pod koniec lat siedemdziesiątych między prawdą a wygodnictwem? Są też, oczywiście, ciekawostki dzisiaj już niezrozumiałe, niemalże egzotyczne: pani Gołąbkowa znajduje się w pierwszej dziesiątce oczekujących na telefon, a pani Rokitkowa czuje się szczęśliwa, gdy mąż przynosi do domu talon na malucha. Ale jest też to, co w książce o górnikach musi być: honor i solidarność – najbardziej widoczne w momencie, gdy senior rodu jedzie na akcję ratunkową, „bo jest górnik”[4].
Mamy więc do czynienia z książką będącą swego rodzaju świadectwem epoki – jest w niej trochę propagandy i trochę patosu, ale gdy przymknie się na nie oko, wiedząc, że takie po prostu były wymagania tej epoki – dostajemy dość przystępną powieść o dylematach młodego pisarza. Można ją przeczytać, tym bardziej że nazwisko autorki jest do dziś gwarancją dobrej literatury.
I jeszcze jedna dygresja: kto sięgnie po „Czarny warkocz”, czyli zbiór kilkunastu opowiadań Stanisławy Fleszarowej-Muskat, znajdzie tam nowelę „Gospoda nad Sutjeską”, niemalże słowo w słowo wykorzystaną w powieści. I teraz pytanie: czy autorka zbudowała „Złoto nie złoto” wokół tej noweli, czy odwrotnie?
---
[1] Stanisława Fleszarowa-Muskat, „Złoto nie złoto”, wyd. Edipresse, tom 1, s. 164.
[2] Tamże, s. 77.
[3] Tamże, tom 2, s. 78.
[4] Tamże, s. 197.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.