Dodany: 25.07.2016 12:29|Autor: carmaniola

Czytatnik: dumki-zadumki

O czym brzęczą pszczoły - Maja Lunde "Historia pszczół"


Na pewno każdy słyszał powiedzenie „zdrowy jak ryba” albo „zdrowy jak koń”. I zapewne tylko akwaryści i koniarze zastanawiają się kto też mógł coś takiego wymyślić… A pszczoły? Co prawda o masowym ginięciu pszczół (Colony Collapse Disorder) i staraniach wyjaśnienia przyczyn tego groźnego zjawiska jest dość głośno, podobnie jak o warrozie, która jest jedną z najgroźniejszych chorób atakujących pszczoły na wszystkich kontynentach poza Australią. Ale tych chorób, z którymi zmagają się pszczoły jest taka masa, że aż w głowie się kręci i trudno uwierzyć, że te pracowite owady wciąż jeszcze uwijają się wśród kwiatów. Może nucą swoją ostatnią pieśń…

Tak naprawdę o pszczołowatych i trzmielowatych dowiedziałam się nieco więcej dopiero kiedy natrafiłam na akcję „Społecznego monitoringu pszczół” (http://www.monitoringpszczol.pl) Projekt ten realizowany jest w ramach Wielkiego Spisu Zapylaczy przez Fundację Greenpeace Polska i Stowarzyszenie "Człowiek i Przyroda". Dopiero wtedy – starając się ustalić, co też za dziwnego owada sfotografowałam – dowiedziałam się jak wiele, poza pszczołą miodną, jest rodzin i gatunków pszczołowatych. Wtedy też dane mi było uzmysłowić sobie, że jeśli 78% roślin na świecie jest owadopylnych to w przypadku wyginięcia pszczół mówienie o katastrofie światowej wcale nie jest przesadzone.

Akcja powieści „Historia pszczół” Mai Lunde rozgrywa się w trzech płaszczyznach przestrzennych i czasowych, z których każda ukazuje jakiś wycinek historii związku człowieka z pszczołami. Pierwsza z nich to dziewiętnastowieczna Anglia, której bohater William Savage w oparciu o własne badania zbudował nowoczesny otwierany od góry ul. Chociaż Savage jest postacią fikcyjną to w powieści pojawiają się nazwiska ludzi, którzy naprawdę zrewolucjonizowali pszczelarstwo a jednym z nich jest – ciekawostka dla nas, Polaków – Johann Dzierzon, czyli Jan Dzierżon, górnośląski ksiądz, uczony i pszczelarz, który nazywany jest „ojcem współczesnego pszczelarstwa”.

Drugi wątek przenosi nas do Stanów Zjednoczonych, do czasów współczesnych. Jego bohaterem jest pszczelarz George. Zakochany w swoim zajęciu i pszczołach zmaga się nie tylko z problemem pozostawienia następcy, który podtrzyma rodzinną tradycję, bo jego jedyny syn obrał inną ścieżkę życia, ale też zmuszony zostaje do zmiany sposobu prowadzenia pasieki nastawionej na sprzedaż miodu, bo to przestaje być finansowo opłacalne. Okazuje się – i to niestety jest fakt – że zarabiać na pszczołach można nie dzięki płynnemu złotu, ale poprzez komercyjne zapylanie upraw. Transportowanie pszczelich uli na olbrzymie odległości, jednorodna dieta i środki owadobójcze stosowane do ochrony zapylanych przez pszczoły roślin powodują spadek odporności pszczelich rodzin a jednocześnie zwiększają prawdopodobieństwo styczności z chorymi osobnikami. Tak wiele i tak niewiele zarazem trzeba…

Ostatni wątek to postapokaliptyczna wizja Ziemi bez owadów – Chiny w roku 2098, wymierająca ludność starająca się ocalić siebie i świat przyjmując rolę zapylaczy.

„Niczym przerośnięte ptaki balansujemy, każda na innej gałęzi, z plastikowym pojemnikiem w jednej ręce i pędzelkiem z piór w drugiej”[1] – opowiada o swoim podporządkowanym jednej czynności życiu Tao.

Chociaż to najbardziej emocjonalnie poruszający wątek, to muszę przyznać, że do mnie jakoś nie przemówił. To jasne, że skoro zabraknie owadów, to wraz z nimi zginą wszystkie zapylane przez nie rośliny, ale dlaczego społeczność, której podstawę wyżywienia stanowi ryż – którego brakuje, a który nie wymaga zapylania – zamienia całe hektary pól w sady, które trzeba ręcznie zapylać? Tym bardziej, że te owoce nie pojawiają się na stołach mieszkańców a członkowie aparatu partyjnego – tych na górze jest zawsze mniej – nawet gdyby stali się wyłącznie owocożerni nie pochłonęliby takiej ilości owoców. Być może to tylko płonna wizja tego, że mimo wszystko udałoby nam się przetrwać…

Wątki przeplatają się wzajemnie a w miarę jak historie się rozwijają wyjaśnia się związek między nimi. Może nie jest to powieść wszechczasów, ale dzięki niej sporo się dowiedziałam o pszczołach i ludziach z nimi związanych. Uważam, że to podnosi jej wartość. Przesłaniem skierowanym do czytelników są, skądinąd słuszne, słowa jednego z bohaterów:

„By móc żyć w naturze, z naturą, musimy stłumić naturę w nas samych… Wykształcenie jest po to, byśmy nie przywiązywali zbyt dużej wagi do samych siebie, do naszej natury, do instynktów”[2].

Nie wyobrażam sobie świata bez kwiatów, pszczół a nawet pękatych trzmieli; bez rozlegającego się w gałęziach lip i na łąkach brzęczenia pracowitych owadów; bez kuszących oko i usta owoców; bez łyżki złocistego miodu…

Właściwie pozostaje mieć tylko nadzieję, że ockniemy się wystarczająco szybko, by ocalić otaczający nas świat, od którego jesteśmy zależni. Skupieni na niesnaskach pomiędzy sobą wciąż odsuwamy sprawy fundamentalne dla istnienia nas wszystkich na bok. Niedługo zamiast tradycyjnego „dzień dobry” będziemy się witać „dzień bez… „ – w miejsce kropek wstawić dowolny gatunek, któremu pomogliśmy zniknąć z powierzchni Ziemi.

- - -
[1] Historia pszczół: Powieść (Lunde Maja), przeł. Anna Marciniakówna, Wydawnictwo Literackie, 2016, s. 5.
[2] Tamże, s. 447.

Tekst także na moim blogu: http://okres-ochronny-na-czarownice.blogspot.com/



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2073
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.01.2017 07:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pewno każdy słyszał po... | carmaniola
Tekstu Twojego jeszcze nie czytam, bo do końca książki zostało mi 160 stron, ale znalazłem coś, co może dawać nam nadzieję, że jednak niekoniecznie wszystko skończy się tak tragicznie, jak w futurystycznym wątku:

http://innpoland.pl/129159,polacy-wymyslili-lek-ktory-uratuje-pszczoly
Użytkownik: carmaniola 18.01.2017 15:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Tekstu Twojego jeszcze ni... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tragicznie to jest, fakt, pod artykułem. Choć muszę przyznać, że mimo iż specjalistą od pszczół nie jestem, to chyba rzeczywiście spreparowany został na szybko, by pochwalić się osiągnięciem Polaków i zawiera błędy. Na temat książki nie będę spoilerować - poczekam aż skończysz czytać. ;-).
Użytkownik: magawa 18.01.2017 14:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pewno każdy słyszał po... | carmaniola

"Chociaż to najbardziej emocjonalnie poruszający wątek, to muszę przyznać, że do mnie jakoś nie przemówił. To jasne, że skoro zabraknie owadów, to wraz z nimi zginą wszystkie zapylane przez nie rośliny, ale dlaczego społeczność, której podstawę wyżywienia stanowi ryż – którego brakuje, a który nie wymaga zapylania – zamienia całe hektary pól w sady, które trzeba ręcznie zapylać?"

Może dlatego, że Chiny mają w jakiś sposób wprawę w ręcznym zapylaniu roślin (Hanyuan w Syczuanie). Tam akurat pszczoły prawie wyginęły, więc zapylanie ręczne jest koniecznością. Poza tym wynajęcie "ludzkich pszczół" jest tańsze niż przewożenie ich z miejsca na miejsce. Może ta informacja przekonała autorkę, by Chiny uczynić miejscem strategicznym; krajem, który sobie w jakiś sposób poradził po wyginięciu pszczół.

A co do samej powieści: mnie urzekła od pierwszej do ostatniej strony. Taka Powieść przez wielką literę P. Nie przeszkadzała mi ta statyczność, brak zwrotów akcji, przewidywalność fabuły, bohaterowie, zwłaszcza mężczyźni, którzy łatwo się zniechęcali, etc. Dla mnie było to na plus.
Użytkownik: carmaniola 18.01.2017 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: "Chociaż to najbardziej... | magawa
Być może znalazłaś odpowiedź na pytanie dlaczego autorka umieściła akcję postapokaliptycznego wątku w Chinach. To do mnie przemawia. Nadal jednak nie tłumaczy to przyczyn, dla których funkcjonującą nieźle gospodarkę, która do tej pory zaspakajała przynajmniej podstawowe potrzeby mieszkańców, przestawia się na produkt, którego uprawa wymaga nieludzkiego wysiłku i nie wpływa w żaden widoczny sposób na poprawę warunków bytowych mieszkańców. To oczywiście nie zmienia wagi samego problemu.

Co do oceny powieści jako całości, to jakże pięknie się różnimy. ;-) Cenię sobie w niej to, że dzięki niej miałam okazję przyjrzeć się bliżej pszczołom i zagrożeniom, na które są narażone, do których w niemałym stopniu przyczyniliśmy się my - ludzie. Dobrze, że powstała i w odpowiednim czasie. Jest napisana ładnym językiem, wątki są zgrabnie poprowadzone, ale... czegoś w tej powieści zabrakło. Być może jet właśnie zbyt mocno wygładzona, przeestetyzowana(?), co pozbawiło ją siły wyrazu. Oczekiwałam dzwonu alarmowego a dostałam ugrzecznioną bajeczkę o ginącym świecie. Ładną, ale to wszystko...
Użytkownik: Marylek 18.01.2017 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Być może znalazłaś odpowi... | carmaniola
O życiu pszczół dowiedziałam się o wiele więcej z powieści Rój (Paull Laline) - to zwykłe czytadło, ale spowodowało, że dokształciłam się w dziedzinie pszczelich obyczajów - poszukałam artykułów na ich temat, obejrzałam kilka filmików na youtubie, wszystko dlatego, że korciło mnie sprawdzenie, czy autorka nie przesadziła w konstruowaniu akcji. "Historia pszczół" mnie rozczarowała. Nie poruszyła mnie zupełnie, choć temat taki nośny i ważny! I poszczególne części (epoki) połączone według mnie na siłę. Zmarnowany dobry pomysł. No i jest o ludziach, nie o pszczołach.

Najgorsza dla mnie jest sytuacja, gdy zupełnie przeciętna książka kreowana jest na odkrycie wszech czasów czy dzieło godne literackiego Nobla.
Użytkownik: carmaniola 18.01.2017 19:55 napisał(a):
Odpowiedź na: O życiu pszczół dowiedzia... | Marylek
Nie czytałam "Roju" i mnie właśnie "Historia pszczół" sprowokowała do poszperania za większą ilością informacji - jakoś tak, zatrzymałam się kiedyś na warrozie i z tym kojarzyło mi się Collony Collapse Disorder. Podobnie zafascynowały mnie te odległości pomiędzy ramkami, które umożliwiają wyjmowanie pojedynczych plastrów unikając tym samym niszczeniu całego roju. No i Polak. ;-) To są moje plusy dla tej książki - zwróciła moją uwagę na coś o czym sama pewnie nie próbowałabym się dowiedzieć. Być może gdybym czytała wcześniej coś w tych tematach moje rozczarowanie byłoby większe, ale to Lunde była pierwszą, która mnie na te tropy naprowadziła.

Niestety, niektórym książkom zbyt agresywny marketing bardziej szkodzi niż pomaga. Gdyby nie ta reklama pewnie oczekiwania wobec niej nie byłyby tak wygórowane - ja je miałam - a więc i rozczarowanie byłoby mniejsze.

Użytkownik: magawa 18.01.2017 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: O życiu pszczół dowiedzia... | Marylek
Nie nazwałabym jej odkryciem wszech czasów. Czy zasługuje na Nobla? Gorsze wybierali, jakoś wielkim szacunkiem tej nagrody nie darzę, więc może i zasługuje. Przeciętną też bym jej nie nazwała (wszystko zależy, z jaką współczesną powieścią ją zestawimy). Ja ją zestawiałam z przeczytanymi współczesnymi powieściami w danym roku i wypadła mi na 5 z plusem. Cóż...
A co do kreowania: chyba to każdy czytelnik powinien sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy książka zasługuje na uwagę, czy nie. Dla mnie w pełni zasługuje. Tobie widzę, że nie przypadła do gustu.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 19.01.2017 08:19 napisał(a):
Odpowiedź na: O życiu pszczół dowiedzia... | Marylek
Przeczytałem, moje zdanie jest takie: książka co najwyżej poprawna. Przypowieść-ostrzeżenie o kamieniach milowych na drodze do katastrofy naturalnej i zapaści ludzkości, związanej z ginięciem pszczół. Trzy historie rodzinne, osadzone w latach 1852, 2007 i 2098 - przy tej objętości (a czyta się błyskawicznie!) daje to ok. 170 stron na każdą, czyli pozwala stworzyć ledwo szkielet głębszej opowieści. Trochę błędów fabuły oraz niejasny przekaz - a tematyka istotna! Może warto jednak pisać takie lżejsze powieści, aby zwrócić uwagę na zagrożenie, które bynajmniej nie jest literacko wyimaginowane.

Warto przy okazji wspomnieć więcej o Dzierżonie - prócz opracowania standardu ula, odkrył także partenogenezę, a przez to skonfliktował się z Watykanem. Co w połączeniu z pewną dalszą aktywnością na innym poletku zaowocowało ekskomuniką... Ciekaw jestem, czy został zrehabilitowany? Warto poczytać więcej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Dzier%C5%BCon

BTW: wszystkiego książkowego z okazji urodzin BiblioNETkowych, Marylku! :)
Użytkownik: carmaniola 19.01.2017 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem, moje zdanie... | LouriOpiekun BiblioNETki
"Może warto jednak pisać takie lżejsze powieści, aby zwrócić uwagę na zagrożenie, które bynajmniej nie jest literacko wyimaginowane".

No właśnie. Tu się zgadzamy. ;-) Co prawda moje "ładna" nie jest tożsame z Twoim "poprawna", ale przecież każdy ma prawo do własnego zdania i oceny.

Za link do Dzierżona dziękuję - choć często mało wiarygodna, to jednak Wikipedia jest doskonałym źródłem jako pierwszy zastrzyk wiedzy - też na niego trafiłam. Zrewanżować się linkiem do forum pszczelarskiego, na którym przeglądałam informacje o chorobach pszczół, ich objawach, sposobach leczenia i rokowaniach - to naprawdę cud, że te pracowite owady jeszcze żyją - nie mogę, bo dawno czytałam i linki pogubiłam. Na pewno jednak jeśli ktoś jest zainteresowany to trafi.

Pozdrawiam,
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.09.2018 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: "Może warto jednak pisać ... | carmaniola
A jednak - okazuje się, że owo zagrożenie, a przynajmniej zbudowana na nim hist(o/e)ria zw. z zapylaniem ręcznym drzew w Chinach jest wyimaginowana! W artykule https://www.totylkoteoria.pl/2018/09/Greenpeace-ocena-organizacji.html można przeczytać:

„Ręczne zapylanie grusz w Chinach spowodowane wymarciem pszczół – jest to bardzo duża manipulacja. Rzeczywiście grusze i jabłonie są tam zapylane ręcznie, ale przyczyny tego są przede wszystkim ekonomiczne. Ręczne zapylanie pozwala mocno zwiększyć plon (tak, że gałęzie aż się uginają od owoców). Praktyka ta była najintensywniej stosowana w latach 90, ale już się od niej powoli odchodzi, za co odpowiadają zmiany socjoekonomiczne – wielu pracowników wyjeżdża za lepszą pracą do miast i trzeba im płacić kilka razy więcej niż, w latach 90.

Nieprawdą jest, że pestycydy doprowadziły do wyginięcia pszczół na tych obszarach. Dzikich zapylaczy jest rzeczywiście dużo mniej, ale przyczyną jest przede wszystkim zmniejszenie obszarów ich naturalnych siedlisk w pobliżu plantacji, dopiero później są pestycydy [ich niewłaściwe stosowanie] i inne czynniki. Pamiętajmy też, że pszczoła miodna to zupełnie inna historia – jej występowanie na tamtych terenach zależy przede wszystkim od ludzi i tego czy utrzymywanie uli tych zwierząt im się opłaca. Na takich plantacjach nie trzyma się pszczół cały czas, tylko wypożycza od pszczelarzy na okres kwitnienia.

Podejmowano już próby ponownego wprowadzenia pszczół na tych [chińskich] obszarach, ale wszystko rozbijało się o kwestie ekonomiczne, a nie brak możliwości przetrwania pszczół w tamtejszych warunkach. Jednak koszt pracy człowieka rośnie, a plantatorzy są edukowani jak, kiedy i w jakich ilościach używać pestycydów, więc pszczoły prędzej czy później tam wrócą. Jednak, co najważniejsze, sytuacja w Chinach nie ma kompletnie żadnego przełożenia na sytuację w Europie i samo powoływanie się w tym kontekście na Chiny jest kolejną manipulacją.”
Użytkownik: Marylek 19.01.2017 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem, moje zdanie... | LouriOpiekun BiblioNETki
No właśnie, to mnie też rozczarowało: ta książka jest sztucznie rozdmuchana. Niby trzy wątki, które maja się ze sobą spleść, ale wszystkie trzy są powierzchownie potraktowane, splot jest dość luźny, a te 170 stron na każdą wynika z tego, że druk jest rozstrzelony. Gdyby to wydrukować z normalną interlinią lub/i mniejsza czcionką, nie byłoby i tego.

Pewnie że warto pisać lekkie książki poruszające ważną tematykę. Dlatego wspomniała o "Roju" - lekka forma, ale naprawdę przybliża pszczoły. Tylko nie warto takich pozycji reklamować ich jako wybitnych dzieł (a "Historia pszczół" miała taką reklamę), bo prowadzi to do rozczarowania czytelnika. Niestety tego typu praktyki są nagminne: co roku ileś tam współczesnych powieści określa się przez porównanie do uznanej klasyki. Dla mnie to nadużycie.

BTW: Dziękuję! :)
Użytkownik: magawa 18.01.2017 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Być może znalazłaś odpowi... | carmaniola
Oj pięknie się różnimy, to fakt. Możliwe, że na mój pozytywny odbiór książki wpłynęły trzy czynniki. Pierwszy, to pszczoły. Mój dziadek, pradziadek, męska część rodziny mojego ojca zajmowali się pszczelarstwem, więc był to też fragment mojego dzieciństwa. Nawet w rodzinie powtarzane są anegdoty o mnie i pszczołach (niestety, ja nie jestem w stanie ich uwiarygodnić, bo kompletnie nie pamiętam tych sytuacji - byłam zbyt małym dzieckiem). No, ale to spowodowało, że sięgnęłam po tę książkę.
Drugi, okres burz i niepokojów w moim życiu, potrzebowałam czegoś statycznego, stałego, może lekko nudnego, przewidywalnego...
Trzeci, lektura kiczu, jakim była dla mnie książka "Małe życie".
W każdym razie nie oczekiwałam czegoś spektakularnego, głębokiego. Powieść mnie porwała i urzekła, tak po prostu. Ilu czytelników, tyle opinii. I bardzo dobrze.
Użytkownik: carmaniola 18.01.2017 19:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj pięknie się różnimy, t... | magawa
I bardzo dobrze. Racja. Nie możemy być wszyscy tacy sami. ;-)

Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 19.01.2017 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj pięknie się różnimy, t... | magawa
No proszę, cieszę się, że zwróciłaś uwagę na "Małe życie", bo mi się ono (a także np. Z ciała i z duszy (Cunningham Michael) albo Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć (Wojtaszczyk Kuba) ) odbijało czkawką w trakcie lektury "Historii pszczół" - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Choć akurat moja opinia o "poruszającej sile" będzie jeszcze inna - zarówno Yanagihara jak i Lunde nie poruszyły mnie emocjonalnie, były dla mnie jakby pisane specjalnie z natrętnym "no wzrusz się! no czuj się poruszony!".
Użytkownik: magawa 20.01.2017 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: No proszę, cieszę się, że... | LouriOpiekun BiblioNETki
A wiesz, że coś w tym jest, bo też myślałam, że z tym profesorem, to wątek zmierza w tym kierunku. O Edmundzie, to nie pomyślałam w ten sposób ;)

W "Historii pszczół" wielkich emocji nie było, przynajmniej ja ich nie zauważyłam, albo nie były zbyt natrętne, ot powieść. "Małe życie" zaliczam do kiczu, gniotów literackich z wielu powodów. Może uda mi się coś o tym naskrobać lub choćby podpiąć się z komentarzem do kogoś, by uzasadnić swoje stanowisko. Zobaczymy. Jakoś chęci nie mam, bo książka umordowała mnie niezmiernie.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: