Minirecenzja
„Promieniowania” Ernsta Jungera to trzy dzienniki autora – dwa z Paryża, jeden z Kaukazu. Spisywał je podczas drugiej wojny, gdzie jako oficer Wehrmachtu musiał służyć w narodowo-socjalistycznej maszynie zniszczenia (przy czym warto zaznaczyć, że nigdy do NSDAP się nie zapisał i był wrogo nastawiony do totalitaryzmu). Jego tragedia jest spotęgowana faktem, że Junger to nie bezmyślny sołdat, a wrażliwy inteligent, pisarz i osoba świadoma obserwowania swoistej apokalipsy, a nie „zwycięskiego pochodu Rzeszy” jak wydawało się masom, które ten nazywał po prostu „robotnikami”.
„Promieniowania – autor chwyta światło, którego odbicie pada na czytelnika.” Cytat ten pochodzi z wstępu Jungera i całkiem dobrze wyraża czym to dzieło jest. Nie chodzi w nim bowiem o biografię autora, czy o zapis wydarzeń historycznych, a po prostu o promieniowania. Ulotne myśli, zainspirowane snami, lekturami, rozmowami z osobami nieznaczącymi jak i takimi sławami jak Pablo Picasso, Carl Smith, czy też wreszcie obserwacją natury, miasta i działań wojennych. Junger zaserwował nam prawdziwy miszmasz tak różnych myśli, że śmiem przypuszczać, że każdy znajdzie coś dla siebie.Nazwiska Poego, Melville’a, Holderlina, Tocqueville’a, Dostojewskiego, Burckhardta, Nietzschego, Rimbauda, Conrada, Kierkegaarda i Leona Bloya pojawią się na kartach dzienników dosyć często. Co prawda na początku się trochę nudziłem, bo jednak wzmianki o nieznanych francuskich powieściach czy o zbieraniu owadów (którego Junger był wielkim fanem) dla niewielu mogą być fascynujące. Jednakże z czasem dałem się wciągnąć i poczułem z autorem swoistą więź. Oczarował mnie i jakoś zmusił do kontemplacji tych czterech wojennych lat z jego perspektywy. Było to bardzo pouczające doświadczenie i dosyć krzepiące – autor mimo niereligijnego wychowania przez ojca pozytywistę i naukowego usposobienia, przeszedł z nihilizmu do regularnego i owocnego czytania Biblii. Niesamowitym jest jak tym piekle, którym była Europa w I połowie XX wieku, Junger zachował pogodę ducha i życzliwość, która objawia się nawet w opisach zbydlęciałych esesmanów, chwalących się w pociągu dokonanymi morderstwami. Figura Chrystusa, niosącego swój krzyż musiała być naprawdę wielką ulgą dla tego świadomego i otoczonego socjalistycznymi synami kurtyzan, człowieka.