Dodany: 10.12.2020 16:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Zdaje mi się, że nie całkiem dla dzieci te misie


Kupiłam tę książkę, bo kupuję prawie każdą książkę z niedźwiedziem/niedźwiedziami w tytule, o ile chodzi o zwierzę(ta), a nie na przykład nazwę drużyny baseballowej czy przezwisko jakiegoś mafiosa. Tu okładka nie pozostawiała wątpliwości – niedźwiedzie jak nic, w dodatku ewidentnie bajkowe, bo chodzące na tylnych łapach i oddające się typowo ludzkiej zabawie. W różnych księgarniach zaliczono tę pozycję do literatury dziecięcej, literatury pięknej obcej, fantastyki, humanistyki, a nawet powieści historycznych (słowo honoru! Kto nie wierzy, niech pisze na PW – podam dowód, bo w recenzji ani reklamować, ani antyreklamować żadnej placówki nie będę). Nie dziwię się tym sprzecznym opiniom, bo sama też do końca nie wiem, do jakiego gatunku ją zakwalifikować (dlaczego, o tym za chwilę). Wiem jedynie, że powieścią historyczną z całą pewnością nie jest, choć jej akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej, ale niewątpliwie bardzo dawnej – „przed wieloma wiekami, gdy bestie były ludźmi, a ludzie bestiami”[1] – przeszłości.

W owej przeszłości na Sycylii żyje oprócz ludzi całkiem liczna populacja niedźwiedzi, zamieszkująca jaskinie w dzikich i prastarych górach. Obie te społeczności nie wchodzą sobie w drogę, ale tylko do czasu. Bo oto pewnego dnia dwaj myśliwi porywają małego niedźwiadka Tonia, syna obecnego króla niedźwiedzi, Leoncja. Ten wstydzi się przyznać, że nie upilnował dziecka i zamiast wyruszyć na jego poszukiwanie, raczy poddanych kłamstwem, że malec spadł w przepaść i zginął. Jakiś czas potem nastaje wielki głód i niedźwiedzie postanawiają poszukać strawy na nizinach. Nie wiedzą jednak, że Wielkiemu Księciu Sycylii przepowiedziano klęskę w starciu z niezwyciężoną armią z gór, i w związku z tym postanowił on do porażki nie dopuścić. Droga niedźwiedzi do zwycięstwa jest długa i bolesna, bo ludzie okazują się podstępni i bezwzględni, a oprócz nich w okolicy czają się także i inne niebezpieczeństwa. A kiedy w końcu niedźwiedzie wkraczają do miasta i prócz sukcesu militarnego mogą się cieszyć niespodziewanym odnalezieniem królewskiego potomka, bajka wcale się nie kończy. Bo zamieszkawszy wśród ludzi, zwierzaki „niegdyś skromne, dobroduszne, cierpliwe, poczciwe, stały się teraz zarozumiałe, ambitne, zawistne i kapryśne”[2], a nie dość tego, zaczęły się oddawać prawdziwie ludzkim nałogom i występkom. A od tego tylko krok do tragedii…

Czy to jest bajka dla dzieci? Spróbowałam wejść w swoją dawną skórę i pomyśleć, jak odebrałabym ją jako, powiedzmy, siedmiolatka. Raczej nie przeszkadzałoby mi wtedy imię króla, które niestety dziś kojarzy mi się głównie z czarnym charakterem z kiepskiego brazylijskiego serialu z lat 80. ubiegłego wieku. Chociaż pewnie też, tak jak teraz, zastanawiałabym się, dlaczego jedne niedźwiedzie mają imiona ludzkie (Leoncjo, Tonio, Teofil), inne „rzeczowe” (Szmergiel, Jaśminek, Przylepka i, co mi wyjątkowo nie pasuje, Saletra), a jeden ani takie, ani takie (Babonicz). Nie próbowałabym dociekać, czy Troll jest ogrem, czy – tak, jak w książce – orgiem (we włoskim opisie filmu zrealizowanego na podstawie książki – „orco”), bo wtedy jeszcze o ograch nie słyszałam. Podejrzewam, że mocno (może zbyt mocno) przeżywałabym wszystkie krwawe sceny, których nigdy nie lubiłam i dlatego na przykład baśnie braci Grimm wolałam w wersji okrojonej, z jak najmniejszą ilością ucinania palców, palenia żywcem i tym podobnych męczarni. I przede wszystkim byłaby ta opowieść dla mnie zbyt smutna, tak jak, powiedzmy, „Król Maciuś Pierwszy”, którego do tej pory nie odważyłam się przeczytać po raz drugi.

Tak więc, jeśli to faktycznie bajka dla dzieci, to raczej starszych, które już mają za sobą sporo lektur różnego rodzaju, nie tylko takich kończących się bezwzględnym happy endem. Albo dla dorosłych, którzy, choć już dobrze doświadczeni, mają w sobie na tyle dziecka, że nie razi ich ani bajkowe opakowanie wiedzy o życiu, ani wierszowane wstawki w tekście prozą. Dla nich chyba najbardziej, zważywszy na gorzkie konkluzje, jakie można z lektury wysnuć… Tak czy siak, napisana jest pięknym stylem, a zilustrowana tak uroczo, że nawet dla samych tych rysowanych i malowanych niedźwiedzi warto było ją mieć.

[1] Dino Buzzati, „Słynny najazd niedźwiedzi na Sycylię”, przeł. Magdalena i Jarosław Mikołajewscy, wyd. Czuły Barbarzyńca, 2008, s. 17.
[2] Tamże, s. 82.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 441
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: