Jaume Cabré w rozmowie z Adamem Szają, przeprowadzonej przy okazji polskiej premiery powieści „Cień eunucha”.
Zacznijmy od polityki. Pochodzę z Górnego Śląska, gdzie część środowisk, podobnie jak w Katalonii, dąży nie tyle do niepodległości, co do autonomii. Widzi Pan więcej punktów stycznych?
Katalonia nie jest wyjątkiem. Wiele narodów wybiło się na niepodległość. Parę przykładów, tylko z Europy, z XX wieku: Norwegia, Estonia, Łotwa, Litwa, Chorwacja, Słowenia, Czarnogóra, Kosowo, Macedonia, Czechy, Słowacja itd. A co dopiero, gdybyśmy wzięli pod uwagę resztę świata! Wszystkie narody mają prawo decydować o swoim losie. Stany Zjednoczone nie istniałyby, gdyby nie wypowiedziały posłuszeństwa Koronie Brytyjskiej. Wszystkie kraje latynoskie decydują o sobie dlatego, że postanowiły uniezależnić się od Hiszpanii…
Bardzo utożsamia się Pan z Katalonią, regionem, kulturą, językiem. Widzi Pan jakąś realnie dającą się przewidzieć datę, kiedy Katalonia wyniesie się na niepodległość?
Kiedy? Nie mam pojęcia. Oby jak najszybciej. Wiele osób nad tym pracuje. Nie da się przewidzieć konkretnej daty.
W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „czytelnik jest inteligentny, czytelnik jest ciekawy, czytelnik szuka zaczepki”. Przy każdej kolejnej książce coraz trudniej czytelnika „zaczepić”?
Coraz trudniej. Ale się nie poddaję…
W Pana książkach bardzo dużą rolę, żeby nie powiedzieć wiodącą rolę, odgrywa muzyka. Czego Jaume Cabré słucha na co dzień?
Słucham bardzo dużo i bardzo różnej muzyki. Teraz na przykład, zastanawiając się nad Pańskimi pytaniami, słuchałem sonaty na skrzypce i fortepian Brahmsa (pierwszej), w wykonaniu skrzypaczki Kai Danczowskiej i pianistki Mai Nosowskiej. Coś niesamowitego. Znakomite solistki!
Czy ma Pan jakieś rytuały w procesie pisania? W jaki sposób Pan pracuje nad swoimi książkami?
Rytuał? Nie, nie mam żadnego rytuału. Potrzebuję tylko czasu i ciszy: czasem włączam jakąś muzykę, nie po to, żeby słuchać (wtedy bym nie pracował), tylko żeby się zrelaksować; nawet teraz, odpowiadając na pytania, słucham jednym uchem kwintetu na klarnet i kwartet smyczkowy Brahmsa… Muszę też mieć butelkę wody, która wystarcza mi na cały dzień. Czas, spokój, najlepiej, żeby mnie nikt nie odrywał od pracy… Ale to żaden rytuał. Pracuję w swoim domu, w swoim pokoju. Stół zawalony jest papierami, teczkami, piórami, ołówkami… Ciągle sobie obiecuję, że któregoś dnia zrobię tu porządek, tylko że ten dzień nigdy nie nadchodzi.