Dodany: 17.07.2012 12:54|Autor: carmaniola

Czytatnik: dumki-zadumki

2 osoby polecają ten tekst.

Sei Shōnagon i Murasaki Shikibu, dwie damy z Kioto


Moja fascynacja Japonią ma już długie korzenie i zawsze staram się dotrzeć do źródeł, które w jakikolwiek sposób są mi w stanie ten kraj, jego kulturę i ludzi przybliżyć. Udało mi się ostatnio dostać długo poszukiwaną antologię „Dziesięć tysięcy liści”, którą PIW wznowił w roku obecnym (I wydanie 1964). Dzięki temu wznowieniu miałam okazję zapoznać się z nowymi dla mnie fragmentami prozy i poezji japońskiej, a w szczególności urywkami dzieł dwóch pań, których sława dotrwała do czasów obecnych. (Sława pań i sława ich dzieł.)

Okres Heian, rozkwit sztuki dworskiej i dwie kobiety, dwie sławne literatki, dwie damy dworu, każda przy innej żonie cesarza Ichijō [976 – 1011]:

- SEI SHŌNAGON [ok. 960 – 1020], przy cesarzowej Sadako

- MURASAKI SHIKIBU [978 – 1016], przy drugiej żonie cesarza , cesarzowej Akiko.

Zarówno rywalizacja w dziedzinie literatury, jak również przynależność do dwóch konkurujących ze sobą dworów nie sprzyjała raczej przyjacielskim stosunkom. Nie wiem co prawda, co pisała Sei Shōnagon o Murasaki Shikibu, bo wydane u nas fragmenty pamiętników o tym akurat nie mówią („Estetyka japońska” i „Dziesięć tysięcy liści”), ale nie wątpię, że jest to nie tylko mocno złośliwe, ale również zabawne. Bo przyznam, że jakoś bardziej przypadła mi do serca autorka „Notatnika osobistego”, albo inaczej „Zapisków spod poduszki” niż wielce subtelna, ale śmiertelnie poważna autorka „Opowieści o księciu Genji”, która o tej pierwszej pisała tak:

[…] Sei Shōnagon to osoba niezwykle zarozumiała. Wydaje się być dość inteligentna i rozsiewa na prawo i lewo swe utwory, gdy jednak bardziej w jej twórczość wniknąć, okaże się, że ma ona wiele braków. [s. 207]

Do tych braków z pewnością nie należy brak poczucia humoru, o który, pewnie pochopnie nieco, podejrzewam Murasaki Shikibu. Czytając fragmenty pamiętnika Sei Shōnagon zaśmiewałam się bowiem do łez.

Oto co jest niemiłe: […]

- Mężczyzna, który w tajemnicy przed wszystkimi nocuje u ciebie i w najbardziej nieodpowiedniej chwili zaczyna chrapać.

- Tak samo bardzo niemiłe jest, gdy przychodzi do ciebie ktoś ukradkiem, a na głowę nasadzi sobie wysoki ceremonialny biret dostojnika.
Oczywiście wchodzi ze strachem, aby nie być zauważonym przez nikogo i nagle, dotknąwszy czegokolwiek biretem, wywołuje szmer. A gdy przy tym zaczepi o którąś z opuszczonych kotar wyplatanych z sitowia, rozlega się wtedy silny szelest. A jeśli przy tym wszystkim w górnej części kotary umieszczono dla ozdoby wisiory z bambusu lub co gorsza deseczkę, na którą się zwija kotarę, hałas bywa wtedy nawet bardzo znaczny. [s. 181]

Wznowioną antologię Dziesięć tysięcy liści: Antologia literatury japońskiej (antologia; < autor nieznany / anonimowy >, Sei Shōnagon, Murasaki Shikibu i inni) w wyborze i tłumaczeniu Wiesława Kotańskiego polecam tym wszystkim, którzy z zapartym tchem zaczytywali się wspaniałą, trzytomową "Estetyką japońską".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9471
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 40
Użytkownik: Chilly 17.07.2012 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja fascynacja Japonią m... | carmaniola
Od dawna poluję na tę antologię, więc cieszy mnie wznowienie, mniej cena...
Też wolę Zapiski niż Opowieści ;) Szkoda, że nie wydano całości.
Użytkownik: carmaniola 17.07.2012 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Od dawna poluję na tę ant... | Chilly
Może kiedyś doczekamy wydania całych, albo chociaż w większej ilości "Zapisków", " Opowieść o księciu Promienistym" jest. Też co prawda nie wiem czy to jest całość, bo jest tylko w jednej bibliotece, znaczy w katalogu widnieje, w rękach nie miałam. A Sei Shōnagon się należy! ;-)

Aaaa, muszę przyznać, że chociaż pan Kotański wielki był, to jednak "Zapiski z Pustelni" - fragmenty z "Estetyki" się pokrywają (sprawdzałam tylko wyrywkowo)- bardziej mi się chyba podobają w nowym tłumaczeniu. Tak czy siak, chyba będę musiała pomyśleć o dokupieniu tych "Liści" do kolekcji... I to będzie bolesne! ;-)
Użytkownik: Chilly 17.07.2012 14:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Może kiedyś doczekamy wyd... | carmaniola
Płacz i płać? ;)
Jeszcze Historia literatury japońskiej (Melanowicz Mikołaj) bym chciała...
Użytkownik: carmaniola 17.07.2012 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Płacz i płać? ;) Jeszcze... | Chilly
Hihi, to już sobie odpuszczę - zakupowo, bo przeczytać by chciała - bo biorąc taki rozpęd musiałabym jeszcze trzytomową "Literaturę japońską". Poczekam na egzemplarz biblioteczny, a tymczasem zapoluję na innego Melanowicza, którego też nie znam: Japońskie narracje: Studia o pisarzach współczesnych (Melanowicz Mikołaj). W dwóch bibliotekach jest, może chociaż w jednej jest fizycznie, a nie tylko w katalogu. ;-)
Użytkownik: Chilly 17.07.2012 16:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, to już sobie odpusz... | carmaniola
Literaturę japońską miałam z biblioteki, chciałabym własną, ale nakład wyczerpany i ceny kosmiczne. Japońskich narracji nie znam, ale też bym chciała ;) I jeszcze całą masę innych, hehehe.
Użytkownik: cordelia 10.08.2012 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja fascynacja Japonią m... | carmaniola
Czuję się właściwym odbiorcą Twojego polecenia! ;-) Mój zachwyt "Estetyką japońską" nie słabnie, podobnie jak moja wdzięczność wobec osoby, która ostatecznie skłoniła mnie do sięgnięcia po nią. ;-))) Wiadomość o nowym wydaniu "Liści" zelektryzowała mnie, chociaż żałuję, że nie wydano nowych przekładów, bo i ja, z całym szacunkiem dla pana Kotańskiego, wolę czytać literaturę japońską w tłumaczeniu jego uczniów. (Ot, los pioniera!) Tymczasem poczekam spokojnie, aż nowe wydanie trafi do bibliotek.

Zacytowane przez Ciebie fragmenty z Sei Shōnagon są znacznie weselsze niż przytoczone w "Estetyce japońskiej", w których Sei koncentruje się na porach roku. Przypomina mi się uwaga Donalda Keene'a, że "Zapiski spod poduszki" to prawdopodobnie jedyna dowcipna książka, jaka powstała w języku starojapońskim (Keene pisze o "tym języku", ale chyba później już pisano dowcipniej; a w naszych czasach to przecież absolutny mus).

A co do Murasaki i jej nieprawdopodobnej cegły o cesarskiej latorośli, to przeczytałam ją do połowy (ale nie poddaję się, o, nie; tylko odpoczywam), i najmilej wspominam rozdział 6 (o księżniczce Suetsumuhanie), jako jedyny dowcipny właśnie. Ale i ostatni rozdział, chociaż poważny, wygląda na godny uwagi; podczytywałam go z wyprzedzeniem i czytałam o nim w bardzo ciekawym "przewodniku" po dziele Murasaki, a właściwie po jego kontekście kulturowym i historycznym: Świat Księcia Promienistego (Morris Ivan). Jeśli nie czytałaś tego, polecam. :-)
Użytkownik: carmaniola 14.08.2012 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się właściwym odbio... | cordelia
Ha! Ja, bardzo żałuję, że Sei Shōnagon tak mało, tak mało. Podobają mi się jej pamiętniki i te prezentujące wrażenia estetyczne, a już te żartobliwe i dowcipne mogłabym pochłaniać w dużo większych ilościach.

"Świat Księcia Promienistego" mam w planach od ponad dwóch lat, ale są tylko w jednej bibliotece, na drugim końcu miasta i tak jakoś nie mogę tam dotrzeć. W "Dziesięciu tysiącach liści" są oprócz fragmentów opowieści o księciu Genji fragmenty pamiętników Murasaki i one nie nastrajają mnie bojowo do jej głównego dzieła. Ale skoro zachwalasz Morrisa to pewnie muszę się nastawić na daleką wyprawę i mieć nadzieję, że książka jest nie tylko w katalogu, ale i na półce. ;-)
Użytkownik: cordelia 16.08.2012 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Ja, bardzo żałuję, że... | carmaniola
Ja mojej wyprawy po Morrisa nie żałowałam. :-)

A co do dwóch pań z Kioto, fakt, że dotąd nie mamy polskiego przekładu "Makura no sōshi" Sei Shōnagon, to moim zdaniem hańba. Jeśli nie ma też, co podejrzewam, pełnego przekładu "Genji monogatari", to wstyd, czyli razem wstyd i hańba. W angielskich przekładach można przebierać, a z liczby recenzji, które można znaleźć w Internecie, wynika, że i czytelników tych rzeczy nie brak. Standardowe tłumaczenie się brakiem popytu na tego rodzaju literaturę w Polsce nie przekonuje mnie jakoś, bo przynajmniej na Sei Shōnagon popyt przecież jest (na pewno większy niż na "Dziesięć tysięcy liści"). W marzeniach widzę zapiski Sei w przekładzie Henryka Lipszyca, a miłosne perypetie Księcia Promienistego przetłumaczone przez Agnieszkę Żuławską-Umedę... Pomarzyć chyba wolno. :-)
Użytkownik: carmaniola 17.08.2012 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mojej wyprawy po Morri... | cordelia
Marzyć warto, prawda. ;-) Mnie nie udało znaleźć się pełnego przekładu "Genji monogatari" i pewnikiem go nie ma. O Sei Shonagon nawet nie próbowałam się dowiadywać, bo skoro nie ma Promienistego, to jej pamiętników już na pewno brak. W przekładach rzecz jasna.
Pozostają marzenia i wiara, że nowe pokolenie japonistów nadrobi te braki. ;-)

PS. Skoro ręczysz za tego Morrisa, to po wakacjach musowo wędruję na drugi koniec miasta. ;-)
Użytkownik: cordelia 17.08.2012 18:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Marzyć warto, prawda. ;-)... | carmaniola
Ręczę, że jest dobry - bądź co bądź fachowiec światowej klasy - no i nie zawiódł mnie, gdy chciałam zgłębić temat, ale na to, że i Tobie "podejdzie", mogę tylko liczyć. :-)
Użytkownik: carmaniola 20.08.2012 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ręczę, że jest dobry - bą... | cordelia
To ja już przebieram nogami! Najpierw jednak zdobędę Trzy Korony, bo tam mnie jeszcze nie było. Ale zaraz potem... ;-)
Użytkownik: cordelia 20.08.2012 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja już przebieram noga... | carmaniola
Przyjemności zatem! Na obu wyprawach: ciałem w Pieniny, duchem do Heian-kyō. :-)
Użytkownik: carmaniola 11.10.2012 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyjemności zatem! Na ob... | cordelia
Ha! Zamówione! Idę w sobotę na drugi koniec świata, Wrocławia znaczy, odebrać "Świat Księcia Promienistego"! :-))))))))))))
Użytkownik: cordelia 13.10.2012 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Zamówione! Idę w sobo... | carmaniola
No, no... :-)
Użytkownik: carmaniola 31.10.2012 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: No, no... :-) | cordelia
Już zdążyłam się zakochać. I on przetłumaczył w całości "Notatnik osobisty" Sei Shonagon!!!! Ten Morrison! I w tym "Świecie..." są kolejne cudne fragmenty jej dziennika! Hurra!!! Chyba zacznę zapisywać wszystkie i może uskłada mi się choć 1/4? ;-)

Dziękuję, bo tylko dzięki Tobie zmobilizowałam się do tej wyprawy (przy okazji upolowałam jeszcze dwie inne książki, których gdzie indziej nie ma: "Eposy Czarnej Afryki" i "Azania Zamani"! I zajadam się, zajadam! :-))
Użytkownik: carmaniola 02.11.2012 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Już zdążyłam się zakochać... | carmaniola
Ach, buuu, znaczna część kochania mi przechodzi. Najpierw pomyślałam, że to tłumacz, ale to jednak raczej sprawka autora. Już na samym początku uderzyło mnie zdanie:

"Przybysze z Zachodu rozpoznać mogli wiele innych, dobrze im znajomych zjawisk: na przykład posiadający silną pozycję Kościół[...]". [s.9]

Może ja jestem dziwna ale kościół, pisany na dodatek wielką literą kojarzy mi się wyłącznie z katolicyzmem. Religia buddyjska to buddyzm, świątynie, klasztory, mnisi, kapłani, sintoizm to chramy itp. A potem to już jest całkowity obłęd: nabożeństwa, kazania... No jak można taki cudny fragment "Notatnika" Sei Shonagon spaprać?

"Kaznodzieja winien być przystojny. Aby należycie pojąc zawarte w kazaniu wzniosłe uczucia, nie wolno spuszczać zeń oka, gdy przemawia; jeśli odwrócimy wzrok, mogłybyśmy zapomnieć się i przestać słuchać. Tak więc brzydki kaznodzieja mógłby stać się źródłem grzechu... [...] Dyskutują na temat nabożeństw, w których ostatnio uczestniczyli i porównują umiejętności różnych kapłanów w dopełnianiu <> lub ofiarowaniu sutr". [111]

Jaki kaznodzieja, jakie kazania, jaki grzech?!!!! Łomatko! To jakaś porażka. Dochodzę do wniosku, że to książka dla małp, które mając swoją religię, nie potrafią czytać o innej bez znajomych im odnośników, które w tym przypadku są zupełnie idiotyczne. Aaaaa, w którymś momencie pojawia się również szatan!!! Aż musiałam zajrzeć i poszukać autora, czy to czasem nie Hamerykanin, bo oni tak często mają. Ale nie, Brytyjczyk! Jak on mógł!

Już nie chcę przepisywać jego tłumaczenia "Zapisków spod poduszki" - poczekam jednak aż któryś z naszych japonistów porwie się na to dzieło.

Ale tak w ogóle, pomijając te drażniące mnie tłumaczenia pojęć buddyjskich i sintoistycznych, to czyta się ciekawie, łącznie z przypisami, bo sporo w tej książce wiadomości. :-)
Użytkownik: cordelia 04.11.2012 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, buuu, znaczna część ... | carmaniola
Widać z Morrisem jak z Księciem Promienistym: najpierw szaleńcza miłość, dopiero potem opamiętanie. ;-) Wprawdzie z wyjątkiem Murasaki (ukochanej Promienistego, nie autorki) żadna z bohaterek powieści nie odważa się narzekać na obyczaje cesarskiej latorośli, ale nietrudno domyślić się, jak jego miłosne podboje wyglądały z perspektywy podbitych.
Wracając do Morrisa: z tymi małpami jest coś na rzeczy. Zwłaszcza grzech u Sei Shōnagon nie pasuje zupełnie, bo jeśli przyjąć znane nam kategorie, to brzydki kaznodzieja, owszem, mógłby stać się powodem grzechu nieuwagi podczas kazania, ale przystojny kaznodzieja mógłby stać się powodem grzechu tym bardziej. ;-) Co chcesz, nic nie jest doskonałe, ja potraktowałam sprawę z wyrozumiałością, której często wymagają przekłady z języków orientalnych, a przekłady przekładów zwłaszcza. Fakt, że w tym przypadku problem dotyczy też oryginału angielskiego; widać autor trzymał się konsekwentnie swojej niezbyt fortunnej zasady.
Ale ten szatan to wbrew pozorom nie jest wcale taki niedorzeczny. W buddyzmie jest jego odpowiednik, Mara, któremu Budda podczas swojej czterdziestodziewięciodniowej medytacji powiedział, oczywiście po swojemu, vade retro.
Użytkownik: carmaniola 03.11.2012 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Już zdążyłam się zakochać... | carmaniola
A tak w ogóle to przypomniała mi się książeczka, bardzo zgrabnie napisana: W kręgu tradycji dworu Heian (antologia; Kordzińska-Nawrocka Iwona, Bień Monika, Broma Karolina i inni) i chyba cała seria "Oblicza Japonii" warta uwagi, ale na razie miałam okazję przeczytać tylko dwie - tę powyższą i Japońska miłość dworska (Kordzińska-Nawrocka Iwona).
Użytkownik: cordelia 04.11.2012 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak w ogóle to przypomn... | carmaniola
O! Muszę rozejrzeć się za "W kręgu tradycji...". Czy jest równie dobre jak "Japońska miłość dworska", którą czytałam z przyjemnością, a miejscami z zachwytem? Najbardziej podobały mi się oczywiście obszerne cytaty, zwłaszcza że przekład nie wymagał wiele wyrozumiałości od czytającego, ba, jeśli dobrze pamiętam, nie wymagał jej wcale.
Użytkownik: carmaniola 04.11.2012 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: O! Muszę rozejrzeć się za... | cordelia
Tak, ta druga jest również świetna. Próbowałam jeszcze W Kawagoe: Antropolog wobec życia codziennego Japończyków (Rutkowska Iga), ale nie doczytałam, chyba było to nie to, co lubią tygryski (chyba, bo zupełnie nie pamiętam o czym było - chyba o Japończykach współczesnych).

A Morris, po wszystkich tych drażniących mnie na początku kościołach i szatanach, w końcówce porywa tak, że wybaczam mu już wszystko. Te rozdziały o Murasaki, tłumaczeniach i opracowaniach "Opowieści..." są rewelacyjne! Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że tak właśnie, jak w przykładowej próbce tłumaczenia dosłownego zapisu "Opowieści" może to wyglądać! Wiedziałam co prawda wcześniej (Melanowicz), że Tanizaki przekładał "Opowieść" na japoński współczesny, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że to tak bardzo przypominało rozwiązywanie szarad. Nie ma żadnego porównania z naszym np. staropolskim, który może w części może być mało zrozumiały, trudny w odbiorze, ale do japońskiego pisania z okresu Heian daleko mu, daleko. Jestem naprawdę pełna podziwu dla wszystkich, którzy się tego podjęli, i to z jakim skutkiem!

PS. No i Morris ma dodatkowe punkty, bo też woli złośliwą Sei Shonagon! ;-D

Edit: Zobaczyłam wcześniejszą wypowiedź: na demony zgadzam się jak najbardziej, ale na diabły, szatana - ni hu hu! No to zupełnie nie to. Pewnie też dlatego, że w czytanych do tej pory opracowaniach natykałam się na bardziej odpowiadające mi określenia.
Użytkownik: cordelia 05.11.2012 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, ta druga jest równie... | carmaniola
Widzę, że muszę powrócić do tego Morrisa, bo wprawdzie przypominam sobie mgliście, że najlepsze zachował na koniec, ale już nic, albo prawie nic, z tego najlepszego nie pamiętam. "W kręgu tradycji dworu Heian" już namierzyłam w bibliotece, niestety w filii, do której mam awersję, więc poczekam, aż do odwiedzenia jej nakłoni mnie jakaś siła wyższa. Przypomniałam sobie, że z serii "Oblicza Japonii" czytałam też Ōgisai: Wielkie święto teatru nō w japońskiej wiosce Kurokawa (Umięcka-Zelek Iwona), jest w porządku, ale bez uniesień i chyba nawet nie przeczytałam w całości, bo widzę, że nie wystawiłam oceny w Biblionetce.

Ostatnio w lekturach powróciłam na swojski grunt judeochrześcijański, ale w Japonii jestem już tak zadomowiona, że powrócę tam na pewno. Już tęsknię. No i przecież Sei Shōnagon czeka. Złośliwy dowcip zawsze mile widziany! ;-) Aczkolwiek najpierw chcę skończyć Promienistego. Mimo objętości, dłużyzn i w moim odczuciu kwalifikujących się do wycięcia szczegółowych opisów niezliczonych świąt i uroczystości dzieło Murasaki ma silny atut w postaci poezji: sama proza jest miejscami bardzo poetycka, no i z definicji poetyckie są wiersze, którymi jest przetykana.

Jeszcze w temacie szatana: no co Ty, chcesz pozbawić buddyjskie demony szefa, a Marę stanowiska? ;-) Nie żebym broniła tych nieszczęsnych chrześcijańskich odpowiedników, ale jest w tym jakaś konsekwencja: jak już się powiedziało Kościół, to trzeba powiedzieć szatan (nie Mara). ;-) Mara i szatan odpowiadają sobie z grubsza, więc nie jest tak źle; gorzej by było, gdyby Morris zrobił z Buddy Boga. ;-)
Użytkownik: carmaniola 06.11.2012 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że muszę powrócić ... | cordelia
Hihi, całe szczęście, że, jak Morris pisze, oni tam w ogóle byli mało wierzący i do świątyń jeździli raczej w celach rozrywki, więc z tym Bogiem by mu nie wyszło. W sumie to dziwna rzecz, jaką ludzie mają tendencję by wszystko przerabiać na religię - przecież ani konfucjanizm, ani taoizm, ani buddyzm nimi pierwotnie nie były. Co do samego Buddy, to jeden z guru hinduizmu nazwał go wręcz ateistą (chyba tutaj: Czym są Wedy? Zarys myśli staroindyjskiej wraz ze słownikiem terminów sanskryckich (Satsvarūpa dāsa Gosvāmī)). ;-)

A "Opowieść o Genji" czytasz w tłumaczeniu Artura Waleya? - zapytała zazdrośnie carmaniola. Z tych urywków, które prezentuje Morris, odniosłam wrażenie, że Waley nieco przesadził, i nadmiernie rozbudował powieść Murasaki. I chociaż nie powiem, i mnie się wydało, że faktycznie utrzymał charakter, nastrój, oddał piękno języka, ale drugie przykładowe tłumaczenia (bardziej zwięzłe) chyba bardziej by mi odpowiadało. Tym bardziej, że podejrzewam, że sam romans mocno by mnie znużył. I żeby nie być gołosłownym, to podrzucam:

"przypominając sobie rożne rzeczy [i myśląc] cóż to jest za skryta rzecz dla osoby/osób łączących [swoje/ich] serce/serca (kokoro) [ze mną] w godny uwagi (ayashiki) sposób zawiodło mnie a ponieważ nawet w stolicy [on] w żadnych okolicznościach nie mógł postąpić niedyskretnie by nikt/żaden człowiek nie wiedział nosząc dziwaczne (ayashiki) przebranie i choć uczucia [tego] który był na koniu' pełne były obaw i poczucia winy ponieważ [jego] serce (kokaro) posuwało się w pytającym kierunku myśląc kiedy [on/oni] znalazł/znaleźli się głęboko w górach jak to będzie pasowało wracać nie spotkawszy nawet zaiste będzie niezadowalające (? samotne) i wstrętne (? absurdalne = ayashi) [jego] serce (kokaro) wzruszyło się."

i

"Różne myśli przychodziły Niou do głowy. Przypomniał sobie, jak wyjątkowo pomocny okazał się Kaoru, gdy po raz pierwszy wprowadził go do Uji. Nawet w stolicy Niou nigdy nie był w stanie uczynić ani kroku, by wszyscy 'się o tym nie dowiedzieli, a na tę wyprawę musiał wdziać dziwaczne przebranie. Teraz, kiedy konno jechał do Uji, jego poczucie winy w stosunku do Kaoru mieszało się ze strachem. Jednakże miał nieprzeciętnie dociekliwy charakter i w miarę jak zapuszczali się dalej w góry, stawał się coraz bardziej podniecony. Zastanawiał się, kiedy przybędą i jak się sprawy potoczą. Może będzie musiał wracać do stolicy, nie ujrzawszy nawet Ukifune? Jakiż to byłby zawód - i jaki wstyd!" [s. 270]

Eeeech, te japońskie niedopowiedzenia!!!!
To poniżej to chyba jest tłumaczenie Morrisa, bo nie ma żadnego donośnika; podane dalej tłumaczenie Waleya jest dwa razy dłuższe. ;-)
Użytkownik: cordelia 06.11.2012 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, całe szczęście, że,... | carmaniola
Moje serce posuwa się w pytającym kierunku w kwestii cytatów, które przytoczyłaś: czyżby to były przekłady jednego fragmentu? Mein Gott. Swoją drogą, jak mogłam to zapomnieć?

Autorem czytanego przeze mnie przekładu "Genji monogatari" jest Edward Seidensticker. Przed zamówieniem książki zrobiłam mały rekonesans w Internecie i znalazłam między innymi recenzję, której autor dla porównania zacytował początek w przekładzie Waleya i Seidenstickera, i czytając te dwie wersje, trudno było nie przyznać, że tłumaczenie Seidenstickera jest o niebo płynniejsze i bardziej klarowne. I rzeczywiście, z czytelnością nie ma problemu, ale i tak pan Seidensticker zawiódł mnie trochę, bo jego język jest w moim odczuciu za bardzo współczesny. Brakuje mi dyskretnego uroku archaizmów, a już gdy przeczytałam słowo "businesslike" (rzeczowy, konkretny, oficjalny - zgoda, może to słowo oddaje sens oryginału, ale w kontekście epoki Heian zgrzyta jak gwóźdź po szkle), to omal nie zamknęłam książki raz na zawsze; w końcu jednak nie zrobiłam tego, czego nie żałowałam później, bo dzięki temu niejedną perłę wyłowiłam z tego morza słów, i nie raz moje serce wzruszyło się. ;-))) No i przede wszystkim przeczytałam dowcipny rozdział o Suetsumuhanie, a biznes szczęśliwie nie pojawił się więcej, mogę więc powiedzieć z czystym sumieniem, że jednak Seidensticker wykonał kawał dobrej roboty.

"Opowieść" na angielski przetłumaczył też Royall Tyler, którego jednak unikam jak ognia, bo ten z kolei, w przeciwieństwie do Waleya, ma skłonność do zachowywania japońskiej lakoniczności, co moim zdaniem nie jest szczęśliwym pomysłem; w każdym razie takie wrażenie pozostało mi po lekturze jednej sztuki nō (Takasago) w jego przekładzie, który przypominał zagadkę w postaci zestawu słów kluczy.

Czy już wspominałam Ci kiedyś o "One Hundred Frogs", czyli "Stu żabach", zbiorze stu zupełnie niepodobnych do siebie przekładów jednego haiku Bashō? Ci Japończycy! A przed tłumaczami czapki z głów.
Użytkownik: carmaniola 08.11.2012 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje serce posuwa się w p... | cordelia
Nie jestem pewna czy słusznie masz pretensje do Seidenstickera o unowocześnienie języka. Sama nie sprawdzę i ocenić nie potrafię, ale Morris pisze, że trudno przed tym uciec. Stając bowiem wobec problemu translacji powieści Murasaki tłumacz właściwie musi nie tyle przetłumaczyć, co stworzyć na nowo owo dzieło starając się jedynie oddać to, co w owej powieści znalazł. Te nowoczesne słowa, może i niezbyt szczęśliwe, pojawiają się w wyniku ubóstwa słownikowego japońskiego języka z epoki Heian - jak każdego języka w początkowej fazie jego tworzenia. Morris twierdzi, że jedno słowo potrafi się pojawiać w jednej frazie wielokrotnie za każdym razem zmieniając znaczenie (często o 180 stopni) - współczesny tłumacz stara się oddać wszystkie te znaczenia za pomocą wielu różnorodnych słów, które jego zdaniem najlepiej oddadzą intencje autorki. To wszystko plus stenograficzny zapis! I w tłumaczeniu Waleya zdaje się takich zupełnie nowoczesnych smaczków nie brak, ale Morris twierdzi, że w efekcie autor oddaje to, co chciała przekazać Murasaki. Nie pozostaje mi nic innego jak mu wierzyć. :-)

A teraz uwaga! To będzie znowu ten sam fragment, który cytowałam powyżej, ale w tłumaczeniu Waleya.

"To wszystko wydawało się dziwnie znajome. Z kim był tu poprzednim razem? Ależ oczywiście, z Kaoru; poczuł się trochę nieswojo, wspomniawszy, ile zachodu zadał sobie jego przyjaciel, aby go poznać z Kozeri. «Obawiam się, że uzna to za dość dziwną formę odwdzięczania się za przysługę» - pomyślał Niou. Nawet w stolicy zajmowane przezeń stanowisko sprawiało, że bardzo trudno mu było bawić się tak, jak tego pragnął, przywykł więc do ukradkowego poruszania się nocą. Ale obecna sytuacja wymagała jeszcze większych środków ostrożności. Przebrał się starannie w strój jak najbardziej niezgrabny i szkaradny, godzinami zmuszony był nie zsiadać z siodła - czego szczególnie nie lubił. Ale zawsze odznaczał się niepohamowaną ciekawością i w miarę zbliżania się do Uji był tak bardzo podniecony, że prawie nie dostrzegał wijących się zakrętów górskiej ścieżki. Jak się sprawy potoczą? Czy naprawdę jest pewny, że to będzie właśnie jego dziewczyna? Ale to w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. Chciał tylko wiedzieć. Czy to wszystko? Z pewnością, jeśli okaże się kimś innym, w powrotnej drodze do domu bardzo mu będzie głupio." [s. 271-272]*

Cudne, prawda? ;-)
- - -
* Cytaty oczywiście z Morrisa, a nie Waleya.
Użytkownik: cordelia 08.11.2012 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem pewna czy słus... | carmaniola
Prawda! :-) Widać "Opowieść" jest jak magiczne zwierciadło, w którym każdy widzi co innego. ;-) I rzeczywiście, wygląda na to, że Waley też nie stronił od nowoczesnego języka (zakładam, że polski przekład przekładu angielskiego zachowuje tę nowoczesność np. w wyrażeniu "bardzo będzie mu głupio"). Nie, pretensji do Seidenstickera nie mam, nie jest aż tak źle, ale po prostu wolałabym, żeby język przekładu był trochę bardziej staroświecki. Może nawet niekoniecznie staroświecki, ale koniecznie, by tak rzec, baśniowy, co można przecież osiągnąć za pomocą różnych środków, niekoniecznie archaizmów. Takie już mam odczucia, a serce nie sługa. :-)

Dziś moje biblionetkowe urodziny! Poczęstuj się tortem. :-)
Użytkownik: carmaniola 08.11.2012 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawda! :-) Widać "Opowie... | cordelia
Faktycznie! Torcik widzę! Już kosztuję! Gapa ze mnie, bo pewnie rano już widniał przy Twoim nicku. Skończyłaś dzisiaj cztery bibliolatka - wszystkiego najksiążkowego Ci życzę! :-D
Użytkownik: cordelia 08.11.2012 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie! Torcik widzę!... | carmaniola
Dziękuję! Cztery lata, no, no... Poważny wiek! :-D
Użytkownik: carmaniola 08.11.2012 19:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję! Cztery lata, no... | cordelia
Tak, tak, teraz już nie tylko sięgasz głową ponad stół, ale i ponad niewielki stosik z książkami na tym stole. :-D
Użytkownik: cordelia 08.11.2012 19:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, tak, teraz już nie t... | carmaniola
Obawiam się, że ponad stosik tych, które czekają w kolejce do przeczytania, nie sięgnę nigdy. ;-)
Użytkownik: carmaniola 08.11.2012 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Obawiam się, że ponad sto... | cordelia
Psst, bądź dzielna - w ciągu roku znowu urośniesz o parę centymetrów, może kiedyś uda się rosnący stosik dogonić. :-)
Użytkownik: cordelia 09.11.2012 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Psst, bądź dzielna - w ci... | carmaniola
Masz rację, nie należy upadać na duchu. Postaram się być dzielną. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.11.2012 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję! Cztery lata, no... | cordelia
Wszystkiego najlepszego z okazji Biblionetkowych urodzin! Najwspanialszych książek (wraz z zapasem czasu na ich czytanie) i najmilszych spotkań z innymi Biblionetkowiczami!
Użytkownik: cordelia 09.11.2012 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystkiego najlepszego z... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, Dot! Mam nadzieję, że zdążyłaś wczoraj poczęstować się tortem. Dziś już nie ma po nim śladu; to pewnie sprawka Twoja i Carmanioli! ;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.11.2012 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Dot! Mam nadzie... | cordelia
No, cóż, dobremu torcikowi trudno się oprzeć! :-)
Użytkownik: cordelia 06.11.2012 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, całe szczęście, że,... | carmaniola
Zajrzałam do encyklopedii Britannica, żeby sprawdzić, czy buddyzm albo taoizm podchodzą pod definicję religii. Bo i jak, religia bez żadnego boga? Wydaje się niemożliwe, ale okazuje się, że nie ma z tym problemu, przynajmniej według Britanniki:

"Religia - stosunek ludzi do tego, co uważają za święte, absolutne, duchowe, boskie lub godne szczególnej czci. Religia jest też zwykle postrzegana jako podejście do spraw ostatecznych dotyczących ludzkiego życia i losu człowieka po śmierci. W wielu tradycjach ten stosunek do świętości i spraw ostatecznych wyraża się przez związek człowieka z bogami lub duchami; w bardziej humanistycznych i naturalistycznych formach religii jest to raczej związek człowieka z większą społecznością albo z przyrodą. [...]"

(przetłumaczyła naprędce Cordelia)

Pewnikiem to jakaś nowa definicja, sformułowana tak, żeby cały świat uczynić religijnym. ;-)
Użytkownik: carmaniola 08.11.2012 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Zajrzałam do encyklopedii... | cordelia
Przyznam ze wstydem, że jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, by szukać definicji religii. :(
Ale jeśli chodzi o buddyzm, taoizm i konfucjanizm to bóstwo, do którego się modlono się znajdzie. Pewnie dlatego, że filozofia jest trudna do ogarnięcia dla prostego człowieka (np. dla takiej carmanioli) przetworzono ją na coś, co jest dostępne dla każdego: takiemu Konfucjuszowi bardzo szybko zaczęto stawiać ołtarzyki, palić kadzidła i wznosić do niego modły.
Budda zyskał nie tylko uczniów, ale i wyznawców, potem ludzie zaczęli tworzyć bodhisattwów (to już chyba ta chłonność buddyzmu i taoizmu, które wchłaniały w siebie prostsze religie animistyczne lub szamanistyczne), do których ludzie wznosili modły (taki/taka Amida to chyba szczyt prostoty - wystarczyło wezwać go w odpowiednim momencie i wszystkie nieprawości odchodziły w niebyt i człek, bez żadnych wysiłków osiągnąć mógł oświecenie).

Nie jestem pewna jak to z taoizmem, bo ten skręcił w stronę magii i alchemii, ale w pewnym momencie propagowano kult Najwyższej Jedności, która zamieszkiwała w centrum Nieba, gdzieś w okolicach Wielkiej Niedźwiedzicy. (Tak boska trójca jak w chrześcijaństwie i hinduzimie).
Użytkownik: cordelia 08.11.2012 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam ze wstydem, że j... | carmaniola
No popatrz, widocznie tendencja do ubóstwiania jest ogólnoludzka. I chyba trudno pozbyć się jej nawet wojującym ateistom: Rewolucja Francuska po odrzuceniu chrześcijańskiego Boga zaraz wprowadziła Boginię Rozumu, a Październikowa zaowocowała pomnikami Lenina i Stalina, żeby szczęśliwy lud czcił, kogo trzeba. ;-)

A ten kult Najwyższej Jedności to która religia propagowała? Święta trójca jest zdaje się i w buddyzmie; czytałam gdzieś o tym.
Użytkownik: carmaniola 08.11.2012 19:22 napisał(a):
Odpowiedź na: No popatrz, widocznie ten... | cordelia
Buddyzmu nie kojarzę, a ta wspomniana to w taoizmie: wyczytałam tu Religie Chin (Avanzini Federico) (nie jest to najlepsza lektura, bo straszliwie zamotana), że ok. 130 p.n.e. dwór cesarski zachęcał poddanych do tego kultu, i że Najwyższa Jedność, Niebiańska Jedność i Ziemska Jedność tworzyły świętą trójcę zwaną jako Trzy Jedności. Zresztą chyba już na samym początku Dao zwano również Drogą do Nieba, albo jakoś tak. Biedny Laozi, biedny Zhuangzi, biedny Liezi. I biedna ja, która próbuje się w tym wszystkim połapać. :/
Użytkownik: cordelia 09.11.2012 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Buddyzmu nie kojarzę, a t... | carmaniola
I ja biedna, bo właśnie zerknęłam do Wikipedii i pod hasłem "trinity" znalazłam takie zatrzęsienie boskich trójc z całego świata, że czym prędzej opuściłam stronę, żeby uniknąć kompletnego zamętu.

Dzięki za trójcę taoistyczną; nie wiedziałam o niej. Ale przed ucieczką z Wikipedii zdążyłam, o zgrozo, przeczytać o jeszcze innej trójcy, też taoistycznej, mianowicie o Trzech Czystych, wśród których znalazł się ubóstwiony Laozi. ;-) Zresztą zdaje się, że ci Trzej Czyści mieli wiele wariantów, może jednym z nich były Trzy Jedności?

A buddyjska trójca, też jedna z wielu zresztą, to Budda Amida i dwoje bodhisattwów: Kannon (uosobienie miłosierdzia, albo umiejętności współodczuwania) i Seishi (uosobienie mądrości). Odpowiednie imiona sanskryckie to Amitābha, Avalokiteśvara i Māhāsthama-prāpta. Zwłaszcza to ostatnie łatwo zapamiętać. ;-)
Użytkownik: carmaniola 10.11.2012 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja biedna, bo właśnie z... | cordelia
Hihihi, dzięki za te buddyjskie podpowiedzi - nie wiedziałam, że stanowią trójcę. A Seishi (chyba nie bez kozery) jakoś mniej jest wspominana? Pozostanę jednak przy Kannon i Amidzie - też jestem prostym ludem i one mi w pamięci pozostaną. ;-)

PS. A wydawałoby się, że chiński i japoński to takie trudne języki. Okazuje się, że przy sanskrycie to pestka! ;-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: