Dodany: 11.02.2005 23:05|Autor: Bozena
Wrażliwość serca
„Zbrodnia Sylwestra Bonnard” Anatola France'a jest powieścią należącą do kategorii literatury pięknej. Tytuł - może zwieść miłośników tego gatunku, którym nazwisko autora jest jeszcze obce. Sięgając po tę książkę, warto je poznać.
Piszę tak, ponieważ czytając tę powieść miałam nieodparte wrażenie, iż bohater, Sylwester Bonnard, to - najzwyczajniej w świecie – Anatol France. I nie tylko Sylwester - Anatol w podeszłym wieku, ale przede wszystkim: szlachetna inteligencja, wiedza i przemyślenia.
Z chęcią zapoznaję się z twórczością Anatola France'a i poprzez nią - z nim samym. Skłoniła mnie do tego pochlebna opinia o jego pisarstwie i o jego głębokim humanizmie wyrażona przez... Marcela Prousta. Ten wcale nie krył, że dzieła starszego „kolegi” urzekły go. Mniemam, że wniosły element inspiracji w twórczość samego M. Prousta.
Treść „Zbrodni Sylwestra Bonnard” nie dotyczy życia osobistego pisarza. Opowiada pewną historię, w którą - idąc za głosem wrażliwego serca - uwikłał się bohater. A wszystko, co mówi ten bohater - jakby z zaświatów chciał potomnym nieustannie mówić Anatol France.
Wracając do istoty powieści:
„Moja namiętność nie jest z tych, co wybucha, niszczy i zabija, ogół ich nie widzi”.
Słowa te wypowiada tytułowy Sylwester Bonnard. Namiętnością jego było... czytanie.
Sympatyczny - czasami z lekkim poczuciem humoru - staruszek, niezwykle skromny i wrażliwy, jest członkiem Akademii Francuskiej. To zagorzały bibliofil. Całymi dniami siedzi zanurzony po uszy w starych manuskryptach, chłonie myśli i prawdy w nich zawarte („...wielkich prawd nie zdobywa się bez trudu i pracy”), rozsupłuje zagadki z zamierzchłych epok, rozsupłuje te tajemnice, które - jak wierzy - są jeszcze do rozsupłania. Przewraca stronice, docieka, notuje...
Niekiedy wychodzi na spacer, obrzuca tolerancyjnym spojrzeniem młodych ludzi, obserwuje naturę i ...zdumiewa się, że w jego wieku „rodzi się w duszy nowa ciekawość”. Harmonia przyrody – na nowo - zachwyca go. Na nowo? Inaczej. O, młodości rozwichrzona!
Obok Sylwestra toczy się życie. Życie - rozpisane na nieliczne postaci: są studenci, jest służąca, jest sąsiadka i młodziutka dziewczyna oraz przełożona pensji dla panienek, i jest... pies, któremu starszy pan wmawia :-), że „spokój nie jest z tego świata, a cisza [...] nie da się pogodzić z trudami życia”.
Własne trudy bibliofil zamyka przed niepowołanymi oczyma i „doznaje tyle szczęścia, ile wymaga jego los, wiek i usposobienie”. Zdawałoby się, że świat wewnętrzny Sylwestra i ten obok – wystarczają mu zupełnie. Ale nie... Dokucza mu samotność.
Studenci pochłonięci są własnymi tematami rozmów. Od czasu do czasu szydzą z niektórych wczorajszych prawd, bowiem jawią się im one bzdurami. Choć Sylwester rozumie młodzież, ma ochotę wyjaśnić, że dzięki tym „bzdurom” jesteśmy tu, gdzie jesteśmy...
Nieskazitelna służąca (wszystko kładzie na właściwe miejsca, a nasz bohater i tak wdaje się w poszukiwania) jest - a właściwie jest jej osobowość - antytezą w dialogu dusz. Inteligencja jej nie wykracza poza zapobiegliwość dnia codziennego. A w tym codziennym życiu tak bezbłędnie manewruje, że Sylwester nie ma „do czego się przyczepić”. Ludzie bez wad są straszni...;-)
Wrażliwość serca staruszka każe mu nieść pomoc sąsiadce, co też czyni - radując krzepiącą myślą umysł. I gdyby mu ktoś podpowiedział, gdzie jeszcze znajdują się „obiekty” wołające o pomoc, zapewne biegłby tam; bo sam nie widzi tych miejsc... roztargnienie przeszkadza mu widzieć.
Wreszcie przypadek sprawia lub też konieczność, że Sylwester - już pewny tego, czego pragnie - staje oko w oko z wyniosłą przełożoną pensji dla panienek. Nie jest mu to w smak, lecz musi, bowiem od tego spotkania zależy powodzenie jego planu - zamierza „ popełnić zbrodnię”.
Kobieta „mówi, nie otwierając ust”... do czasu. W mig zmienia sposób mówienia, gdy skromny pan wyjawia, że jest członkiem Akademii Francuskiej. Ach tak! Próżność i pospolitość lubi świecić światłem innych... Sylwester o tym wie...
Tu „rozkręca się” akcja. Staruszek - krok po kroku - realizuje swój plan...
W istocie, akcja utworu toczy się powoli. Wplatają się w nią regularnie wyselekcjonowane wspomnienia z dziecięctwa wieku i z czasów młodości bohatera. Są one opisane wyjątkowo subtelnie i niebanalnie. (Dawna to jest literatura i trudno oczekiwać, by wszystkim się podobała. Dziś - nowe kierunki, ale nikt chyba nie powie, że przeszłe to... ”bzdura”).
Mnóstwo ponadczasowych myśli w powieści Anatola France'a zmusza nas – czy chcemy, czy też nie - do refleksji, ale nie takiej, która potem wprawia nas w roztrzęsienie, lecz przeciwnie - uspakaja, bo stwierdzamy, że stare niektóre prawdy - nawet jeśli są straszne – pojęli przed nami inni i ...zgodzili się – musieli się zgodzić - na nie... I raptem - nabieramy wrażliwości serca, jeśli jej nie mieliśmy, bądź mieliśmy zbyt mało...
Język literacki powieści jest wyrazisty, nie męczy czytelnika, właściwie łagodzi złe samopoczucie, aż chce się patrzeć na ten język, bo po prostu przyjemność sprawia, a myśl i przesłanie wnika w umysł czytającego - nie nużąc go wcale.
Zatem, czytajmy!
„Nasze namiętności – to my”. (A.F.)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.