Dodany: 02.11.2010 14:03|Autor: in_dependent

Orologiaio Grande


Nie lubię opowieści o kobietach. Z reguły.

Nie lubię subtelnego mazgajenia się pod przykrywką twardego charakteru i szorstkich manier. Nie lubię użalania się nad sobą z dwuznacznymi zapewnieniami: "Ja sobie prowadzę sama!". Nie lubię, bo nie wierzę w szczęście w samotności.

Lubię za to silnych mężczyzn. Nie, nie jakichś osiłków, ale takich wyrywających kobiety z marazmu za pomocą delikatnego flirtu. Lubię niewinne gierki, prowadzące do wzrostu poczucia bezpieczeństwa i budowania muru zaufania. Lubię niespodziewane wyznania, zagadkowe gesty i ciche: "Potrzebuję cię, kocham cię" szeptane do ozdobionego kolczykiem z perłą ucha.

Kierując się swymi upodobaniami, w żadnym wypadku nie powinnam sięgać po "Dom tysiąca nocy" Mai Wolny, bo powieść ta nie może mi się absolutnie spodobać. Nie mogłabym wejść do świata dwóch mocnych kobiet z charakterem, pozbawionych powabności, w którym to świecie brak prawdziwych mężczyzn.

Owszem, jest Brunon. Ale Bruno to jeszcze dziecko, chore, słabe, osamotnione. Jest Jerzy - niezrozumiany, odrzucony, załamany i odizolowany. Jest też Antonio - prawdziwy macho, rewolucjonista, bojownik. I wreszcie jest Fryderyk - Fryderyk Nietzsche - ale on to już tylko historia.
Rzeczywiście, jest ich tam kilku, ale żaden nie spełnia mych oczekiwań. Nie potrafi cierpliwie wytrwać, czekać. Kochać bez zająknięcia. Nie potrafi wzdychać bezgłośnie, nie skarżąc się na nic. Nie potrafi zaufać. Nie mogłabym polubić powieści, w której żaden mężczyzna nie potrafi po prostu być.

Ale przeczytałam. I polubiłam.

Malwina przybywa do włoskiego Sorrento z szarej Polski. Ma pomagać w domu schorowanej dziennikarce, byłej rewolucjonistce - Carli. Obie kobiety starają się pokazać, że nie są sobie potrzebne, podczas gdy tak naprawdę nie mogą bez siebie wzajemnie egzystować. Carla - bo coraz bardziej opuszczają ją siły. A Malwina - bo czuje, jak ucieka z niej hart ducha. Początkowo łączy je współzależność i wspólne jej ukrywanie. Później także Bruno.

Brunon - wnuk Carli - jest nie w pełni sprawnym młodym mężczyzną, w którym obie kobiety upatrują swoje wybawienie. Obie niestety wpadają w pułapkę emocji, uczuć, z której trudno jest się wydostać bez poczynienia zmian w swym życiu.

Maja Wolny, wyprowadzając nas z miejscowego podwórka, stworzyła w gorącym klimacie włoskiego lata w Sorrento niezwykłą etiudę, po której przeczytaniu trudno jest się otrząsnąć. Wydaje się, jakby te niespełna dwieście stron "Domu tysiąca nocy" zawierało całą prawdę o życiu każdej kobiety - życiu trudnym, naznaczonym złymi wyborami i kłującymi w serce nieszczęściami. Dla mnie jednak ta krótka historia dwóch córek, matek, żon i zarazem kochanek była nade wszystko wskazówką. By dalej szukać sensu, nawet tam, gdzie go nie ma. By nie poddawać się, nie bać. Odważnie kroczyć przez życie i niczego sobie nie odmawiać - zwłaszcza prawdziwej miłości.

I oczywiście by cenić polską współczesną prozę. Bo jest doskonała.


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 761
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: