Dodany: 18.12.2010 19:35|Autor: winky

„Przebudzenie Śpiącej Królewny”, czyli jak sprawić, by seks się znudził


Trudno mi się wziąć za tę recenzję, bo i trudno ocenić coś tak na wskroś erotycznego, że niemal pornograficznego. Nie jest rzeczą łatwą napisać dobrą scenę erotyczną, co dopiero powieść, bo jest to temat, w którym każdy pragnie uchodzić za eksperta i każdy się do czegoś przyczepi. Recenzenci są zatem zwykle podzieleni na bezgranicznie zachwyconych oraz bezwzględnie miażdżących każdy fragment tekstu. Cóż... ja zaliczam się do tej drugiej grupy.

Z twórczością Anne Rice styczności nie miałam dużej. Ot, tylko „Wywiad z wampirem”, który ogólnie był dobrą powieścią, ale mierziły mnie w nim pewne słodkości z rodzaju „wampiry są taaakie boskie i wspaniałe”. „Przebudzenie Śpiącej Królewny” to książka z zupełnie innej półki – o wiele, wiele niższej. Miałam nadzieję na ognisty romans, a zamiast tego dostałam niezbyt sprawnie napisany literacki pornol, jeśli wolno mi użyć takiego wyrażenia.

Przejdźmy jednak do konkretów. „Przebudzenie...” jest jakby ciągiem dalszym wydarzeń ze znanej baśni Charlesa Perraulta. Książę budzi księżniczkę... gwałcąc ją, a potem zabiera do swego zamku i czyni z niej seksualną niewolnicę. I na tym opis fabuły naprawdę mógłby się skończyć. Jedyną ideą, która najwyraźniej przyświecała Rice przy pisaniu tej powieści, jest seks, seks i jeszcze raz seks. Seks w takim natężeniu, że już po piątej stronie niewyszukane opisy przestają wzbudzać jakiekolwiek odczucia, z niesmakiem włącznie. Wszystko to po prostu powszednieje, zaciera się, nudzi. Ileż można czytać o tym, że niewolnicy są wiecznie smagani po pośladkach dłońmi, pasami czy trzepaczkami? Ileż można czytać o niekończącym się bólu wyżej wspomnianych pośladków? Żeby chociaż jakiegoś synonimu użyto dla tego nieszczęsnego, obitego „pośladka”, ale gdzie tam! W kółko i wciąż, i od nowa mamy do czynienia z jednym i tym samym. Niby coś sprawia pozory dziania się – a to oprowadzenie królewny po salach dla niewolników, a to frywolny bankiet, a to erotyczna zabawa dla dworu... ale w tym wszystkim nie dzieje się nic nowego, a fabuła, jak już wspominałam, praktycznie nie istnieje.

Postaci przewijające się przez karty powieści nie zachwycają żadną psychologiczną głębią. Cóż, w sumie czego można się było spodziewać po tym gatunku? Wszystko ogranicza się tu do cielesności, nie ma więc mowy o wyższych uczuciach. A jeśliby uprzeć się, że nie, że jednak wszystko tu jest: rozpacz, miłość i tak dalej... wszystko wciąż ogranicza się do tych samych, płaskich opisów. Zresztą czy dobrym opisem można nazwać wspomnienie o zalanej łzami upokorzenia twarzy? Wspomnienie po raz setny? Nie wydaje mi się.

Razi też infantylność opisów: ciągle tylko Różyczka, guziczki i soczki... Gdyby nie fakt, że powtarza się to przez całą książkę, mogłoby nawet zniesmaczyć. Ale cóż... pozostaje ziewnąć potężnie.

Może i zbyt wiele wymagam, ale sięgając po książkę, która z założenia nie jest arcydziełem, a ma tylko dostarczyć pewnych emocji, oczekuję, że wywiąże się z tego zadania. „Przebudzenie Śpiącej Królewny” nie czyni nawet tego. Najwyższa ocena, jaką jestem w stanie dać temu dziełu, to 1,5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2790
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: