Dodany: 30.12.2010 16:38|Autor: karreu
Uwikłani w prowincję
Ahatanhel (
Śniadanko Natalka)
5/6
Dawno nie czytałam tak dobrego kawałka prozy. Jest jakoś tak zwięźle, absurdalnie i na temat. Z pozoru chaotyczna konstrukcja po przeczytaniu ostatniej strony sprawia wrażenie bardzo przemyślanej. Postacie powykrzywiane jak w gabinecie luster, tak karykaturalne, że gdy odnajdujemy w nich szefa, brata, ojca, matkę, przyjaciółkę, nie możemy wyjść z podziwu. Podobnie jak w przypadku osi fabularnej i opisu szarej, ukraińskiej rzeczywistości.
Ogólnie sprawa wygląda następująco: znika szkoleniowiec przysłany z Holandii do redakcji tygrysowickiej gazety codziennej "KOLT-2". Śledztwu przygląda się kierowniczka działu "Rozrywka", Lichosława Galiczanko. Brzmi jak kryminał? Jednak ta intryga schodzi na daleki plan, ustępując miejsca diagnozom społecznym i obrazowi ukraińskiej prowincji. Najciekawsze w tej powieści są szczegóły, drobiazgi i niusanse: kwestia separacji Galicji, opisy znajomych, przyjaciół i współpracowników Lichosławy, temat pracy magisterskiej dziennikarki. Tu wszystko jest kpiną, ale kpiną mądrą i, jak się zdaje, poruszającą pewne schematy właściwe nie tylko Ukrainie.
Absurdy się piętrzą: fenomen tygrysowicki, pisarze z dyplomem zawodowym stolarza, farbowany szczur, Chateau d'Amour, syndrom sterylności, naczelny piszący pornograficzne wiersze i mnóstwo innych detali, które sprawiają czytającemu zwyczajną przyjemność. Nie mam pojęcia, czemu to się tak dobrze czyta. Widać zajęcia z analizy dzieła literackiego niewiele mi dały. Wiem jednak, że polecam tę książkę ludziom, dla których Gombrowicz jest w porządku, ale trochę za trudny (sama się do nich zaliczam). Śniadanko ma lekkość pióra i iście ułańską (kozacką?) fantazję. Nic, tylko zazdrościć.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.