Dodany: 19.01.2011 20:21|Autor: lirael

Biuro Literackich Podróży Wirtualnych zaprasza


Biuro Literackich Podróży Wirtualnych "Lirael Travel" ma zaszczyt Was zaprosić na wyprawę do innej Wenecji.

Innej - to znaczy odmiennej od wersji pocztówkowej, jaką znamy i hołubimy. Te rozkoszne lazurowe, pomidorowoczerwone, prosiaczkoworóżowe (niepotrzebne skreślić) zachody słońca, kiczowate landszafty z gondolami, słodkie zorze nad laguną. Truman Capote porównał kiedyś pobyt w Wenecji do zjedzenia całego pudełka czekoladek z likierem. Tymczasem nad inną Wenecją nie unoszą się chmurki z waty cukrowej.

Zwiedzając to niezwykłe miasto, przeciętny turysta zwykle ogranicza się do kilku sztandarowych atrakcji turystycznych Serenissimy. Najczęściej jego wzrok rozpaczliwie utkwiony jest w parasolce - rozpoznawczym znaku grupy, którą dzierży nad głową przewodnik. Slalom między tłumami zwiedzających i wyścig do stoisk z pamiątkami stanowią nie lada wyzwanie.

Tymczasem wystarczy odejść kilka kroków od utartego szlaku. Na niespiesznej przechadzce spotkać nas mogą ciekawe niespodzianki. Ludzie wrażliwi, artyści i pisarze mają dar dostrzegania w Wenecji czegoś więcej niż lukrowane widoczki. Jarosław Iwaszkiewicz ujrzał na przykład niepokojące oblicze perły Adriatyku: "Domy Wenecji biegną za nami jak goniące nas kościotrupy – i chcielibyśmy uciec od śmierci do życia, od miasta do morza. Naprawdę to miasto nie żyje"[1].

Wróćmy do naszej wyprawy.

Przewodnik:
Predrag Matvejević. Wybitny humanista, naukowiec, literat. Urodzony w dawnej Jugosławii, obecnie mieszka we Włoszech. Wykładowca uniwersytetu w Zagrzebiu, rzymskiej Sapienzy i paryskiej Sorbony. Autor wielu książek, między innymi "Brewiarza śródziemnomorskiego". Jego pióro ma lekkość piany, z której wynurza się Wenus Botticellego, a przemyślenia są głębokie jak toń Adriatyku. Czytelnikom, którzy z góry przekreślają eseje w obawie przed hermetycznymi dłużyznami, z radością donoszę, że Predrag Matvejević ma dar snucia zajmujących opowieści. Robi to pięknie. Jest nie tylko mistrzem słowa, ale i subtelnym malarzem: "Gdy nic nie poruszy wody w kanałach, poddaje się ona promieniom słońca, cieniom pałaców, grze światła i cieni"[2].

Termin:
Bliżej nieokreślony, uzależniony od dostępności książki w Waszej bibliotece.

Program wyprawy:
Czeka nas mnóstwo atrakcji. A oto kilka z nich:

* Zrozumiemy różnicę między zachodami słońca we wschodniej i zachodniej części Wenecji.

* Nie zapomnimy o chodnikach i posadzkach. Przecież "Patrząc tylko na sklepienie, a nie na grunt, na którym stoimy, na niebo, a nie na ziemię, która nas trzyma, odzwyczajamy się od pokory"[3]. Skrupulatnie policzymy, czy na podłodze kościoła Santa Maria Della Salute rzeczywiście znajdują się trzydzieści trzy róże wyobrażające lata życia Chrystusa.

* Posmakujemy weneckiego wiatru. Dowiemy się, czy naprawdę rzuca cień, czy pachnie i jaki ma kolor?

* Jeśli będziemy mieć odrobinę szczęścia, jeszcze zdążymy pobiesiadować w jednej ze starych gospód - wszak to "najpiękniejsze dzikie kwiaty Wenecji"[4]. Na przykład w Tawernie Turkaweczek, a może U Krasnoludka? Musimy się spieszyć, bo trwa inwazja snack barów, fast foodów i pubów.

* Zajrzymy na cmentarzyk psów w ogrodzie przy pałacu, w którym mieści się teraz Galeria Sztuki Nowoczesnej. Może uda nam się podejrzeć, kto regularnie zostawia tam róże?

* Sprawdzimy, jak brzmią kroki na weneckich mostach. Wieczorem i rano, na deszczu i wietrze.

* Nie zapomnimy o cmentarzu mew po zachodniej stronie laguny, koło bagien Fondi dei Sette Morti. Przylatują tam stare ptaki tuż przed śmiercią. "Pozwalają jedne drugim spokojnie cierpieć i umrzeć"[5].

* Poszukamy serca w cegle nieopodal Salizzady del Pignater. Legenda głosi, że dotknięcie "cuore in mattone" gwarantuje spełnienie życzenia, o ile jest uczciwe i nikogo nie skrzywdzi. Najpóźniej za rok powinno się urzeczywistnić.

* Miejmy nadzieję, że zdołamy usłyszeć "Muzykę na wodzie" Vivaldiego. Podobno wiatr wciąż niesie ją z pianą fal. A w Canal Grande będziemy uważnie wypatrywać Byrona. Miał zwyczaj tam pływać, trzymając nad wodą latarnię.

W trosce o państwa bezpieczeństwo z pewnością nie wybierzemy się do Gran Tesoro, gdzie powietrze niedostrzegalnie zamienia się w mur - problem w tym, że nie wiadomo, jak stamtąd wrócić. Na pewno nie zapuścimy się też w labirynty Cannaregio. Zamieszkuje je podobno ezoteryczna wspólnota. Kategorycznie odradzamy też wchodzenie do kościołów, których nie ma na mapach i w przewodnikach. Ryzykujecie spotkanie z lubieżnymi mniszkami. Jeśli natomiast natkniecie się na tajemniczą staruszkę z kotem syjamskim na ręku, przechadzającą się od San Giacomo do Ruga Rialto i z powrotem, nie zaczepiajcie jej. Prosimy też nie drażnić kota. Niestety, wszystko wskazuje na to, że sędziwa pani jest duchem.

Życzymy niezapomnianych wrażeń! Inna Wenecja, do której zabiera nas Predrag Matvejević, to miejsce niezwykłe, zachwycające sprzecznościami: "Obydwie są w nas: Wenecja i Serenissima, historia i mit, obraz i ułuda"[6].

Uwaga!
Za serce pozostawione w innej Wenecji nasze biuro nie odpowiada.



---
[1] Jarosław Iwaszkiewicz, "Podróże do Włoch", Państwowy Instytut Wydawniczy, 2008, s. 24.
[2] Predrag Matvejević, "Inna Wenecja", tłum Danuta Cirlić-Straszyńska, wyd. Fundacja Pogranicze, 2005, s. 17.
[3] Tamże, s. 100.
[4] Tamże, s. 94.
[5] Tamże, s. 66.
[6] Tamże, s. 132.


[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8741
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.01.2011 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Biuro Literackich Podróży... | lirael
Prześliczna recenzja! Już gdzieś o tej książce czytałam, a teraz przypomniałaś mi ją na tyle wymownie, że natychmiast pakuję ją do schowka!
Użytkownik: lirael 24.01.2011 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Prześliczna recenzja! Już... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, cieszę się niesamowicie, że "Inna Wenecja" Cię zainteresowała. To wyjątkowo urokliwa książka. Podobno nie najłatwiej ją zdobyć, ale ja miałam szczęście, bo stała sobie spokojnie na półce w osiedlowej bibliotece.
Mam nadzieję, że Serenissima w literackim obiektywie Matvejevića spodoba Ci się tak bardzo jak mnie.
Użytkownik: paren 24.01.2011 17:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, cieszę się niesamowi... | lirael
W mojej bibliotece też jest i przed chwilą ją sobie zamówiłam.
To kolejna książka, którą przeczytam dzięki Twojej recenzji. :-)
Użytkownik: lirael 24.01.2011 17:46 napisał(a):
Odpowiedź na: W mojej bibliotece też je... | paren
Paren, miałam okazję się przekonać o tym, że Twoja biblioteka jest niezawodna nawet w sytuacjach ekstremalnych! :) Jeszcze raz dziękuję za pomoc w zdobyciu książki nie do zdobycia. Ogromnie wzruszyła mnie Twoja bezinteresowna życzliwość.
Życzę Ci niezapomnianych przechadzek po Wenecji z Predragiem Matvejevićem.
Użytkownik: paren 24.01.2011 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Paren, miałam okazję się ... | lirael
Lirael, cała przyjemność po mojej stronie. :-)
Na pierwszy spacer po Wenecji, z Tobą i Predragiem Matvejevićem, wybiorę się już jutro po zachodzie słońca. Czuję, że będzie to wspaniały wieczór. Dziękuję Ci i pozdrawiam. :-)
Użytkownik: margines 25.01.2011 22:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Lirael, cała przyjemność ... | paren
Wenecja o zachodzie słońca, no coś niesamowitego:)!
Użytkownik: ostka 25.01.2011 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Biuro Literackich Podróży... | lirael
Znowu przepiękna recenzja, Lirael :) Wyśmienicie oddałaś nastrój tej podróży. Te wszystkie stare studnie, nieistniejące tawerny, zatopione wyspy, eh :) "Inną Wenecją" zostałam obdarowana swojego czasu i przeczytałam jednym tchem. Urocza lektura. Genialne wyczucie szczegółu, który staje się punktem wyjścia, początkiem poznania, pozwala na odrzucenie kulturowej narośli, w którą uzbrojony przyjeżdżasz, a która uniemożliwia prawdziwe zobaczenie tego, co przyjechałeś zobaczyć.
PS. Recenzja "Mądrości z Doliny Muminków" też prześliczna. I godny polecenia blog :)
Użytkownik: lirael 26.01.2011 12:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Znowu przepiękna recenzja... | ostka
Ostko, mimo minusowej temperatury po przeczytaniu Twoich słów zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu!
Bardzo Ci dziękuję za tę termiczną magię. :)
Cieszę się, że podzielasz mój zachwyt "Inną Wenecją".
W przypadku "Serenissimy" ta narośl, o której piszesz (świetne porównanie!), jest naprawdę ogromna, czasem tak wielka, że nie pozwala nam patrzeć samodzielnie.
Marzyłyby mi się "Inny Paryż", "Inna Toskania", "Inna Barcelona", "Inna Prowansja" i wiele, wiele "Innych". :)
Użytkownik: ostka 26.01.2011 15:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ostko, mimo minusowej tem... | lirael
"W przypadku "Serenissimy" ta narośl (...) jest naprawdę ogromna, czasem tak wielka, że nie pozwala nam patrzeć samodzielnie." O to właśnie chodzi, nie tylko w przypadku Wenecji. Żyjąc w świecie liter i obrazków, zaczynasz się w końcu zastanawiać, czy ja to naprawdę widziałam, czy tylko gdzieś przeczytałam i teraz dokonuję projekcji. To, co widzisz, przywodzi na myśl to, co przeczytałaś, a powinno być chyba odwrotnie. Próbowałam kiedyś w ten sposób wędrować po małych miasteczkach Francji, nieopisanych w żadnym przewodniku, czasami niepostrzeżenie przechodzących w krajobraz wiejski, gdzie nie mogliśmy kupić chleba, bo przecież niedziela; "mam dużo chleba, zaraz coś wam dam" słyszeliśmy od przemiłych, grubych Francuzek w kwiecistych fartuchach, notabene znacznie życzliwszych niż Francuzi w dużych miastach, po czym lądowaliśmy w niestrzyżonej trawie nad rzeką, nie tylko z chlebem, ale i czymś do chleba, popijając domowym winem, do wyboru białe lub czerwone, nalewane chochelką, rocznik bieżący. W miasteczkach tych zagłębiałam się w boczne uliczki i odkrywałam ciche perełki: stare ujęcia wody ozdobione kamiennymi, anonimowymi rzeźbami, płaskorzeźby na rozpadających się kamieniczkach, krużganki tam, gdzie nikt by się ich nie spodziewał. Ach, jaką frajdę miałam, próbując te cuda datować. Teraz w szufladzie zalegają stosy zdjęć bliżej niezidentyfikowanych szczegółów architektonicznych. Włócząc się kiedyś bez celu po zalanym słonecznym blaskiem białym płaskowyżu trafiłam całkiem przypadkiem do winnic, które okazały się być winnicami założonymi przez księcia Józefa Poniatowskiego. Właściciel przyjął nas niczym jakichś spadkobierców. :) Żałuję, że "Inna Wenecja" nie trafiła w moje ręce zanim wyruszyłam w podróż do Italii. Obiecuję sobie co prawda, że jeszcze tam pojadę, ale póki co w grę wchodzą raczej podróże książkowe. Na półce czeka już "Miasto spadających Aniołów" Johna Berendta.

A tak w ogóle, miło się czuję w roli piecyka. :) Pozwól, że się zrewanżuję. Twoje recenzje też mają właściwości grzewcze. Gdy dokoła śnieg, a na dworze szczypie w nos, zawsze można skorzystać z oferty Biura Literackich Podróży Wirtualnych "Lirael Travel" lub rozgrzać się muminkowymi myślami.
Użytkownik: lirael 28.01.2011 06:30 napisał(a):
Odpowiedź na: "W przypadku "Serenissimy... | ostka
Drogi Piecyku :), ogromnie Ci dziękuję za to, że zechciałaś podzielić się wspomnieniami i wrażeniami z podróży.
Grube Francuzki?! To brzmi prawie jak "Mróz gorejący, ogień lodowy" Morsztyna.:) Sądzę, że w metropoliach stanowią rzadszy widok.
Typ zwiedzania, o którym tak ślicznie piszesz, mnie odpowiada bardzo, sprawia mi znacznie więcej radości niż "zaliczanie zabytków". Dwa lata temu odbyliśmy z mężem podobną wyprawę do Toskanii. Dzięki Twoim pięknym słowom rozmarzyłam się i zaczęłam intensywnie marzyć o wakacjach!
Planując kolejne wyjazdy, pamiętajmy o tym, że "Nie wolno podróżować samemu. Samotny podróżny wykonuje coś w rodzaju pracy przymusowej. Podróżować można jedynie w towarzystwie taktownym, budzącym zaufanie. Towarzystwo kobiety o duszy wrażliwej i czułej bądź uważnego i cierpliwego przyjaciela uwielokrotnia przeżycia doznawane w podróży, potęguje barwność rzeczy godnych zobaczenia, pomaga zrozumieć to wszystko, co pokazuje nam szlak podróży i sam świat."
Sándor Márai, "Księga ziół", tłum. F. Netz, Czytelnik, 2006, s. 42-43.
Użytkownik: ostka 28.01.2011 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Drogi Piecyku :), ogromni... | lirael
Nie wiem, jak to się stało, Lirael, nie zamierzałam wcale wspominać. Teraz? W środku zimy? Kiedy tyle spraw na głowie i ani śladu po wiewiórkach, które jeszcze przed chwilą, jak mi się zdawało, buszowały po przydomowym świerku, pamiętającym czasy, gdy mierzyłam 100 cm? Samo tak jakoś wyszło, nie mogłam się powstrzymać. To Twoja wina, a raczej oferty prześwietnego BLPW, że w tak niesprzyjających okolicznościach przyrody cisną się przed oczy obrazy kiedyś widziane i chwile dawno przeżyte.;)
Kocham podróże, prawdziwe, nie wycieczki (proszę państwa, po lewej stronie kościół, po prawej stronie kościół, proszę nigdzie nie odchodzić, idziemy dalej, brrr). Jeszcze niedawno co roku wybieraliśmy się z mężem w drogę pełną niespodzianek, planując tylko z grubsza, stawiając na spontaniczność. Teraz przybyła nam pewna mała osóbka, więc póki co pozostaje marzyć, czytać i wspominać. Należą Ci się więc podziękowania za ożywienie wspomnień. :)

PS. Mała zmiana tematu. :) Narobiłaś mi apetytu swoją czytatką na panią Penelopę Fitzgerald. Na podręcznej półce leży już "The Blue Flower" i się do mnie uśmiecha. Musi trochę poczekać, bo zacznę czytać pewnie dopiero za dwa, trzy tygodnie. Dzięki. :)
Użytkownik: lirael 28.01.2011 18:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, jak to się stał... | ostka
Wspomniana przez Ciebie Osóbka wkrótce się przyłączy do Waszych wędrówek i będzie mini-flâneurkiem/flâneurką. :) To dopiero będzie wspaniałe podróżowanie i wspólne zachwycanie się światem.
Straszliwie się cieszę, że rozpętałam penelopiadę. :) Sądząc na podstawie opisów i opinii innych czytelników "The Blue Flower" powinien nas oszołomić swoim zapachem.
Buszowałam w Twoich ocenach i wynotowałam sobie kilka pozycji do upolowania, które niesamowicie mnie zaciekawiły.
Na czele listy jest Matematyka Niny Gluckstein (Vilar Esther).
Zapowiada się rewelacyjnie!
Użytkownik: ostka 28.01.2011 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspomniana przez Ciebie O... | lirael
Matematyka Niny Gluckstein (Vilar Esther) to absolutnie godna polecenia lektura. Książka doskonała pod względem formalnym, konstrukcyjna perełka. Piekielnie inteligentna, trafiająca w sedno opowieść o miłości, jedna z piękniejszych, jakie czytałam. Niezwykle rzadko przyznaję książkom szóstki, jeśli przyznaję, to znaczy, że w mojej ocenie są naprawdę nadzwyczajne lub mają dla mnie wartość sentymentalną. "Matematyka" to ten pierwszy przypadek. W schowku w ciasnocie okrutnej upchnięte czekają Siedem pożarów Mademoiselle (Vilar Esther) i Na dziewczęcej skórze (Vilar Esther).

Co do moich ocen, coś się z nimi ostatnio stało. :( Ze zdziwieniem odkryłam, że niektóre nie mają nic wspólnego z moimi faktycznymi ocenami. Np. "Sto lat samotności" miało ocenę 3! Wyobrażasz to sobie? Ukochana książka, którą z cała pewnością oceniłam na 6. "Miłość w czasach zarazy" - 2,5! Niektóre oceny zniknęły. Pozycje, które przeczytałam, miały adnotację "nie jestem zainteresowana". Straszliwy bałagan. Poprawiłam to, co zdołałam wyłapać, stąd jako ostatnio ocenione znalazły się książki czytane dawno temu. M.in. "Inna Wenecja". Nieszczęścia żadnego nie ma, tylko trochę zamieszania, ale zastanawiam się, jak to się mogło stać.
Użytkownik: lirael 30.01.2011 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Matematyka Niny Gluckstei... | ostka
Sprawdziłam swoje oceny, ale na szczęście wyglądają tak jak zawsze. Mam nadzieję, że chochlik, który Ci w nich napsocił, nie ma zamiaru wrócić.
Przy szóstkach kieruję się identycznymi zasadami jak Ty.
"Matematyka Niny Gluckstein" powędrowała do schowka. :) Zapowiada się rewelacyjnie!
Użytkownik: margines 25.01.2011 22:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Biuro Literackich Podróży... | lirael
No i znowu ktoś "SPUCHŁ!" mi schowek!
Na całe szczęście (Czyżby?) TYM RAZEM to nie misiak.

Wenecja... MIÓD!
Zachód słońca - coś wspaniałego!

Te dwie rzeczy jednocześnie?

Książka DO SCHOWKA i do przeczytania być może jeszcze DO czwartku:)
Użytkownik: lirael 26.01.2011 12:42 napisał(a):
Odpowiedź na: No i znowu ktoś "SPUCHŁ!"... | margines
Na spuchnięty schowek polecam kompresiki ze świeżutko przyniesionych z biblioteki książek! :)
W czwartek powiadasz? To już całkiem niedługo. Bardzo się ucieszę, jeśli zechcesz poświęcić kilka chwil na podzielenie się wrażeniami z lektury "Innej Wenecji".
Fragment o zachodach słońca jest naprawdę ciekawy i mam nadzieję, że Tobie też się spodoba. Okazuje się, że miałam rację traktując podejrzliwie te psychodeliczne, jaskrawe widoki na pocztówkach, plakatach, itp. A nawet na okładce książki Marleny de Blasi. Tysiąc dni w Wenecji (Blasi Marlena de)
Miłej lektury!
Użytkownik: margines 26.01.2011 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Na spuchnięty schowek pol... | lirael
Książka siedzi już wygodnie w torbie, zaraz po pracy pędzę na film "chłopiec z latawcem" http://www.filmweb.pl/Chlopiec.Z.Latawcem, a wieczorem... czeka mnie lekturka:)
Użytkownik: margines 26.01.2011 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Na spuchnięty schowek pol... | lirael
Zaaplikowałem sobie taki kompres w postaci...wspomnianego filmu:)!
Wszystko doprawiłem niezawodnymi kroplami.
Obudził we mnie albo raczej poruszył chciałoby się rzec "milion małych kawałków" i to... prawda!
Wcześniej i to dosłownie "chwilę" wcześniej BARDZO podobnie podziałała na mnie lektura książki Przekwitający mak: AIDS - ostatnie miesiące pewnej miłości (Gabriel Josef) czy film "Samotny mężczyzna" http://www.filmweb.pl/film/Samotny+m%C4%99%C5%BCcz​yzna-2009-493189
Teraz już jestem w domu, a wieczorem zaplikuję sobie kolejny kompres - wyszperaną "polecankę":)
Użytkownik: lirael 28.01.2011 05:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaaplikowałem sobie taki ... | margines
"Chłopca z latawcem" czytałam, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Filmu jeszcze nie odważyłam się obejrzeć.
Udanego spaceru po Wenecji! :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: