Dodany: 27.01.2011 21:06|Autor: lirael
Kieszonkowiec z krainy Oz
Oczarowanie – ten wyraz chyba najlepiej oddaje moje wrażenia z lektury "Dotknij wiatru, dotknij wody". Słowa Oza działały na mnie jak magiczna muzyka na gryzonie w legendzie o fleciście z Hameln. Dotknęłam nie tylko wiatru i wody, ale również nieba. Dobrze, że nie słuchałam audiobooka, bo mogłabym poszybować w powietrze jak Pomeranz, bohater tej książki.
Już sam tytuł zapowiada poetyckie walory prozy autora "Opowieści o miłości i mroku". Hebrajska wersja oryginalna, "La-ga'at ba-majim, la-ga'at ba-ruach", moim zdaniem brzmi jeszcze bardziej baśniowo i muzycznie. To, że powieść czyta się z zachwytem, jest również zasługą tłumaczki. Nie wiem, na ile ten przekład jest wierny (książkę przetłumaczono nie bezpośrednio z hebrajskiego, a z angielskiego). Na pewno jest piękny. Podobnie jak subtelna, skromna okładka książki.
Akcja wydanej w roku 1973 powieści rozpoczyna się w polskim miasteczku. Pomeranz jest Żydem. Uczy matematyki i amatorsko naprawia zegarki. Poznajemy też jego powabną żonę, Stefę. Wybucha wojna. Pomeranz ucieka do lasu. Tak rozpoczyna się jego długa wędrówka do Ziemi Obiecanej, pełna niebezpieczeństw i dziwnych zdarzeń.
Rzeczywistość okupacyjną poznajemy dzięki Stefie, która zostaje w miasteczku i postanawia zaopiekować się sędziwym profesorem Zajickiem. Zamieszkują razem. Obydwoje wierzą, że prawdziwe niebezpieczeństwo gnieździ się wewnątrz człowieka i tak naprawdę nie ma przed nim ucieczki. Kreśląc realia wojenne Oz stara się obiektywnie ocenić stosunek Polaków do Żydów. Ukrywającemu się w lesie Pomeranzowi wieśniacy podrzucają pieczoną gęś. Z drugiej jednak strony mamy postać odrażającego ogrodnika zwanego – o ironio! – Rany Jezus, który kategorycznie żąda haraczu za milczenie.
Dalsza część powieści – moim zdaniem, trochę mniej udana – przedstawia powojenne losy bohaterów. Czy Pomeranz dotarł do Izraela? Co stało się ze Stefą i profesorem? Co mają z tym wszystkim wspólnego rosyjscy szpiedzy i niedźwiedź? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w "Dotknij wiatru, dotknij wody".
W prozie izraelskiego pisarza fantazja płynnie splata się z realizmem. Na przykład więziony przez Niemców Pomeranz ucieka przez komin, a następnie przemierza całą Europę frunąc nad ziemią. Unosząc się w powietrzu nad wioskami i miasteczkami, przypomina postać z obrazu Chagalla. Jego gra na organkach powoduje zakończenie wojny. A oto kolejny przykład nadzwyczajnych, wręcz boskich zdolności: "W końcu Pomeranz wyciągnął do nieba długie, wychudłe ramię i przezroczystą dłoń, odsunął księżyc na bok i sypnął garść gwiazd na ciemnokrąg"[1]. To realizm magiczny rodem z Macondo. Jednemu z bohaterów, baronowi von Topf, nagle wyrasta ogon!
Baśniowy surrealizm i symbolika zwierzęca pozwalają autorowi opowiadać o rzeczach niewyobrażalnie strasznych w sposób możliwy do przyjęcia. Trochę podobny zabieg zastosował Yan Martel w "Życiu Pi". Oz łączy piękno i powagę z rubasznością: "zło metafizyczne jest więc niepochwytne, zło ziemskie zaś rozsiewa smrodliwą woń słoniny"[2].
Poza umiejętnością dostrzegania magii w prozie życia, Oz ma dar tworzenia sugestywnych, a wręcz zmysłowych opisów, których poetyckie piękno odurza czytelnika jak zapach bzu: "Tymczasem Galilea budziła się wśród kłębiących się aromatów wiosny. Każdego ranka wszystko było skąpane w wilgotnym świetle. Zamyślone wzgórza wpadały w ekstazę, płonęły z czerwonymi anemonami, wirowały beztrosko, oszołomione zmiennym oświetleniem"[3]. Czytając ten fragment poczułam się niemal jak opisywane wzgórza. Na długo zostanie mi też w pamięci wietrzyk, który "zdawał się ciągnąć za sobą delikatny, ruchomy woal światła"[4].
W jednym z wywiadów autor "Dotknij wiatru, dotknij wody" porównuje pisarza do... kieszonkowca. Twórca "podkrada cudze historie, domyśla się ich ciągu dalszego, wypełnia ledwo zarysowane kontury narracji i prowadzi postaci w nieznaną stronę"[5]. W sercach wielu czytelników Oz skazany jest na dożywocie.
---
[1] Amos Oz, "Dotknij wiatru, dotknij wody", tłum. Danuta Sękalska, wyd. Muza, 1998, s. 73-74.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże, s. 122.
[4] Tamże, s. 112.
[5] Grzegorz Jankowicz, "Kogo kocha Amos Oz?", "Tygodnik Powszechny", 9 stycznia 2011, nr 2(3209), s. 34.
[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.