Dodany: 04.03.2011 21:46|Autor: Pennywise

Uważaj na komórkę!


W powieści trup ściele się gęsto. Po odebraniu telefonu komórkowego ludzie przemieniają się w „telefonicznych” i sieją spustoszenie. Mordują niczym automaty, funkcjonują w dzień, a w nocy gromadzą się na stadionach i leżąc jak kłody „ładują się” w takt muzyki z magnetofonów. Pod wodzą Łachmaniarza vel rektora Harvardu zaczynają się gromadzić w stada, lewitują i praktykują telepatię. Grupka tych, co przeżyli, bo nie posiadali komórek, próbuje przetrwać unikając „telefonicznych”. Przemieszczają się pieszo nocą. Clay chce odnaleźć syna i żonę, Alice straciła matkę, a Tom opuścił dom i ukochanego kota. Przy okazji wędrówki udaje im się podpalić cały stadion leżakujących w nocy „telefonicznych”, co oczywiście wywołuje zrozumiałą wściekłość i chęć odwetu pozostałych zombie. Ratunkiem wydaje się jakiś teren w stanie Maine, gdzie telefony nie mają zasięgu. Banalne? Być może. Pewne elementy w powieści, np. wędrówka po zniszczonej Ameryce, pojawiły się we wcześniejszej powieści, „Bastion”. Tam czynnikiem niszczącym był wirus, tu jest to jakiś oddziałujący na podświadomość sygnał w telefonie, kasujący pamięć delikwenta, który odebrał telefon. Tam pojawił się tajemniczy mężczyzna w czarnym płaszczu, tu jest to odrażający, pokiereszowany typ w bluzie z napisem „Harvard”. Pewne powtórzenia są nieuniknione, ale jak na Kinga to trochę za mało. Powieści brakuje przede wszystkim nastroju tak dobrze znanego z „Lśnienia”, „Christine”, „To” czy „Miasteczka Salem”. Szaleńcy wgryzający się w gardła, tryskająca krew, płonące ciała, chaos i totalne zniszczenie – to ograne schematy, które już nie robią takiego wrażenia. Brak wielowątkowości, pewnego rozbudowania epizodów, które właśnie w powieściach Kinga często stają się znaczące i jednocześnie niepokojące. Nie ma tu niedomówień, wszystko jest zbyt oczywiste, a właśnie niedomówienia i niepewność tworzą nastój grozy. Brakuje nagłych zwrotów akcji, fabuła nie zaskakuje, można nawet powiedzieć, że jest zbyt przewidywalna, a „telefoniczni” są banalni i niestraszni. W zasadzie nie wiadomo, skąd wziął się „puls” - czynnik powodujący przemianę normalnego w „telefonicznego”, nie wiadomo, po co „telefoniczni” gromadzą się w stada – pomijając ładowanie, kim jest ich przywódca i kto to wszystko spowodował. Odnosi się wrażenie, że powieści brakuje sensu, bo właśnie wyjaśnienie niedomówień i zagadek pozwala czytelnikowi na intelektualną zabawę i zweryfikowanie własnych domysłów na temat całej akcji książki. Bohaterowie są bez wyrazu i charakteru, które to cechy zazwyczaj mają bohaterowie powieści Kinga. Co ciekawe, z dat podanych na końcu powieści wynika, że „Komórka” powstała mniej więcej w tym samym czasie co „Historia Lisey”, a „Historia Lisey” to powieść dobra, w której King znakomicie zrealizował swój talent literacki. Tu z kolei zamiast utalentowanego pisarza obserwujemy rzemieślnika, który pisząc, myśli już o fajrancie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1081
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: