Dodany: 21.04.2008 18:48|Autor: dansemacabre

Kim jesteś, MaryMarie?...


Mary? Marie? A może albatros ukryty w kobiecym ciele, który próbuje wzbić się ponad swoje lęki gromadzone pod białymi skrzydłami, które bynajmniej nie są niewinne? O kim jest ta powieść? O tej, która opowiada o innej, czy o tej, która usiłuje siebie opowiedzieć? O tej, która oksymoronicznie zabiera głos w swoim milczeniu, czy o tej, której odebrana jest mowa, bo nie jest w stanie ująć w słowa tego, co chce powiedzieć? Kim jest bohaterka nowej powieści Axelsson? I czy możemy mówić tutaj o bohaterce? Czy ta, która nazywa siebie dwoma imionami i ta, której tożsamość ukrywa się gdzieś pomiędzy dwoma trudnymi do określenia bytami jest jednocześnie kobietą z krwi i kości? Czy nie mamy tutaj do czynienia z symboliczną fantazją, z pełnym urokliwego piękna moralitetem o zdobywaniu wiedzy o sobie samej? I czy naprawdę Axelsson napisała tę powieść po to, aby demistyfikować kobiece pragnienia i doznania oraz ujawniać silny ból istnienia? A może chodzi w tej wielowątkowej opowieści psychologiczno–obyczajowej o budowanie prawdy na rozstajach kłamstw i celowe wikłanie narracyjne ujawniające bardzo proste w gruncie rzeczy przesłanie? Cokolwiek by napisać o tej książce, na pewno trzeba przed nią przestrzec. Szwedzka pisarka eksploatuje emocjonalnie czytelnika na każdej stronie. Nie sposób tej powieści czytać bez zaangażowania. Nie sposób się od niej oderwać. Nie sposób nie poczuć bólu tej, która jest naprawdę i tej, która w swej fikcji podważa autentyczność pozornych oczywistości.

Niniejsza recenzja – tak jak ta książka – jest w gruncie rzeczy tekstem pytań, a nie odpowiedzi. Nie jestem w stanie bez obawy użyć któregokolwiek imienia głównej bohaterki, nie jestem także w stanie łączyć ich w całość, jak czynią to przyjaciele i rodzina MaryMarie. Trudno pisać o powieści, która wydaje się od początku schizofrenicznym strumieniem świadomości, a która jest tak naprawdę ustawicznym stawianiem pytań o to, o co pytać nie ma potrzeby. Axelsson tworzy postać żyjącą w lękach i frustracji. Kobietę, która ustawicznie czegoś się obawia i której obawy urastają momentami do paranoicznych stanów niepewności własnego jestestwa. Sama mówi o sobie w następujący sposób: „Zawsze się bałam. Bałam się być brzydka i bałam się być piękna. Bałam się za bardzo zbliżyć do drugiego człowieka i równie mocno obawiałam się odrzucenia. Bałam się drwin. Bałam się oskarżeń, że się mylę, i równie mocno obawiałam się uznania mnie za arogancką, kiedy miałam rację”*. Życie z piętnem lęku staje się egzystencją na wskroś nierealną – tak samo, jak pozornie nierealne wydaje się oddzielenie Mary od Marie i zrekonstruowanie losów ich obu (jeżeli możemy w ogóle podejrzewać, że są jakieś obie). Jeszcze jedno zdanie z książki jest swoistym kluczem interpretacyjnym całości utworu. Bohaterka bowiem czyni takie zwierzenie: „Zawsze lubiłam przyglądać się mojemu światu z zewnątrz”**. Możliwe więc, że wielowarstwowa struktura semantyczna i fabularna „Tej, którą nigdy nie byłam” rozpina się po mistrzowsku między tym, co wewnętrzne, a tym, co wokół. Mamy więc liczne i rozmaite „przyglądania się” w tej powieści. Przyglądamy się przede wszystkim ogarniętemu obsesjami i traumami współczesnemu człowiekowi.

Kluczowe znaczenie dla rozwoju zdarzeń rozpiętych na granicy rzeczywistości i zmyślenia jest małżeństwo MaryMarie ze Sverkerem, którego bliżej nieokreślona siła wypycha z okna w jednym z zaściankowych państw wschodniej Europy i skazuje na dożywotnie kalectwo. Mamy tutaj do czynienia z małżeństwem fałszu, o którym bohaterka mówi: „Od samego początku myśleliśmy, że małżeństwo zostało ustanowione po to, by dać człowiekowi innego człowieka, przed którym będzie miał sekrety”***. Chociaż trauma wzajemnego bycia razem, okrucieństwo kolejnych poronień i bolesność zdrad męża wydają się świadczyć o tym, że ten toksyczny związek jedynie wyniszcza i wypala, jest w nim jednak miejsce na miłość. Chorą i kaleką, ale jednak miłość. Czy to owa miłość nakaże wyciągnięcie wtyczki respiratora, zakończy życie Sverkera i zamknie MaryMarie w więzieniu na długie lata? A może miłość pozwoli być nadal przy oschłym i nieczułym kalece, którego jedyną pasją jest namiętne słuchanie wciąż tego samego utworu Procol Harum?

Ta książka utkana jest z możliwości, z możliwych rozwiązań, ze znaków zapytania i stanów emocjonalnych, o jakich trudno jest w ogóle napisać. W tej książce, poza egzystencjalną opowieścią o nieładzie duszy i niespójności tożsamości, znajdą się wypowiedzi i wypisy komentujące cały umowny ład. Inkrustowana możliwymi rozmowami, faksami, możliwymi listami, nagłówkami gazet i notami prasowymi, historia niemożliwa i zarazem prawdziwa do bólu tworzy godny zapamiętania pamiętnik kryzysu doświadczenia samego siebie.

Dygresyjność narracji tej powieści wzmacnia dodatkowo jej autentyczność. Mimo wszelkich możliwych niejasności i skomplikowanych znaków zapytania, Axelsson stworzy galerię przekonujących postaci młodej, nastawionej na sukces i deptanie bliźnich nowej Szwecji, której chłód jest tak silny, że chwilami ta opowieść może oszronić nasze dłonie…



---
* Majgull Axelsson, "Ta, którą nigdy nie byłam", tłum. Katarzyna Tubylewicz, wyd. W.A.B., 2008, s. 51.
** Tamże, s. 138.
*** Tamże, s. 222.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6588
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: norge 23.04.2008 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Mary? Marie? A może albat... | dansemacabre
Już pisałam, że twoja recenzja najnowszej książki Axelsson jest świetna! Ja potraktowałam jej powieśc bardziej dosłownie, choc oczywiście dostrzegam w niej pewien symbolizm i rozprawę o zdobywaniu wiedzy o sobie samym.
Bardzo mi się podoba ostatnie zdanie o "nowej Szwecji, której chłód jest tak silny, że chwilami ta opowieść może oszronić nasze dłonie…" Dotąd o tym tak nie myślałam, ale to prawda - jest we wszystkich książkach Axelsson jakiś taki chłodny, skandynawski klimacik :-)
Użytkownik: jurgen_richter 10.09.2008 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Już pisałam, że twoja rec... | norge
Muszę uczciwie przyznać, że Wasze (obie :) ) recenzje zachęciły mnie do sięgnięcia po książki tej autorki. Jestem zafascynowana, zadziwiona, nawet lekko zszokowana... Zaskoczyło mnie, że pisarka idzie jakąś dziwną drogą, mało przewidywalną. Wszystkie kobiece dramaty służą tu chyba właśnie szokowi, wytrąceniu z miłego poczucia "czytam, więc mnie to nie dotyczy" - uwielbiam ten zabieg w sztukach wszelkich ;). I ten chłód współczesności. W dodatku wciągnęły mnie same historie.
Choć sądzę, że WAB zaszalało z cenami książek Axelsson, to nie żałuję wydanych pieniędzy. Jeszcze raz dzięki za rekomendację.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: