Dodany: 27.11.2008 14:04|Autor: p.a.

Ten telefon warto odebrać


Pamiętam coś na kształt zażenowania... Na jakiejś stronie zajmującej się literaturą grozy przeczytałem krótką notkę na temat fabuły "Komórki" i po raz pierwszy w życiu poczułem wstyd, że lubię twórczość Stephena Kinga. No bo cóż to za pomysł, by ludzie po odebraniu komórki zamieniali się w zombie? Idea wydawała się idiotyczna, nie wspominając już nawet o tym, że ostatnimi laty wątek "żywych trupów" został wyeksploatowany tak, że trudno było chyba o świeżą wypowiedź na ten temat. Po lekturze "Komórki" naszła mnie jednak bardzo oklepana myśl: przyjemnie jest się czasem mylić.

Główny bohater, rysownik komiksów Clayton Riddell, przebywa w Bostonie, gdzie właśnie podpisał lukratywny kontrakt z firmą wydawniczą. Krótko jednak trwała jego radość, gdyż tego samego dnia o godzinie 15:03 rozpoczęło się zjawisko nazwane później Pulsem. Każdy, kto odebrał telefon komórkowy, po krótkiej chwili przemieniał się w rozszalałą bestię atakującą wszystkich na swojej drodze. Tak, jakby sygnał telefonu obudził w nich najbardziej pierwotne instynkty. Clay jest względnie bezpieczny - nie używa komórek. Jednakże martwi się bardzo o losy swojej rodziny. Tymczasem na jego oczach rozgrywają się dantejskie sceny...

O tym, że King dobrze "czuje" klimaty apokaliptyczne, wiemy już od czasów "Bastionu". Opisy z "Komórki" nie są może tak sugestywne, jednakże wciąż robią wrażenie. Tyle tylko, iż na tym etapie lektury łatwo postawić Kingowi zarzut (auto)plagiatu. Bo w gruncie rzeczy przypomina to wszystko, co można było zobaczyć w filmach o żywych trupach (dedykacja dla George'a Romero na początku książki nie jest przypadkiem), przefiltrowane przez doświadczenia Kinga z okresu tworzenia wspomnianego już "Bastionu". Również w "Komórce" ci, którzy przetrwali, formują małe grupki i pieszo pokonują obszar USA w poszukiwaniu jakiegoś azylu. Clay pragnie dotrzeć do Kent Pond w stanie Maine, gdzie ma nadzieję dowiedzieć się czegoś o losach swojej rodziny. Może liczyć na pomoc Toma i nastoletniej Alice, z którymi los połączył go w momencie rozpoczęcia Pulsu. Wracając jednak do zarzutu plagiatu. Otóż King był w stanie tchnąć w sztywne schematy nowe życie. Gdyż bohaterowie bardzo szybko dokonują odkrycia, iż "telefoniczni" ewoluują w jakiś dziwny sposób, przejawiając na przykład formy zachowania stadnego. Dodatkowo pojawia się pytanie dotyczące miejsca przebywania ofiar Pulsu podczas nocy. Niezależnie od odpowiedzi, już w tym momencie wiadomo, że "telefoniczni" bardzo mocno różnią się od żywych trupów z filmów George'a Romero.

Na swojej drodze bohaterowie spotykają wiele różnych osób. Tym samym King znów ma okazję do przedstawienia różnych form ludzkich zachowań w sytuacjach ekstremalnych. Większość tych spotkań ma charakter wybitnie epizodyczny, jak np. krótkie starcie z religijną fanatyczką (którego to wątku można się było po Kingu spodziewać). Jednakże jedno spotkanie będzie miało spory wpływ na losy bohaterów i kierunek rozwoju fabuły. Po kilku dniach wędrówki bohaterowie docierają do Akademii Gaiten, gdzie poznają dyrektora tej instytucji oraz młodego chłopaka, Jordana. To dzięki nim dowiedzą się, jak "telefoniczni" spędzają noce. Dalszy rozwój fabuły oraz teorie Jordana powodują, iż "Komórka" nabiera lekko cyberpunkowego posmaku, co w przypadku Kinga jest rzeczą w zasadzie nową.

Często stawianym książkom Kinga zarzutem jest ich objętość, na ogół wynikająca z przegadania. "Komórce" takiej wady wytknąć nie sposób. Akcja jest wyjątkowo wartka, wydarzenia rozgrywają się błyskawicznie i naprawdę trudno oderwać się od lektury. Czego mi tu brakuje? Może mocniej zaakcentowanego punktu kulminacyjnego? Również zakończenie nie do końca przekonuje - jest zbyt asekuracyjne. Tak, jakby King nie chciał wziąć odpowiedzialności za własne pomysły. W sumie więc "Komórka" to taki kingowy średniak. W latach 90., na tle takich pozycji, jak "Worek kości" czy "Serca Atlantydów", można by ją odczytać jako nieznaczny spadek formy. Jednakże po przekombinowanym "Łowcy Snów", nudnawym "Buicku 8" i dramatycznie słabym "Colorado Kid", "Komórka" pozwala mieć nadzieję, że King nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i w przyszłości stać go będzie na niejedno jeszcze pozytywne zaskoczenie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3724
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: reniferze 31.07.2012 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętam coś na kształt z... | p.a.
Byłam mile zaskoczona "Komórką".
A już zakończenie - super! Nareszcie coś innego niż kingowe banały, które zawsze mnie zniechęcały i zniesmaczały.
Użytkownik: p.a. 05.08.2012 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłam mile zaskoczona "Ko... | reniferze
Akurat fanem zakończenia nie jestem :) Ale... jakie banały? Podaj jakieś przykłady.
Użytkownik: reniferze 06.08.2012 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Akurat fanem zakończenia ... | p.a.
Za dużo w tych zakończeniach metafizyki - takie pójście na łatwiznę, zawsze jakieś gnijące dziecko czołga się w kierunku bohatera, wszyscy znienacka albo stają się opętani, odbywa się mega katastrofa giną itd., itp.. a tutaj nareszcie było inaczej - zostawił historię niedopowiedzianą. To mi się bardzo podobało.
Użytkownik: p.a. 07.08.2012 15:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Za dużo w tych zakończeni... | reniferze
Cóż, wymyślić dobre zakończenie do książki z okolic literatury grozy nie jest łatwo. No i bez tej metafizyki czasami ciężko w obrębie gatunku się poruszać. Dla mnie jednak zakończenie "Komórki" jest nazbyt ostrożne. Pewnie, że lepiej powiedzieć za mało, niż za dużo, ale odczułem jednak pewien niedosyt.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: